Zero-85 to kierunkowy do Białegostoku. Ale nie tylko. Zero-85 to także nazwa hard core'owej kapeli z tego miasta. Występuje w różnych miejscach Polski, ale wielu z tych, którzy przychodzą jej posłuchać, nie w pełni może docenić teksty utworów. Są po białorusku, a zespół gra „w składzie półtora Białorusina i dwa i pół Polaka”. Więź, 4/2007
KTO ŚPIEWA PO ŁEMKOWSKU?
A ta świadomość się pojawia. Dowodem choćby najnowsza pływa Olo Walickiego „Kaszëbë”. Mieszkający we Wdzydzach Kiszewskich muzyk połączył tu odważny jazz i współczesną poezję kaszubską. Zdarza się czasem, że kultura mniejszości zyskuje ogromną popularność. Takim przypadkiem jest odbywający się już od lat w Krakowie Festiwal Kultury Żydowskiej. Od początku organizatorzy blisko współpracują z Gminą Wyznaniową Żydowską w Krakowie, ze Związkiem Gmin Wyznaniowych Żydowskich i innymi organizacjami żydowskimi. Fenomen popularności tego przedsięwzięcia tłumaczy Dorota Gruszka z biura festiwalu: „zainteresowanie kulturą żydowską tłumaczyć można tym, że poznając ją, Polacy poznają w istocie własne dziedzictwo kulturowe. Nie znają go, bo we współczesnej kulturze polskiej właśnie tego <żydowskiego pierwiastka> brakuje”.
Trudno więc w zasadzie powiedzieć, czy można mówić, że zainteresowanie kulturą żydowską to zainteresowanie realnie istniejącą kulturą mniejszości narodowej, czy może wielką cywilizacją, której ślady widzimy wokół siebie, która nas fascynuje, ale jest tylko wspomnieniem. „Co roku na Festiwalu można się przekonać, że kultura żydowska żyje i ma się świetnie – oponuje Gruszka. –Należy pamiętać, że artyści występujący na Festiwalu nie przyjeżdżają do Krakowa ze skansenu, w którym zrekonstruowano żydowskie tradycje. Kultura tu prezentowana to żywa, współczesna kultura”, ale – jak zaraz wyjaśnia – tworzona głównie w USA i Izraelu.
Inny jest przypadek polskich zespołów, które zyskały dużą popularność wśród szerokiego odbiorcy, grając i śpiewając folk inspirowany tradycyjną muzyką ukraińską i łemkowską, takich jak choćby Werchowyna. Ich powstanie na początku lat dziewięćdziesiątych było swego rodzaju paradoksem, gdyż o podobnych zespołach ukraińskich było wtedy jeszcze głucho. „Istniały już zespoły łemkowskie, ale raczej nieznane poza środowiskiem samych Łemków – precyzuje Tadeusz Konador, od początku związany z Werchowyną.– Dopiero pojawienie się Orkiestry św. Mikołaja, a potem Werchowyny, Chudoby i Drewutni spopularyzowało repertuar ukraińsko-łemkowski”.
Prowadziło to zresztą niekiedy do zaskakujących sytuacji. Oto sami Łemkowie chętnie zapraszali te polskie zespoły na swoje imprezy, na doroczne Łemkowskie Watry. „Łemkowie uczyli się od nas, Polaków, łemkowskich piosenek. Jak robiliśmy błędy, bardzo się złościli – wspomina Konador – bo okazywało się, że gdy myśmy coś źle zaśpiewali, źle zaakcentowali, to potem Łemkowie też śpiewali z błędem. Piotr Trochanowski, szef zespołu Łemkowyna aż się trząsł, więc musieliśmy bardzo uważać”.
To właśnie ożywienie polskiej sceny folkowej i zainteresowanie Polaków bliższą tradycji muzyką ukraińską wpłynęło na zmianę profilu zespołów tworzonych przez samych członków mniejszości. „Ukraińcy grali rocka, a ktoś inny interpretował ich folklor na swoją modłę. To nie pozostało bez wpływu, zaczęło się pozytywne iskrzenie – wspomina Nakonieczny. – Ale te nowe zespoły twórczo przetwarzały folklor – to już nie były przyśpiewki. One szukały swego miejsca na scenie muzycznej Polski. Tak powstały: Horpyna, Berkut czy najlepszy z nich – Chutir”. Dziś to ten rodzaj muzyki dominuje na ukraińskiej scenie muzycznej w Polsce – punk czy hard core to już raczej przeszłość.