Moda obyczajowa, niegroźna tendencja czy poważne uzależnienie? Spór specjalistów, czym jest seksoholizm, trwa. Tymczasem dla coraz większej części społeczeństwa seks staje się głównym sposobem radzenia sobie z życiem. Idziemy, 30 listopada 2008
Z NATURY DOBRY
Często kłopoty z definiowaniem i podejściem do seksoholizmu biorą się stąd, że o ile alkohol i narkotyki są czymś wobec nas zewnętrznym, z czego wyzwalamy się głównie przez całkowitą abstynencję, to seks jest ze swej natury czymś dobrym, danym nam przez Boga. Trzeba także pamiętać, że – jak mówi odpowiedzialny za duszpasterstwo rodzin w diecezji warszawsko-praskiej ks. Marek Kruszewski – zaglądanie na witryny porno, onanizowanie się czy zdrada małżeńska nie musi być jeszcze dowodem seksoholizmu. – To – przynajmniej na początku, np. w wieku dorastania, a nawet później – kwestia niedojrzałości człowieka, który w ten sposób doraźnie reaguje na stres czy bezradność.
Nie zawsze musi od razu szukać seksuologa. Wystarczy psycholog, z którym porozmawia o swoich problemach. Samogwałt u dojrzewających chłopców najczęściej zatrzymuje się, kiedy wchodzą w małżeństwo. Jednak i to jest niebezpieczne, ponieważ istnieje pamięć ciała. W dziedzinie seksualności nie ma czynów, które pozostają „bezkarne”, bez śladu. Mogą być momenty, np. przy dłuższej wstrzemięźliwości seksualnej, ze względu na połóg żony czy dłuższy wyjazd, kiedy to powróci. Oby tylko okresowo – przestrzega ks. Kruszewski.
Jak więc rozpoznać seksoholizm u siebie lub naszych bliskich? Powstało wiele list-pytań pozwalających na autodiagnozę uzależnienia (patrz ramka). Najważniejszym kryterium pozostaje jednak odpowiedź na pytanie: Ile czasu w twoim życiu zajmuje myślenie o seksie lub aktywność z nim związana? – Jeżeli ktoś poświęca na to 80–90% swojego czasu, to ile mu zostaje na inne dziedziny życia? Czy może się on w jakikolwiek sposób realizować? – pyta Ewa Maciocha. – Taki człowiek traci kontrolę nad własnym życiem.
Więcej – życie toczy się koło niego bez jego udziału – dodaje. Innym niekwestionowanym dowodem seksoholizmu jest natarczywe, kompulsywne (nie dające się opanować, wynikające z wewnętrznego przymusu) podejście do seksu.
TO TAKŻE TY
– Do grupy ryzyka należą wszystkie osoby mające związek z seksualnością, czyli każdy z nas. Każdy nosi swoją własną płciowość ze sobą, i to cały czas – tłumaczy Anna Lipska, psycholog małżeństwa i rodziny. – Napięcie seksualne jest czymś normalnym. Prawdopodobnie większość z nas ma jakiś problem z seksem. Kwestią jest to, co się z tym robi i w jakim natężeniu – przypomina ks. Kruszewski.
Zdaniem Ewy Maciocha seksoholizm dotyka na równi obu płci. – Kobiety i mężczyźni mają te same napięcia, żyją w tym samym pośpiechu, mają tę samą potrzebę ciepła i czułości. Tak samo cierpią z powodu ich braku i mają ten sam dostęp do np. pornografii – mówi. Zdaniem Anny Lipskiej, o ile to uzależnienie dotyka mężczyzn częściej w czynie, w konkretnym działaniu, to kobiety bardziej przeżywają emocje, dają upust swoim fantazjom.
– To, czy się wpadnie w seksoholizm, zależy od wielu rzeczy. Od wykształconych mechanizmów radzenia sobie z napięciem, od siły woli i hierarchii wyznawanych wartości, w końcu od tego, jakie się ma relacje i z kim? Tak więc nietrudno dostrzec rolę Kościoła, rodziny i wychowania w tym, czy się uniknie seksoholizmu, czy weń wpadnie. To pomoc bardziej psychologiczna niż lekarska, bo dotyczy nie tylko części ciała, ale całego człowieka.
Jeśli przychodzi do mnie ktoś uzależniony od masturbacji, czy ogólnie seksu, to nie rozmawiam z nim jedynie o tym uzależnieniu, ale jego życiu i relacjach z innymi. Czy lubi siebie, czy ma przyjaciół, czy jest zadowolony z pożycia małżeńskiego, z pracy zawodowej itd. – kończy Ewa Maciocha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.