Dla nas pielgrzymka jest czymś egzotycznym, nawet jeśli w Krakowie idzie na nią osiem tysięcy osób, liczba ta w zestawieniu z liczbą mieszkańców miasta jest niewielka. Dla średniowiecznych ludzi pielgrzymowanie było czymś normalnym, zwykłym aktem religijności. Na pielgrzymkę po prostu „się chodziło". List 7-8/2007
Kiedy pielgrzymki przestały być tak ważne?
W okresie reformacji. Reformacja podkreślała wyłączność Boga, kult świętych poszedł w odstawkę i to, co było pewną namacalną, dotykalną substancją pielgrzymki, jak święty grób, obraz, zostało zakwestionowane. Reformacja pytała o wiarę, a ponieważ była reakcją na wiele zjawisk postrzeganych jako patologiczne, nastąpił efekt wahadła: skoro coś przeradza się w praktyki wręcz zabobonne, to należy z tego zrezygnować, wyrzucić do kosza. Zanim wahadło powróci do równowagi, musi minąć trochę czasu.
Istnieje jednak w chrześcijaństwie, znacznie starsza niż protestancka, tradycja, zgodnie z którą pielgrzymki to coś zbędnego czy wręcz szkodliwego. Takie poglądy głosił jeden z największych teologów, św. Grzegorz z Nyssy.
Tomasz a Kempis też wołał: „Gonią po całym świecie za tym, co mają w swoim parafialnym kościele". Podobnie św. Grzegorz: „Podróżuje się z Kapadocji do Palestyny, zamiast podróżować do Ciała Pana".
Rodzi się jednak pytanie, czy jest to krytyka pielgrzymki, czy jej wypaczenia. Św. Grzegorz z Nyssy wzywał do częstego przyjmowania Eucharystii, ale trzeba przypomnieć, że jej przyjmowanie też ma w Kościele swoją historię. Na samym początku przyjmowano ją codziennie, a potem (w średniowieczu) dwa, trzy razy w roku i to był szczyt świętości. Św. Jadwiga mogła codziennie uczestniczyć we Mszy św., ale do Komunii przystępowała trzy razy w roku - takie było po prostu jej wyczucie sacrum. W jej najbliższym otoczeniu byli jednak czescy duchowni, którzy już wtedy postulowali codzienną Komunię. Różne, nieraz sprzeczne, poglądy na temat tego samego zjawiska są w Kościele bardzo ważne. Nawet najostrzejsza krytyka pielgrzymek służy temu, aby ci, którzy na nie chodzą, zastanowili się nad swoimi motywacjami.
Skoro religia odgrywała w średniowieczu tak ważną rolę, to czy można powiedzieć, że tożsamość ówczesnego człowieka była przede wszystkim tożsamością chrześcijańską?
To dość skomplikowana sprawa. W pewnym skrócie można powiedzieć, że w Europie średniowiecznej najpierw pojawiało się myślenie w kategoriach lokalnych, plemiennych, rodowych. Potem pojawiło się myślenie uniwersalne, a dopiero na końcu - myślenie w kategoriach narodowych. Etap wykształcania się państw narodowych na podłożu średniowiecznej Christianitas jest niesłychanie interesujący. Kraje, czy też ludy europejskie, dochodziły do odkrycia własnej tożsamości, wychodząc od poczucia wspólnoty, przynależności do czegoś jednego i bardzo ważnego. Ich odrębność, która zaczynała się wtedy kształtować, nie była pojmowana jako coś, co może budzić agresję, skierować je przeciw sobie. To proces poniekąd odwrotny do tego, który obserwujemy w czasach nowożytnych czy współczesnych. Dzisiaj wchodzimy do wspólnej Europy, myśląc przede wszystkim o własnym interesie narodowym, a tak chyba trudno budować prawdziwą wspólnotę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.