Wszystkim młodym kobietom, które przygarnia pod swój dach, Maria Bienkiewicz z Fundacji „Nazaret” powtarza jedno: „Nie zabijaj, niech twoje dziecko zobaczy słońce”. Magazyn Familia, 10/2008
Wszystkim młodym kobietom, które przygarnia pod swój dach, Maria Bienkiewicz z Fundacji „Nazaret” powtarza jedno: „Nie zabijaj, niech twoje dziecko zobaczy słońce”.
Ćwierć wieku temu, kiedy studiowała medycynę, koleżanka z akademii zapukała do drzwi jej mieszkania. „Nie umiem. Nie umiem sobie z tym poradzić” – powiedziała, drżąc.
Włożyła palto i poszły razem w listopadowy deszcz. W klinice, w wiadrze, w pokrwawionej szmacie leżały małe rączki i nóżki. „Dotknij” – powiedziała koleżanka, która chciała być położnikiem ginekologiem.
Maria uklękła. Zawahała się, ale sięgnęła do tego wiadra. Od tej pory nic nie było już takie samo jak wcześniej. Minęły 24 lata, a ona wciąż trzyma w rękach tamto dziecko…
Maria czy Magdalena
Przy szóstej ciąży lekarze ostrzegali mamę Marii, że nie da rady urodzić, że powinna ją usunąć.
„Ma pani przecież piątkę innych dzieci. Kto się nimi zajmie?” – argumentowali. „Bóg się tym zajmie” – postanowiła. Nie przeżyła porodu, zmarła razem z dzieckiem. Marysia trafiła do domu dziecka.
Był czas, że chciała zapomnieć wszystko, co przeżyła w tym domu. Nawet to imię: Maria. Po tym, jak zatrzasnęła za sobą jego bramę, zaczęła przedstawiać się drugim imieniem: Magdalena.
Oba dała jej mama. Teraz znowu używa pierwszego imienia. „To przez te dzieci. Za każdym razem, gdy się któreś rodziło, matki przychodziły je pokazać albo przysyłały zdjęcia. I pisały: „Dałam córce na imię Magdalena. Na pani cześć, pani Magdo”. A ja myślałam: „Przecież nie jestem Magdalena. Jestem Maria”.
W pokoju na Mokotowie ma mnóstwo książek i płyt. Z muzyką i filmami. Niektóre o miłości. Kilka o wojnie. Kilka o niej samej. Przyjaciele nagrali z telewizji, wypalili na CD.
Jest jeszcze album.
W albumie różne zdjęcia: noworodkowe, chrzcielne, szkolne. Jak to w albumie. Z każdej fotografii patrzą inne oczy: piwne, niebieskie, zielone, niektóre czarno-białe. Różne dzieci. Różne marzenia. Różne mamy i różni tatusiowie. Tylko gdzieś na dnie serca ten sam lęk.
„Psychologowie twierdzą, że jest w tych dzieciach syndrom lęku, pamięć, że miały nie przeżyć – kiwa głową Maria, która odnalazła swoje imię. – Tkwi to w ich psychice, nawet jeśli dzień, kiedy miały umrzeć, wypadał w piątym tygodniu od poczęcia”.
Bo Maria tak właśnie liczy życie.
Światło
Ile jest tych, co nie przeżyły, nikt nie wie. „Moja przyjaciółka, lekarz ginekolog, mówi, że sama zabiła ich ponad tysiąc”.
Gdy wtedy w tamtej klinice, gdzie dotknęła szczątek, wyszła na korytarz, zobaczyła dziewczynę. Siedziała, ręce trzymała na kolanach. Mokra, szara i bez życia. Magdalena nie musiała o nic pytać.
„Ty też przyszłaś tu zabić swoje dziecko?” – zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyciągnęła do tamtej ręce. „A dokąd ja pójdę? – dziewczyna podniosła na nią oczy spuchnięte i sine. – Matka mnie wypędzi”. „Do mnie” – postanowiła Magdalena.
Wtedy, w stanie wojennym i w całym okresie Polski Ludowej, ginekolog nie mógł odmówić wykonania zabiegu przerwania ciąży, jak to się mówiło, a w praktyce – zabicia dziecka nienarodzonego. Dopiero od roku 1993, kiedy weszła w życie Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, można odmówić. Można być obrońcą życia.
Jednak obrońcy życia i lewicowa inteligencja nie mogą znaleźć wspólnego języka. Jakby byli z innych światów i mówili innymi językami. Jedni widzą w krwawej plamie tkanek dziecko, drudzy embrion.
„Może to naprawdę inna cywilizacja? – zastanawia się Maria. – A może gdyby pani feministka wzięła kiedyś martwe dziecko do ręki, jej życie też stałoby się inne? Jak moje?”.
Może nawet tę jej Fundację – „Nazaret” – założyłyby razem…
Poddasze dla matek
Pytanie: „Gdzie ja się z tym dzieckiem podzieję?” powtarzało się później wielokrotnie. I wielokrotnie padała ta sama, jak wtedy, odważna odpowiedź: „U mnie!”. U mnie – znaczyło czternaście metrów kwadratowych na strychu na Chełmskiej, w chłodzie i wilgoci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.