Otwierasz oczy, jest środek nocy, nie wiesz, dlaczego się obudziłeś, ale czujesz jakiś wewnętrzny niepokój. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, chociaż w ciemności niewiele można zobaczyć. Coś ci jednak podpowiada, że ktoś się zbliża. Zaczynasz dostrzegać, że tuż przed tobą mrok zaczyna gęstnieć, pulsować... List, 9/2008
Otwierasz oczy, jest środek nocy, nie wiesz, dlaczego się obudziłeś, ale czujesz jakiś wewnętrzny niepokój. Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, chociaż w ciemności niewiele można zobaczyć. Coś ci jednak podpowiada, że ktoś się zbliża. Zaczynasz dostrzegać, że tuż przed tobą mrok zaczyna gęstnieć, pulsować, przybierać fantastyczne kształty, jakby był żywą istotą
Strach, który cię ogarnia, nie ma w sobie nic ludzkiego. To strach zwierzęcia, któremu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Nawet jeślibyś sobie wmawiał, że to sen, zwidy, ciało cię nie posłucha, jakby wiedziało więcej niż ty. W końcu dopada cię panika, chcesz się zerwać, ale nie możesz się ruszyć, próbujesz krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z twoich ust...
Opisane wydarzenie mogło mieć miejsce wczoraj w nocy, ale równie dobrze kilkanaście tysięcy lat temu. W każdej części świata, pod każdą szerokością geograficzną, we wszystkich epokach ludzie opowiadali sobie równie, a także o wiele bardziej przerażające historie. Zawsze pojawiała się w nich tajemnicza zjawa. Nie sposób jej opisać, trudno nawet powiedzieć, czy to duch, demon, czy może człowiek. Za każdym razem przybiera inną postać. Jedno z najsłynniejszych jej przedstawień wyszło spod ręki Henry'ego Fu-selego, dziewiętnastowiecznego szwajcarskiego malarza. Zgodnie z intencją autora dzieło miało wzbudzać grozę i - rzecz oczywista - zapewnić mu sławę. Wystawione po raz pierwszy w 1871 r. w Królewskiej Akademii Sztuki w Londynie wywołało zamierzony efekt. Z obrzydzeniem pomieszanym z ciekawością tłumy ludzi wpatrywały się w obraz, na którym kreatura, podobna do diabła, dusi młodą kobietę, siedząc na jej piersi. Demon wygląda tak, jakby został przyłapany przez widza na gorącym uczynku, ale w jego oczach nie widać zaskoczenia. Jakby był pewien, że ofiara jest już jego i nikt nie zdoła mu jej odebrać. Scenie przygląda się jeszcze jeden widz - pokraczny stwór, przypominający konia, z wybałuszonymi, pokrytymi bielmem ślepiami. Z wyrazem zadowolenia patrzy, jak młoda kobieta walczy o życie. Być może to wierzchowiec demona albo jego kamrat... Nie wiadomo.
Obraz Fuselego nosi tytuł „Nocna mara". W przekazach ludowych mara to demon, diabeł, duch człowieka zmarłego nagłą śmiercią, np. samobójcy. Zgodnie z ludową wiedzą, marą zostawała też po śmierci czarownica, wiedźma czy zatwardziały grzesznik. Czasami za marę uznawano żywego człowieka, np. czarownicę, siódme lub najmłodsze dziecko w rodzinie, albo osobę o zrośniętych brwiach czy jakimś wyraźnym defekcie urody. Bywała nią dusza, która opuszczała ciało śpiącego człowieka, aby swawolić, rozkoszować się wolnością. Chociaż zwana była najczęściej marą, imion miała bez liku. Mówiono o niej strzyga, zmora, dusiołek, w Anglii określano ją mianem „starej jędzy", w Wietnamie zaś „szarym duchem". Jedni widzieli ją jako wychudzoną, starą wiedźmę z obwisłymi piersiami, z ciałem zarośniętym włosiem niczym zwierz. Inni znowu jako rozkładającego się, cuchnącego stęchlizną trupa lub ponętną kobietę czy też jako przystojnego starszego pana, w szlacheckim kontuszu z kapelusikiem i kopytami zamiast nóg. Nie ograniczała się jednak do postaci ludzkich, nachodziła ludzi jako łasica, ropucha, pies, szczur. Niekiedy stosowała sprytny kamuflaż - zmieniała się w dowolną rzecz, szczotkę do włosów, widły. Bez względu jednak na imię, wygląd, region występowania, taktyka dręczenia ludzi była zawsze bardzo podobna. Najczęściej sadowiła się na piersi ofiary, aby ją dusić, gryźć, szarpać za włosy, pić krew. Niekiedy miała bardziej przyziemne zachcianki. Lubiła namiętnie obcałowywać swoich wybrańców. Zaś niektóre z mar z niewiadomych powodów przerzucały się z krwistej na mleczną dietę. Aby nie zostać posądzonym o gołosłowność, przytoczę relację świadka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.