Spory chrystologiczne wciąż trwają i wszystkie mają jedno zasadnicze źródło. Od samego początku - od powstania Nowego Testamentu - nieustannie ścierają się w Kościele dwa spojrzenia, dwa sposoby mówienia o Jezusie: jedno - synoptyków, a drugie - św. Jana. List, 11/2007
Ojcze, wydawać by się mogło, że spory dotyczące Jezusa Chrystusa zostały w Kościele już dawno zażegnane, że wszystko już ustalono. Tymczasem wciąż pojawiają się pytania dotyczące Syna Bożego, na przykład: „Czy działał On w innych religiach? Czy tylko w historycznym Jezusie wypełniła się zbawcza misja?".
Spory chrystologiczne rzeczywiście wciąż trwają i wszystkie mają jedno zasadnicze źródło. Od samego początku - od powstania Nowego Testamentu - nieustannie ścierają się w Kościele dwa spojrzenia, dwa sposoby mówienia o Jezusie: jedno - synoptyków (świętych Marka, Łukasza i Mateusza), a drugie - św. Jana. Te dwa spojrzenia reprezentowane są w teologii przez dwie szkoły: antiocheńską i aleksandryjską. Powstały one w starożytnym Kościele i wzięły swoje nazwy od miast, w których się narodziły - od syryjskiej Antiochii i egipskiej Aleksandrii.
W Antiochii, gdzie prezentowano spojrzenie synoptyków, akcentowano człowieczeństwo Chrystusa. Hasłem stało się sformułowanie Homo assumptus, czyli „człowiek (został) przyjęty” przez Słowo. Trzeba jednak zauważyć, że już w samym tym sformułowaniu kryje się pewne niebezpieczeństwo. Bo kim jest człowiek? Jest osobą. Można więc dojść do wniosku, że w momencie Wcielenia, człowiek, w którego wcieliło się Słowo, jako osoba już istniał. Jak zatem to się odbyło? Czyżby do istniejącej osoby dołączyła osoba Słowa Przedwiecznego i obie w Chrystusie trzymają się za ręce, patrząc sobie w oczy? To przecież herezja...
To właśnie głosił Nestoriusz: Maryja nie urodziła Boga, tylko człowieka, a w Chrystusie istniały dwie osoby.
Właśnie. Choć dziś historycy i teologowie spierają się, czy przypisywane mu poglądy, które słusznie potępił Sobór w Efezie, rzeczywiście były jego poglądami; co za tym idzie: czy Nestoriusz naprawdę był heretykiem.
A druga szkoła?
Szkoła aleksandryjska, jak wspomniałem, inspirowała się teologią św. Jana Ewangelisty. Całe chrześcijaństwo zachodnie, począwszy od św. Augustyna, przez św. Tomasza, właściwie po dzień dzisiejszy, poszło za nią. To teologia, której symbolem stało się sformułowanie: Verbum caro, czyli Słowo (stało się) ciałem. W tym ujęciu nie ma żadnego problemu z bóstwem Chrystusa, gorzej jest z Jego człowieczeństwem, które jakby trochę się rozmywało. Słowo tak przyjęło i tak przemieniło ciało, że pojawiło się niebezpieczeństwo przesadzenia w drugą stronę. I w pewnym momencie rzeczywiście tak się stało. W V w. mnich Eutyches stwierdził, że w chwili Wcielenia Chrystus został tak przebóstwiony, że właściwie znikło jego człowieczeństwo. Powstała w Nim jedna natura - gr. mone physis (stąd nazwa herezji: monofizytyzm).
A my wciąż wierzymy, że przyjęcie spojrzenia aleksandryjskiego, co miało miejsce na Zachodzie, stwarza jednak pewien trudny do rozwiązania problem ludzkiej wiedzy Jezusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.