Był rozczochrany: czy promieniował Boskością?

Jeśli Chrystus jest Bogiem, to czy pozostaje w Nim jeszcze miejsce na zwykłe człowieczeństwo, od przestrzenno-czasowych ograniczeń poczynając, przez podatność na zmęczenie, pragnienie czy głód, na niestałości emocjonalnej i nieustannym wystawieniu na pokusy kończąc? List, 11/2007




Trzeci wątek - realność Chrystusowego ciała - najdobitniej ujawnia się w scenach Pasji. Nie dają one żadnego powodu, by wątpić w realność Jego fizycznego cierpienia i śmierci. Przeciwnie, to w nich właśnie, a dokładniej w wierności Ojcu na przekór okropnościom męki, ujawniła się wielkość człowieczeństwa Jezusa. I nawet jeśli ewangeliści poza opisami paschalnymi nieczęsto mówią o związanych z ciałem niedomaganiach Jezusa (Janowa wzmianka o zmęczeniu jest tutaj wyjątkiem - por. J 4, 6), to nie ma podstaw, by sądzić, że były mu oszczędzone. Marzł w zimie i pocił się w skwarze. Rano wstawał rozczochrany i wymiętoszony, jak wszyscy. Po długim wysiłku dostawał zadyszki. Jeśli chodził po wodzie, to dzięki Bożej mocy, a nie szczególnym własnościom stóp.


Niczego byśmy nie zauważyli?


Dziś, z perspektywy kilkunastu wieków, w ciągu których chrześcijanie jasno wyznają i czczą Boga w Jezusie, może się nam wydawać dziwne, że współcześni Jezusowi nie potrafili w Nim rozpoznać Boga. Jak to? Żyli obok Niego przez lata i się nie zorientowali? Niczego nie zauważyli? Taki sposób myślenia zdradza, że ciągle mamy problem z realistycznym pojmowaniem człowieczeństwa Jezusa. Jeśli było ono prawdziwe, to na co dzień nie „świeciło" boskością. Tam, gdzie przechodził Jezus, nie wytryskały źródła najczystszej wody, nie zakwitały kwiaty i nie rozchodził się najwspanialszy zapach. Kiedy był zmęczony drogą (por. J 4, 6) nie podfruwał, żeby nieco sobie ulżyć. Nie sprawiał, że w warsztacie stolarskim ciężkie bale drewna same się przesuwały… Niestety naszym wyobrażeniom o Jezusie przed zmartwychwstaniem bardzo szkodzą pewne pobożnościowe uproszczenia, które w istocie prowadzą do mitologizacji Jego postaci i odzierają Go z realnego człowieczeństwa. To zaś ma bardzo poważne skutki dla naszej wiary. Jak bowiem naśladować takiego półboskiego Jezusa, który niemal nie dotyka ziemi?

Sądzę, że warto pogodzić się z myślą, że gdyby Jezus z okresu „życia ukrytego" został przeniesiony w nasze czasy i zamieszkał w jednym z mieszkań naszego bloku albo w domu na naszej ulicy, to prawdopodobnie nie zwrócilibyśmy na Niego szczególnej uwagi. Być może nawet spoglądalibyśmy nań z odrobiną politowania skrywającego zazdrość, którym nieraz obdarzamy uczciwych i niezwykle uczynnych ludzi - bo nigdy nie mają dla siebie czasu i nie dorobią się przez to fortuny….. Jeździlibyśmy z Nim windą, autobusem, spotykali Go w sklepie i… nic by się pewnie nie działo. A na pierwszą wieść o tym, że zaczął głosić kazania i uzdrawiać, stuknęlibyśmy się w czoło i zapytali: „Zwariował chłopak, czy co?". Dopiero przezwyciężenie tej pierwszej reakcji, połączenie treści nauczania i znaków ze stylem życia, mogłoby nas wprowadzić na drogę wiary.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...