Upolitycznienie a niezależność mediów

Najwięcej o niezależności mediów mówiło się w latach 90., gdy pełną dominację na polskiej scenie medialnej miał Adam Michnik i „Gazeta Wyborcza”. Wówczas to po podziale sceny polskiej przy okrągłym stole, Adamowi Michnikowi i jego środowisku dostał się tort medialny. Wpływy jego były ogromne. Cywilizacja, 24/2008



Wojna o „polityczne gwiazdy” powoduje, że zupełnie nie liczy się oddolna praca społeczna. Liderami list w poszczególnych okręgach wyborczych są ludzie nieraz kompletnie niezwiązani z danym terenem, przywiezieni „w teczce” z Warszawy. Są odizolowani od wyborców, którzy mają na nich głosować, oddaleni od ich problemów i bolączek. Zatem wybór „gwiazdy politycznej” przez elektorat przypomina raczej głosowanie na parę tancerzy w „Tańcu z gwiazdami”, a nie wybór pewnej drogi rozwoju, którą ma kroczyć nasz kraj.

I tak, o ile przed wojną partie starały się mocno związać z poszczególnymi warstwami społecznymi (ludowcy z chłopami, socjaliści z robotnikami, konserwatyści z ziemianami), o tyle w latach 90. partie adresowały puste obietnice do całego społeczeństwa. Dziś już nie ma nawet obietnic. W dobie dzisiejszej scena polityczna w dużym stopniu jest w totalnej abstrakcji wobec ludzkich spraw. Niepokojące jest to, że wyborcy żywo uczestniczą w politycznym „matrixie”, mając nadzieję na realny wpływ na rzeczywistość. Tymczasem zastanówmy się, do jakiego stopnia głosujemy na te partie, których poglądy są nam bliskie. W społeczeństwie polskim ludzi o przekonaniach liberalnych jest z pewnością nie więcej niż 10%. Tymczasem Platforma Obywatelska cieszy się poparciem ok. 50%. Jest to typowy przykład tego, jak wirtualnie układają się polskie sympatie polityczne, jak bardzo gwiazdorstwo przesłania realny polityczny program.

Oczywiście zmagania polityczne opierają się nie tylko na medialnym gwiazdorstwie. Drugą istotną metodą prowadzenia kampanii jest tzw. „zbieranie haków” na przeciwników. „Haki” zbierają wszyscy na wszystkich i bezwzględnie wykorzystują w walce wyborczej. Wzajemne nagrywanie stało się rutyną działań politycznych i nikt już prawie nie dostrzega niegodziwości używania takich metod w politycznej kampanii. Młodzi politycy uczestniczący w takiej grze w żadnym razie nie uczą się służebności, ale bezwzględności, nie toczą rycerskich walk twarzą w twarz z przeciwnikiem, ale szkolą się w technikach wbijania noża w plecy rywala. Trudno jest więc stwierdzić, że współczesna wirtualna polityka jest służebną wobec człowieka.

Wydaje się, że aby odmienić ten stan rzeczy, niezbędna jest intensywna praca duszpasterska wśród czynnie działających polityków. W warstwie tej, nawet wśród działaczy przyznających się do katolicyzmu, kłamstwo nie uchodzi za rodzaj grzechu, a sprawność w intrygach jest zaliczania do zestawu cnót. Gdyby wzorem wczesnego średniowiecza ogłosić na kilka dni w miesiącu „pokój Boży”, tzn. czas, kiedy się nie kłamie, naprawdę w świecie polityki mógłby odrodzić się ład moralny. Wszystkie umowy i ustalenia byłyby zawierane w te właśnie pozbawione kłamstwa i intryg dni. „Uderzenie duszpasterskie” w świat polityków jest koniecznością również z praktycznego punktu widzenia. Politycy bowiem większość swojej energii poświęcają na kreowanie intryg, dających medialny (wyborczy) efekt. Na służbę państwu pozostaje im czasu bardzo niewiele. Tymczasem proporcja ta powinna być zdecydowanie odwrócona.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...