W dzisiejszej dyskusji nad przemianami roku 1989 zbyt wiele jest ocen ahistorycznych, które nie biorą pod uwagę (zmieniających się, oczywiście) realiów tamtych czasów. Przypomnijmy zatem fakty. Więź, 8-9/2009
Czy można było szybciej?
WIĘŹ
Czasami słyszy się zarzut, że rząd Mazowieckiego w pewnym momencie powinien dokonać bardziej radykalnego wymiecenia starego aparatu administracyjnego.
Hall
Akurat dokładnie to pamiętam: na czterdziestu dziewięciu wojewodów w czasie rządów Mazowieckiego wymieniono czterdziestu ośmiu. Czyli zmiany następowały. Oczywiście to nie mógł być proces błyskawiczny, zwłaszcza w takich resortach jak MON czy MSW, bo nowych generałów nie da się wziąć z ulicy.
Ja sam przychodziłem do rządu z nastawieniem, że od aparatu państwowego można się raczej złych rzeczy spodziewać, i byłem zwolennikiem wprowadzania możliwie jak największej liczby nowych ludzi. Później jednak zauważyłem, że postawy starych pracowników jakoś, można powiedzieć, pluralizują się. Byli tacy, którzy jakoś sympatyzowali z nami; inni chcieli się po prostu wykazać, mając wreszcie poczucie oddechu. Były też postawy bardzo koniunkturalne i byli wreszcie tacy, którzy patrzyli na przemiany z niesmakiem, choć zazwyczaj nie dawali tego po sobie poznać. Nie miałem więc poczucia, że oni funkcjonują jako blok, że tworzą jakąś frakcję, sitwę nie do przebicia.
Osiatyński
Rzeczywiście wobec dotychczasowego aparatu państwowego na ogół zakładaliśmy dobrą wolę, choć nie zawsze było to uzasadnione. Wprowadzeniem pokaźnej liczby nowych kadr do służby publicznej była natomiast reforma samorządowa, o której dziś się mało pamięta (bo samorząd stał się oczywistością), a którą wprowadzaliśmy bardzo szybko. Chociaż jako ekonomista powinienem uważać, że w tym czasie daleko najważniejsze były reformy gospodarcze, to jednak reforma samorządowa była co najmniej równie ważna. Przyznaję, że wówczas miałem wątpliwości co do szczegółów jej wprowadzania, a zwłaszcza zasad przekazania kompetencji i środków finansowych. Mimo to i mimo innych niedomagań i potknięć, także w obszarze administracji państwowej, ta zmiana miała fundamentalne znaczenie.
Pierwsze wybory samorządowe odbyły się w maju 1990 r. Liczyliśmy na to – i w dużej mierze to się spełniło – że oddolnie wyłonią się z nich nowe elity lokalne, nowy aparat samorządowy. Zakładaliśmy, że po tych ludzi można będzie później sięgać także na szczeblu ogólnopolskim.
Onyszkiewicz
W wojsku zmiany następowały dużo wolniej niż w innych dziedzinach. Nie mieliśmy przygotowanych kadr. Dla nas wojsko to była kompletna czarna skrzynka. Mieliśmy przecież w „Solidarności” zasadę, żeby się trzymać z daleka od trzech resortów: sprawy zagraniczne, sprawy wewnętrzne i wojsko. Wiadomo, z jakich powodów… Ale w sprawach zagranicznych przynajmniej sporo wiedzieliśmy, bo patrzyliśmy na świat i byliśmy w kontakcie z wieloma ludźmi. Co prawda, chcieliśmy się trzymać z daleka od policji, ale ona trzymała się bardzo blisko nas – w związku z tym co nieco wiedzieliśmy, jak ten resort funkcjonuje. Natomiast o wojsku kompletnie nic nie wiedzieliśmy.
Wojsko było totalnie zamkniętą enklawą. Mania tajności sprawiała, że wojskowi żyli w pełnej izolacji. Generał Rowny, który był czołowym amerykańskim negocjatorem w sprawach rozbrojeniowych, podaje przykład kompletnej paranoi, jeśli chodzi o tajność. Podczas dyskusji w Genewie jakiś generał amerykański zaczął przedstawiać amerykańską ocenę potencjału wojskowego Związku Radzieckiego. I wtedy marszałek Achromiejew zażądał przerwy i wyrzucił z sali cywilnych członków sowieckiej delegacji. Bo Amerykanie mogli o tym wiedzieć, ale rosyjscy cywile nie mogli!
To sprawiało, że wojsko naprawdę było kompletną czarną skrzynką i póki tam nie było nikogo od nas, to dobrze było mieć kogoś takiego jak Jaruzelski. Jego obecność dawała nam bezpieczeństwo, jeśli chodzi o sytuację w wojsku.
Pamiętam, że przychodzili do mnie, prosząc o awanse, wojskowi rzekomo sympatyzujący z „Solidarnością”. Byli nawet tacy, którzy jakoby założyli w wojsku tajną organizację wolnościową. Tyle że byli tak głęboko zakonspirowani, że niczego absolutnie nie robili w obawie przed „dekonspiracją”, nawet żadnych ulotek nie wydrukowali. I najzupełniej poważnie prosili o medale, awanse i wysokie stanowiska. Ja dziękuję bardzo za taką odwagę...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.