Zapał misyjny powinien być w każdym ochrzczonym. Jeżeli rzeczywiście zrozumieliśmy do końca, kim jesteśmy jako ludzie ochrzczeni, to ten zapał jest czymś naturalnym. I to nie tylko w zakonach czy zgromadzeniach misyjnych. Idziemy, 16 listopada 2008
Jak długo Siostra była na misjach?
Wyjechałam z Polski w 1982 r. na misję do Konga, ówczesnego Zairu, i spędziłam tam 23 lata. Później przez półtora roku byłam w Afganistanie.
Jak Siostra wspomina Afrykę, jak wyglądała ta misja? Co Siostra tam robiła?
Pracowałam jako pielęgniarka-położna. Moje wspomnienia z Afryki są wspaniałe. Gdybym tylko mogła, jeszcze dziś bym tam wróciła. Bardzo lubiłam moją pracę i ludzi, ich prostotę, gościnność. Czułam się jakbym była Kongijką. Oczywiście nie mogłam zmienić koloru skóry, ale serce to chyba się zrobiło czarne.
Zair to dzisiejsze Kongo – wiele się zmieniło na tym terenie. Czy Siostra była świadkiem tych wydarzeń?
Kiedy przyjechałam, rządził Mobutu. Był dyktatorem, ale ludzie bardzo go lubili, szczególnie na Równiku, skąd pochodził. Mobutu był – sama mogę to potwierdzić – osobą charyzmatyczną. Miał wspaniały kontakt z ludźmi. Potrafił przekonywać, był bardzo miły. Ja widziałam go chyba ze trzy razy. Byłam nawet na jego statku, bo kiedy przypłynął na Równik, znalazł się blisko naszej misji i zaprosił nas do siebie. Był to człowiek, z którym można było bardzo miło porozmawiać, nie czując dystansu wynikającego z tego, że był głową państwa.
Ale oczywiście Mobutu miał za dużą rodzinę. A w mentalności afrykańskiej człowiek nie może być bogaty sam. Nie może nie dzielić się z bliskimi tym, co ma. A czym on mógł się podzielić? Dzielił się pieniędzmi państwowymi. I dlatego Równik, z którego pochodził, był uprzywilejowany. Ale nawet i tam nie udało się wprowadzić wielu zmian, bo każdy, kto dorwał się do małej choćby cząstki władzy, również korzystał z publicznych pieniędzy dla własnych celów, dla swojej rodziny, wioski, klanu itd. Nie istnieje tam indywidualizm, jaki znamy w Europie, lecz wszystko opiera się na zasadzie praktycznego komunizmu.
Reżim Mobutu upadł, ale to, co pozostało i co dzieje się teraz, wcale nie wygląda lepiej. Trwają cały czas walki. Kongo wydaje się podzielone na część, gdzie ciągle jest jakaś wojna i część, w której jest względny spokój. Jak Kościół żyje w takich warunkach?
Trudno mówić o Kościele jako całości, bo jest on zróżnicowany w zależności od regionu. Trzeba pamiętać, że w Kościele są ludzie, którzy pochodzą z danego okręgu, z danej wioski, klanu. I kiedy stają się księżmi, braćmi i siostrami zakonnymi czy ludźmi zaangażowanymi w Kościele, nie przestają być Kongijczykami w stu procentach. Wnoszą do Kościoła całą swą mentalność, którą żyje reszta rodziny czy klanu. Nadal mają rodzinę, a ta ma swoje wymagania. I mało jest takich, którzy potrafią położyć im granice.
Często boją się, bo wiedzą, że jeżeli przeciwstawią się rodzinie, to może dojść do zemsty: otrucia czy zabicia w inny sposób. Istnieje też fetyszyzm. Samo to, że ktoś jest księdzem czy siostrą zakonną, wcale nie oznacza, że się nie boi. Lęk istnieje u olbrzymiej większości. Mówię dwoma kongijskimi językami i wiele o tym rozmawiałam. I wiem, że aby wyzwolić się z tego lęku, trzeba specjalnej łaski, wiary i odwagi. Potrzeba skoku do przodu i wiary, że Chrystus rzeczywiście jest silniejszy od złych mocy. Ale tylko niektórym udało się wyzwolić z tego lęku i zrozumieć, że z Chrystusem mogą wszystko i że naprawdę On jest skałą, na której można się oprzeć. Wydaje mi się, że trzeba na to jeszcze kilku generacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.