„Kim ja się czuję? Jak Niemcy przyjadą, to ja się czuję Niemką. No a jak tutaj jestem, a tutaj zostałam i umrę, to ja się czuję Polką. Modlę się po polsku, no ale znam Vater unser i inne modlitwy po niemiecku. Zdaje mi się, że ja się już przyzwyczaiłam po polsku. Ale Biblię czytam po niemiecku”. Więź, 2/2007
Osiemnastoletnia Ewa, idąca na rozstrzelanie do podczaplińskiego lasu z wygoloną głową, z tablicą na szyi, która głosiła: „Ona się k… z Polakami”, nie wie, że jeden z żołnierzy plutonu egzekucyjnego nosi takie same nazwisko jak ona. Ale wie to jej rezolutna siostra Wera, która w grupie innych dzieci biegnie za kolumną skazańców. Dziewczynka zaczyna z żołnierzem nieprawdopodobny dialog: „Wujek, jak ty możesz naszą rodzinę zabijać?” Oczywiście w rzeczywistości nie byli spokrewnieni. Żołnierz: „Ja nie wiem, jak mam ci pomóc”. Dziewczynka: „Ja ci powiem, jak masz mi pomóc. Odwróć uwagę tamtych –pozostałych żołnierzy plutonu egzekucyjnego – a ja siostrę zaprowadzę tam, za te krzaki”. Wątpliwości Neumanna dziewczynka zgasiła stanowczym: „Wujek, no przecież jak ja ci mówię, tak będzie”. Jakimś cudem niepostrzeżenie wyprowadziła siostrę i jej ukochanego spod luf. Pozostałe dwadzieścia cztery pary spoczęły w rowie, który wcześniej sobie wykopały.
RUSKIE NIE PATRZYLI
Czaplinek został zdobyty 3 marca 1945 roku przez jednostki 1. Armii Wojska Polskiego, które zlikwidowały w nim silny węzeł oporu 10. Korpusu SS. W maju rozpoczęła się akcja wysiedlania z miasta ludności narodowości niemieckiej. Polscy żołnierze wpadają z krzykiem do domów. Dwie godziny na spakowanie. Kolumna wystraszonych ludzi, głównie starców, kobiet i dzieci – większość mężczyzn była na froncie – słup kurzu nad ciżbą maszerującą do podstawionych wagonów. Bydlęcych. W opuszczonych mieszkaniach meble, bielizna, dorobek całego życia. Ile można zabrać na plecach? Trochę jedzenia, pamiątek rodzinnych, kosztowności na czarną godzinę. I biegiem do bydlęcych wagonów. Historia lubi się powtarzać, choć niedosłownie, a ironicznie.
Transport z Czaplinka liczył około 150 osób. Pociąg co jakiś czas przystawał, przesiedleńców zaganiano do prac rolnych w napotykanych po drodze majątkach. Potem znowu w trasę. Kolejny majątek – i tak kilka razy, aż jesienią 1947 roku Wera wraz z mamą, siostrami Lotką, Durą, Gerdą i bratem Rudim została przywieziona do Dobrzycy pod Koszalinem. Akurat trwała młocka, potrzebna była tania siła robocza, pracująca za jedzenie. W jednym z pierwszych majątków postojowych, gdzieś na Pomorzu, trzynastoletnia Wera zetknęła się po raz pierwszy z Sowietami. Pozostali na zawsze w jej świadomości czymś w rodzaju wcielonego diabła, jeźdźców apokalipsy.
„Jak Ruskie przyszli, te mongoły, cholery jasne, to zgwałcili zbiorowo bauerkę – niemiecką właścicielkę okazałego majątku. Kiedy już siódmy skończył, związali ją i powlekli za koniem do lasu. Bardzo ładną blondynkę”. Tymczasem w lesie, pod ziemią, znajdowała się doskonale zamaskowany schron Wehrmachtu. Sowieci nie mieli pojęcia o jej istnieniu. Żołnierze niemieccy działali bardzo dyskretnie, ale skutecznie: ani piękna bauerka, ani zezwierzęcony Rosjanin nie wrócili już z lasu – jego zwłoki wrzucono do stawu, jej okrwawione ciało spoczęło pod darnią.