W sporach o formę liturgii Mszy nie chodzi o język, o szaty liturgiczne, o to, w którą stronę zwrócony jest kapłan, ale o pewną koncepcję człowieka, Kościoła, Ofiary Chrystusa, o formację duchową chrześcijan. List, 1/2009
Dlaczego?
Bo tradycjonaliści uważają, że dawny ryt mszalny jest lepszy. Nie pozostali przy nim dlatego, że »-
mają cześć dla języka Cycerona czy dawnej formy liturgii, ale dlatego, że uważają, że nowa Msza nie w pełni wyraża istotę Eucharystii. Wartościują. I dlatego nie sądzę, że zbyt długo będą zadowalali się statusem „nadzwyczajnego wyrazu modlitwy", jaki dla ich rytuału zarezerwował dzisiaj Benedykt XVI. Z lefebrystami jest jeszcze gorzej: oni chcą wprost odwołania dokumentów ostatniego Soboru. Nie łudźmy się, spór nie idzie ani o łacinę, ani o to, w którą stronę ma się obracać kapłan, sprawujący Najświętszą Ofiarę, ale o teologiczną i ideologiczną wizję Kościoła.
To znaczy...
Msza Piusa V to nie tylko mówienie po łacinie i celebrowanie przodem do ołtarza, a tyłem do wiernych. Za nią stoi cała duchowa i teologiczna tradycja, z której znaczenia my sobie dzisiaj nie zdajemy sprawy, i myślę, że nie zdają sobie z niej sprawy nawet ci, którzy o tę liturgię walczą. W czasie pobytu u wspomnianych sióstr czytałem książkę Hansa Ursa von Balthasara „Kim jest chrześcijanin" (wyd. pol.: Editions du Dialogue, Paryż 1971). Powstała tuż po Soborze i podczas lektury wyraźnie się to odczuwa.
Czytelnik dostrzega, że tego wielkiego teologa bardzo cieszą reformy, ale nie wszystko mu się podoba. Podczas lektury moją uwagę przykuły słowa: „Czyż poza przestrzenią i ponad czasem historycznym nie uobecnia się [w Eucharystii] sama pełnia czasu, skoro Syn Boży obarczony brzemieniem grzechów świata, brzemieniem moich grzechów, porażony błyskawicą Sądu Bożego, zstępuje do wiekuistej nocy?
Na tym etapie nie ma jeszcze żadnej wspólnoty. Istnieje jedynie mnóstwo atomów grzechu. I ja istnieję jako jeden z nich" (s. 35). Można powiedzieć, że to tylko jedna z duchowych interpretacji Eucharystii, ale podkreśla ona, wysnuty z przedsoborowej liturgii mszalnej, wątek niegodności grzesznego człowieka wobec niewyobrażalnej świętości Chrystusowej Ofiary. W Mszy trydenckiej jesteśmy przechodniami, gośćmi. Patrzymy na Ofiarę, którą składa kapłan, i z Bożego nieskończonego miłosierdzia jesteśmy w nią włączeni. Łączymy się i... Co potem? Znowu się rozsypujemy na „atomy grzechu"?
My, dzisiaj, jesteśmy wychowani w przekonaniu, że kiedy przychodzimy do kościoła, już jesteśmy wspólnotą. Chrystus już jest między nami obecny, bo to On nas zwołuje i my jako wspólnota ofiarę Chrystusa, razem z Nim, celebrujemy. Można powiedzieć, że liturgia posoborowa podkreśla aspekt naszej godności, jako dzieci Bożych. Oba te aspekty - godność i grzeszność - wyrażają prawdę o nas, i moim zdaniem oba są doskonale obecne w posoborowym rycie mszalnym. Tradycjonaliści zapewne tak nie uważają.
Ale we Mszy nie ma ani słowa o tych „atomach".
Nie ma. Jednak już w średniowieczu zaczęto uważać, że świeccy tylko asystują we Mszy. Ofiara dokonuje się „tam z przodu" w obecności kapłana, jedyne, co może zrobić reszta wiernych, to na nią popatrzeć. Nikt nie mówił wtedy: „uczestniczyłem we Mszy".
Raczej „wysłuchałem Mszy".
No właśnie, a we Francji: „byłem zobaczyć Boga". To myślenie nie jest obce także innym chrześcijanom. W pewnym stopniu jest obecne do dziś na przykład w prawosławiu. W cerkwi, jeżeli ktoś nie przyjmuje Komunii Świętej, wcale nie musi być obecny na liturgii od początku do końca. Może sobie przyjść, pobyć chwilę w atmosferze nieba, Boskiej liturgii. To mu wystarczy: widział Boga, pomodlił się i wychodzi, a święta liturgia trwa dalej.
Z pewnością można i tak, ale przecież teologia, a co za tym idzie - nasze poznanie Boga i Kościoła, rozwijają się. Skoro doszliśmy do przekonania, że jesteśmy wspólnotą, i we Mszy jako wspólnota uczestniczymy, to dlaczego mamy się teraz cofać?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.