Pełzająca de-wojtylizacja

Interpretacje „prawicowe” wypierają dziś z debaty publicznej, a więc i ze świadomości szerszych kręgów społeczeństwa, inne odczytania pontyfikatu i przesłania Jana Pawła II. Oznacza to, moim zdaniem, że mamy do czynienia z pełzającą „de-wojtylizacją” Kościoła w Polsce. Znak, 10/2008



Tadeusz Bartoś – „liberalno-lewicowy” krytyk pontyfikatu – stawia tezę, że Papież w istocie zredukował chrześcijaństwo do etyki. Gdyby rzeczywiście zredukował, nie napisałby chyba swego Tryptyku rzymskiego, ale uważam, że jest w tezie Bartosia jakaś trafna intuicja w tym sensie, iż duszpasterska rutyna (ale nie Papieża, tylko proboszczów) chętnie takiej redukcji dokonuje kosztem chrześcijańskiej mistyki czy antropologii.

O ileż łatwiej powoływać się na Jana Pawła II w kampanii antyaborcyjnej – to jedyna, jak myślę, dziedzina, w której do dziś nauka papieska jest masowo wykorzystywana do mobilizacji katolickiej „moralnej większości” – niż na Wojtyłę filozofa czy ekumenistę gotowego (choć, rzecz jasna, akurat nie w kwestii aborcji czy antykoncepcji) na dyskusję, „w której racja może okazać się gdzie indziej”.

O ileż łatwiej wzywać do ekskomuniki minister zdrowia, bo zrobiła, co należało do niej jako do wysokiego urzędnika państwowego, i do bojkotu „Gazety Wyborczej”, bo jako pierwsza opisała sprawę zgwałconej – wersja „gwałtu randkowego” wydaje mi się bardzo prawdopodobna – nastolatki i nacisków, by urodziła dziecko (nacisków, w których brał udział ksiądz katolicki). O ileż łatwiej występować w roli obrońcy prymatu prawa naturalnego nad prawem stanowionym. O ileż łatwiej wreszcie rozprawiać o „cywilizacji śmierci”, podpierając się przy tym autorytetem papieskim.

Nie ma co marzyć, by równie wiele energii duszpasterze wkładali dziś w podtrzymywanie innych nauk Jana Pawła II. Odchodzenie od nich jest paradoksalnie skutkiem ich oficjalnej dominacji. Spłaciwszy trybut pamięci Papieża Polaka, z jego imieniem na ustach przechodzi się do robienia codziennej polityki. Broni się mediów ojca Tadeusza Rydzyka, ingerowania Kościoła w pracę rządu (myślę tu na przykład o sprawie refundacji z budżetu państwa leczenia bezpłodności metodą in vitro).

Poczucie, że Kościół ma praktycznie monopol na interpretację pontyfikatu Karola Wojtyły i na rządy dusz w Polsce pozwala dezawuować lub ignorować próby innych odczytań. Nie znam żadnego liczącego się katolickiego środowiska intelektualnego, które zabiegałoby o udział Tomasza Węcławskiego, Tadeusza Bartosia czy Stanisława Obirka w swoich debatach o stanie polskiego katolicyzmu.

Owszem, „Tygodnik Powszechny”, „Znak” i „Więź” publikowały ich teksty już po odejściu autorów od kapłaństwa, lecz nie słyszałem, by zapraszały ich instytucje będące formalnie częścią Kościoła, na przykład kościelne uczelnie wyższe czy kościelne czasopisma naukowe. Większym wrogiem okazuje się religijny dysydent niż duchowny orędownik lustracji w Kościele czy manipulator antysemita.

Moim zdaniem, katolicyzm polski po Janie Pawle II zżera polityka: tropienie agentów w szeregach Kościoła, atakowanie „Kościoła szeroko otwartego”, montowanie przymierza sił antysoborowych, antyekumenicznych, antyeuropejskich.

To, czy w Polsce nastąpiła redukcja religii do moralizatorstwa, jest rzeczą do dyskusji, ale to, że postępuje polityczna instrumentalizacja religii, grożąca jej redukcją do ideologii narodowo-prawicowej, pozostaje poza dyskusją, tak jak fakt, że partyjni liderzy prawicy przykładają do tego ciężkiego nadużycia rękę.

Skrzydło „liberalne” nie było w polskim katolicyzmie nigdy silne – choć przez pewien czas, zwłaszcza w epoce zmagań o podtrzymanie „Solidarności” w latach osiemdziesiątych, stało się tak znaczące, że obrady Okrągłego Stołu otwierał Jerzy Turowicz, jego wybitny przedstawiciel; nigdy też nie powstała w Polsce licząca się i trwała formacja chrześcijańsko-demokratyczna.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...