Nie lubię braw

Kiedyś w klasztorze w Pniewach widziałem siostrę, jak odchodziła z tego świata i już przed tym ostatnim progiem do wieczności była pogrążona w niebiańskim stanie. Chciałbym być tak blisko tej ostatecznej Tajemnicy, ale jeszcze jej nie dosięgam, jeszcze się jej lękam. Idziemy, 23 marca 2008



Czy po 40 latach twórczości jest Pan bliżej Boga, a Bóg jest bliżej Pana?

To brzmi banalnie, ale tak. Coraz mniej sieję w sobie lęku i obaw. Kiedyś w klasztorze w Pniewach widziałem siostrę, jak odchodziła z tego świata i już przed tym ostatnim progiem do wieczności była pogrążona w niebiańskim stanie. Chciałbym być tak blisko tej ostatecznej Tajemnicy, ale jeszcze jej nie dosięgam, jeszcze się jej lękam. Ale jestem bliżej niż 15, 10 lat temu. Coraz mocniej wierzę, że nasza obecność na tym padole jest drogą, a nie celem.

Nie ukrywa Pan, że każda faza Pańskiego życia, etapy duchowego i twórczego dojrzewania, były „obnażane teatralnie”. Jednocześnie przyznaje Pan, że coraz rzadziej przygotowuje nowe spektakle. Czy to oznacza, że wszystko zostało już powiedziane? Czy może jest jakaś prawda lub tęsknota niewypowiedziana na scenie? Z czym pragnie się Pan jeszcze zmierzyć?

Chciałbym zmierzyć się z przejściem, ze śmiercią, z granicą ludzkiej egzystencji na tej ziemi. Wydaje mi się, że jest w tym dużo cudowności i pewnej prawdy, której jeszcze nie dotknąłem i stoję bezradny wobec niej. Jest we mnie przeczucie tego momentu, otwierającej się szczeliny, ale to moje zaglądanie w nią nie ma jeszcze pełni, głębi. Chcę jednak dać temu przeczuciu świadectwo. Czuję taką szansę i możność, że mogę to robić. I wydaje mi się, że powinienem, żeby nie być w tym przeczuciu sam... Nie śpieszę się jednak. Chciałbym być – w dobrym znaczeniu – ubogi. Jestem ostrożny, daję sobie czas.

Czy w tej szczelinie jest światło?

Tak. Wszystko, co budujemy na ziemi, wypływa z przeczucia i tęsknoty. Coraz więcej mam takich znaków jasności po tamtej stronie. Ale przecież jestem po tej. I to wszystko jeszcze może się zawalić... Niczego nie możemy być pewni.

Ten ból niepewności i tęsknota za czymś lub Kimś stałym, odwiecznym, niezmiennym, to chyba najważniejsze cechy Pańskiej sztuki?

Mój teatr jest symbolem naszego losu, kłopotu, jaki mamy z życiem, poczucia braku. Myślę, że twórczość rodzi się właśnie z niezaspokojenia, z potrzeby znalezienia równowagi, a więc dotarcia do prawdy o człowieku. Jesteśmy przecież w miejscu, które nie daje pełni szczęścia, choć my ku tej pełni dążymy. Moim zdaniem teatr ma pomagać zinterpretować rzeczywistość i ma nas uspokoić. Chodzi o moment, gdy nasz czas dobiegnie końca. Ważne, by wtedy nie było krzyku przerażenia i rozpaczy. Najsilniej wyraziłem to w spektaklu pt. „Odchodzi” według sztuki Tadeusza Różewicza.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...