W sporach o formę liturgii Mszy nie chodzi o język, o szaty liturgiczne, o to, w którą stronę zwrócony jest kapłan, ale o pewną koncepcję człowieka, Kościoła, Ofiary Chrystusa, o formację duchową chrześcijan. List, 1/2009
Powtarzam, w sporach o formę liturgii Mszy nie chodzi o język, o szaty liturgiczne, o to, w którą stronę zwrócony jest kapłan, ale o pewną koncepcję człowieka, Kościoła, Ofiary Chrystusa, o formację duchową chrześcijan. Niektóre reformy Soboru Watykańskiego dotarły do Polski dopiero w latach 80. XX w.
Dopiero przyjęliśmy Sobór Watykański II - choć chyba jeszcze nie do końca - i teraz co, wszystko na odwrót, tylko dlatego, że niektórzy na Zachodzie nadużywali dokumentów soborowych lub ze Mszy św. czynili jakieś niestworzone mityngi? Zwracam uwagę, że w Polsce ruch tradycjonalistyczny czy lefebrystyczny właściwie nie zaistniał. Dlaczego? Bo my przyjęliśmy Mszał Pawła VI jako autentyczny ryt, ze wszystkimi rubrykami i zaleceniami, a nie - jak to było na Zachodzie - jako rodzaj propozycji ad libitum, zachęcającej do eksperymentów i udziwnień.
W koncepcji Kościoła głoszonej przez tradycjonalistów, a głównie przez lefe-brystów, nie ma miejsca na ekumenizm ani na dialog z innymi religiami - nie ma o czym rozmawiać, wszyscy mają się nawrócić, to jest: powrócić na łono Kościoła...
W 1989 r. pojechałem wraz z kilkoma braćmi na Łotwę. Kościół łotewski w tamtym czasie nie miał jeszcze nowej liturgii, odprawiano „po staremu". Biskupi, dopóki Łotwa znajdowała się w ZSRR, bali się jakichkolwiek zmian.
15 sierpnia pojechaliśmy do Agłony, byłego klasztoru dominikanów, bardzo ważnego miejsca dla historii tego kraju - moi współbracia przed kilkoma wiekami po raz pierwszy przetłumaczyli tam Biblię na język miejscowy (ładgalski). To najważniejsze na Łotwie sanktuarium maryjne z cudownym obrazem Matki Bożej.
Mimo zarządzeń komunistów, zabraniających urządzania procesji podczas nabożeństw, a nawet wystawiania głośnika na zewnątrz kościoła, co roku przybywały tam tłumy. Pewien diakon, który odważył się wystawić głośniki, przez dziesięć lat musiał czekać na święcenia kapłańskie. Komuniści powiedzieli kardynałowi Julijansowi Vaivodsowi, aby go nie wyświęcał, bo i tak nie pozwolą mu objąć żadnej parafii.
W 1989 komunizm chylił się ku upadkowi - atmosfera była zupełnie inna. Panowało radosne podniecenie, bo okazało się, że będzie sprawowana Msza na zewnątrz kościoła (z nagłośnieniem), odbędzie się też procesja eucharystyczna. Co więcej, po raz pierwszy na Łotwie zostanie odprawiona Msza w języku narodowym. Euforia była nieprawdopodobna. W świątyni tłum ludzi odmawiających różaniec. Odmawiano go przez całą noc - bez przerwy; kiedy kończono jeden, zaczynano następny.
Zauważyłem, że w sanktuarium co rusz pojawia się jakiś łotewski ksiądz, by choć na chwilę się pomodlić, odprawić Mszę, a potem wrócić do swojej parafii. Wyglądało to mniej więcej tak. Wszyscy zgromadzeni w kościele odmawiali różaniec: „Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty...". Nagle dzwonek: dzyń... dzyń... dzyń... Cisza. W oddali, przed ołtarzem z cudownym obrazem, kapłan podnosi Hostię. Dzyń... dzyń... dzyń... Podnosi kielich.„...między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus, Święta Mario, Matko Boża...".
Dwadzieścia minut przerwy i znów to samo: dzyń... dzyń... dzyń... Znowu cisza. Podnosi Hostię. Dzyń... dzyń... dzyń... Kielich. I tak przez całą noc. Niezwykle wzruszający widok: rozmodleni ludzie, kapłani przyjeżdżający z całego kraju, by odprawić Mszę przed obrazem Matki Bożej i ten, wyrażający się w chwilowej ciszy, szacunek dla odprawianej gdzieś w głębi kościoła Eucharystii. Z drugiej jednak strony, Msza święta, w której nie uczestniczył zgromadzony w kościele Lud Boży, była dla mnie czymś trudnym do zrozumienia i zaakceptowania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.