Każde pielgrzymowanie zaczyna się od jakiegoś wezwania, niekoniecznie tak spektakularnego jak powołanie Abrahama. Najczęściej przecież decyzja, by wyjść „z ziemi rodzinnej i z domu swego ojca", rodzi się stopniowo i bez fajerwerków. List 7-8/2007
Właśnie włączenie się w tą wielowiekową tradycję, świadomość, jak wielu podobnych do mnie pielgrzymów przeszło przede mną Camino, sprawiły, że zdecydowałam się pójść do Santiago, a nie na przykład na wycieczkę w Pireneje. Kościół pokazuje - i jest w tym jakaś głęboka mądrość- konkretną historię w konkretnym miejscu i zachęca, by trwać przy formach kultu, które przez stulecia okazywały się dobre i skuteczne. Uczy też pokory, bo oto jestem jedną z dziesiątków, setek pielgrzymów przewijających się każdego dnia przez kolejne wioski Camino i samo sanktuarium. Nikt nie ma taryfy ulgowej, nie ma łask „po znajomości". Wielki dzień, jakim było dla naszej grupy dotarcie do bazyliki i pokłonienie się św. Jakubowi, był prawdopodobnie jednym z setek podobnych każdego roku w tym mieście.
Gdy planowałam swoją pielgrzymkę i zastanawiałam się, jak poradzą sobie beze mnie moi bliscy i znajomi, jak potoczą się beze mnie różne sprawy, dostałam mądry list, w którym przeczytałam: „Mówi się: nie ma ludzi niezastąpionych. Ale nikt nie przejdzie twojej drogi". Wiele razy wracały do mnie te słowa, bo świadomość „bycia zastępowalnym" to jeszcze mało, trzeba przecież odnaleźć tę własną drogę i konsekwentnie nią podążać. Na Jakubowym szlaku chwila nieuwagi kończyła się często zgubieniem szlaku; nagle w zasięgu wzroku nie było ani jednej charakterystycznej żółtej strzałki. Gdy wyruszaliśmy jeszcze przed świtem, trzeba było naprawdę bystrego oka, by je wypatrzeć w ciemnościach. To wszystko uczyło uwagi, by nie przejść obok tego, co ważne, nie widząc wskazówki na dalszą drogę.
Po kilku dniach pielgrzymki zaczynały dawać się we znaki fizyczne dolegliwości: a to odciski i bąble, a to przypalony nos, a to plecak zdecydowanie cięższy niż zalecana (maksymalnie!) 1/10 masy ciała. Czasami pielgrzym staje nawet wobec decyzji, czy nie pokonać kolejnego etapu autobusem, by dać odpocząć zmęczonym stopom. Ja nie chciałam się poddać mimo dotkliwej rany na śródstopiu. Przez jeden z etapów Camino powtarzałam tylko to jedno zdanie z Listu do Koryntian: Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,10), i stało się ono mottem całej mojej dalszej wędrówki, nawet gdy ból już nieco ustąpił. To właśnie w tych trudnych chwilach pojawiali się dobrzy ludzie, gotowi pomóc, pocieszyć albo zwyczajnie i po cichu towarzyszyć, zawsze o krok za mną. Wtedy tym bardziej trzeba zawierzyć Panu to swoje dreptanie. Przypominają się słowa pięknego błogosławieństwa wypowiadanego przez kapłana nad pielgrzymami, by Bóg był im „towarzyszem w drodze, przewodnikiem na rozstajach, ulgą w zmęczeniu, cieniem w upale, światłem w ciemnościach, pocieszeniem w troskach i siłą w ich postanowieniach". Camino to także szkoła ufności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.