Historiografia polska niemal „od zawsze“ uczyła nas lekceważenia „prowincji“ i spoglądania na bieg spraw politycznych ze stołecznej perspektywy. Więź, 10/2008
Wiejska specyfika wojenna
A potem przychodzi dramat września 1939 i całe pasmo nieszczęść okupacyjnych, na odległej od większych ośrodków wsi przeżywanych inaczej, niż w w perspektywie wielkiego miasta. W książce Wojciecha Wieczorka najplastyczniej rysują się dwa aspekty tamtej rzeczywistości. Najpierw gehenna okolicznych małomiasteczkowych Żydów, od setek lat wrośniętych w tamten krajobraz społeczny, ekonomiczny i kulturowy, a teraz z niego przemocą wyrywanych i skazanych na zagładę.
W powojennej polskiej świadomości los Żydów utrwalił się przede wszystkim poprzez obrazy gett wielkomiejskich, a zwłaszcza warszawskiego i przez ludobójstwo obozów zagłady. Tutaj widzimy sytuację inną: mały prowincjonalny sztetł Chodel, lokalna społeczność żydowska i początki prześladowań – aż do wywózki chyba do niedalekiego getta w Poniatowej.
Tyle wtedy widać z Ratoszyna, tyle się o tym wie (od siebie dodam, że podobno równie niewiele wiedziano wtedy i w Nowym Jorku – efektywna pomoc Żydom nie nadeszła ni stąd, ni stamtąd...). W Ratoszynie zrobiono w tym względzie w sumie niewiele – oczywiście działał lęk przed grożącą za to karą śmierci.
Miejscowe podziemie uratowało podobno parę osób z półtora tysiąca Żydów wywożonych z Chodla. Szmalcownictwa i innych tego typu kolaboranckich łajdactw też na tym terenie niemal nie było. Jak zauważa autor, „w przeciwieństwie do Jedwabnego Ratoszyn czy Chodel nie leżały w latach 1939-1941 w strefie okupacji sowieckiej i te czynniki, które w Białostockiem napędzały agresywny antysemityzm, czyli przypadki kolaboracji Żydów z NKWD, tutaj nie były obecne“.
Drugi wątek, zasługujący na szczególną uwagę, to podziemie i partyzantka. I tu mamy obraz inny od wielkomiejskiego. Konspiracja na pewno jest mniej szczelna: z partyzanckiego lasu do chałupy na obrzeżu wsi jest bardzo blisko, a w oddziale siedzą przecie synowie co najmniej paru sąsiadów. Nie można liczyć na żadną anonimowość działania. Ani na odmowę działania...
Konsekwencje akcji partyzanckich też są bardziej bezpośrednie: pacyfikacje dotyczą nie powiatów, ale poszczególnych domów i wynikają nie z decyzji politycznych, ale z wściekłości pojedyńczych żołnierzy niemieckich. W efekcie cała ludność wsi, położonej w rejonie aktywności oddziałów partyzanckich, w każdej chwili może się znaleźć na pierwszej linii walki.
W mieście – do momentu wybuchu powstania – przydarza się to tylko nielicznym. W związku z tym w środowisku wiejskim w naturalny sposób, oddolnie, rozrastają się formacje niezbędnej lokalnej samoobrony. To wszystko zmienia i charakter, i proporcje cywilnych i militarnych zaangażowań osobistych. W okolicy działają oddziały AK, NSZ, BCh, a występujące między nimi kontrasty polityczne i ideologiczne, uderzające w oczy tych, którzy znają programy i środowiska dowódcze poszczególnych ugrupowań, z perspektywy leśnych ścieżek są znacznie mniej widoczne. Liczy się konkretna aktywność lokalna.
Walka komuny z chłopstwem
Lata 1944-1947 to z perspektywy historii polskiej – i wschodnioeuropejskiej – wsi czas niemiernie ważny, a dotąd jeszcze niezanalizowany dostatecznie głęboko. Polski ruch ludowy miał już wtedy za sobą co najmniej sześćdziesiąt lat aktywnej egzystencji politycznej, na ogólnonarodowej scenie końca wojny był siłą pierwszorzędną – pamiętamy powszechną popularność ówczesnego mikołajczykowskiego PSL-u.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.