O co chodzi w Gruzji?

Po kilku dniach walk gruzińsko–osetyjskich i gruzińsko–rosyjskich i kilkunastu dniach rosyjskiej okupacji części Gruzji, Moskwa uznała dwie samozwańcze republiki: Abchazję i Osetię Południową. W efekcie mamy dramatyczne pogorszenie stosunków Rosja–Zachód (w tym Rosja–Polska). Idziemy, 7 września 2008



Kto jest winny? Być może należałoby powiedzieć: Józef Wissarionowicz Stalin. Konflikt w Gruzji narastał od lat, a jego główną przyczyną jest takie ukształtowanie granic w regionie, dokonane właśnie przez Stalina, że starcia między poszczególnymi narodami kaukaskimi były po prostu nieuniknione. Pomagało to Moskwie postępować według zasady „dziel i rządź”.

Abchazja, będąca za czasów ZSRR republiką autonomiczną w ramach Gruzji, wystąpiła przeciwko Gruzinom od chwili uzyskania przez nich niepodległości. W 1992 r. proklamowała niepodległość, a wojna abchasko-gruzińska trwała dwa lata. Dla Rosji była to okazja wsparcia Abchazów przeciwko Gruzji.

Z kolei Osetia Południowa była za czasów ZSRR obwodem autonomicznym. Tu pierwsze walki z Gruzinami wybuchły w 1990 r.; wbrew obietnicom, Tbilisi zlikwidowało południowoosetyjską autonomię. W efekcie doszło do wojny, trwającej od 1991 do 1992 r. i powstania samozwańczej republiki Osetii Południowej. I znów, tak jak Abchazi, Osetyjczycy uzyskali wsparcie od Rosji. Na czele obu republik stanęli ludzie silnie związani z Rosją, w ich rządach dominowali wysłannicy Moskwy.

Na szczęście trzeci zapalny punkt na mapie Gruzji, Adżaria, został w 2004 r. autonomią w ramach gruzińskiego państwa. Zapewne stało się tak dlatego, że nie graniczyła z Rosją.

Na granicy gruzińsko-południowoosetyjskiej i gruzińsko-abchaskiej od kilkunastu lat właściwie stale było niespokojnie. Padały strzały, były zabici i ranni. Konflikt tlił się, to przygasał, to rozpalał się na nowo. Rosyjskie wojska – siły pokojowe – bardziej gwarantowały utrzymanie rosyjskiej obecności, niż strzegły pokoju.



Gruzińska akcja


Decydujący okazał się 7 sierpnia 2008 r. Po kilkudniowej strzelaninie na granicy gruzińsko-południowoosetyjskiej najpierw na chwilę pojawiła się szansa na rozmowy. Minister stanu Gruzji ds. reintegracji Temur Iakobaszwili miał spotkać się w osetyjskiej stolicy Cchinwali z wicepremierem separatystycznych władz Osetii Borysem Czocziewem. Jednak Osetyjczycy nie chcieli tego spotkania. I znów doszło do impasu. Kolejną nadzieję wywołał przyjazd do Tbilisi specjalnego wysłannika Rosji Jurija Popowa. Zapewniał, że „Rosja jest zainteresowana by do rozmów doszło i pragnie uspokojenia sytuacji”. Z gruzińskiej stolicy pojechał do Cchinwali. Wieczorem dochodzi do kolejnego, uspokajającego wydarzenia: prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili ogłosił jednostronne zawieszenie broni w konflikcie z Osetią. Wezwał też Osetyjczyków do zaprzestania walk. Czyżby szansa na pokój?

Jednak w nocy okazuje się, że pokoju nie będzie. Gruzini postanowili „zaprowadzić porządek konstytucyjny” w Osetii Południowej i zaatakowali terytorium Osetii Południowej i Cchinwali. Powód: „bandy z Cchinwali” nie odpowiedziały na zawieszenie broni i zaatakowały gruzińskie wioski Prisi i Tamaraszeni. Dowodzący operacjami pokojowymi sił zbrojnych Gruzji, generał brygady Mamuka Kuraszwili oświadczył, że „strona osetyjska nie chciała pokoju i dialogu”. Potrzebne więc było przeciwuderzenie. Wojska gruzińskie ruszyły o 23.30. Dlaczego tak się stało – nie bardzo wiadomo. Prowokacja Moskwy? Błąd prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego? Tego się pewno nie dowiemy.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...