Już pierwsze oszczerstwo omal nie zrujnowało mu życia. Miał piętnaście lat i marzył, by wstąpić do zakonu. Ktoś przysłał anonim, że pobożny ministrant i kandydat na księdza uprawiał miłość z córką zawiadowcy stacji. Proboszcz nie dopuścił go do ołtarza i zagroził, że nie wystawi opinii koniecznej do przyjęcia do nowicjatu. Dopiero po kilku dniach kłamstwo zostało zdemaskowane, oszczerca ujawniony, a ofiara przywrócona do łask. Niewiele brakowało, a nie byłoby najbardziej znanego świętego dwudziestego wieku.
Ulubiony zarzut
Oszczerstwo, które pierwsze stanęło na drodze Francesca Forgione do zakonu, stało się najbardziej ulubionym zarzutem jego wrogów. W drugiej połowie lat trzydziestych, wkrótce po tym, jak zdjęto z Ojca Pio kary kościelne i ponownie zezwolono mu na spowiadanie kobiet, do przełożonych prowincji w Foggii oraz do kurii generalnej w Rzymie zaczęły napływać anonimowe listy oskarżające zakonnika o nocne spotkania z kobietą. Śledztwo przeprowadzone przez przełożonych nie wykazało żadnych uchybień ze strony „podejrzanego”, doprowadziło natomiast do zdemaskowania autorki anonimów – była nią Elvira Serritelli, jedna z córek duchowych Ojca Pio, do niedawna ciesząca się jego szczególną sympatią, zazdrosna o to, że zakonnik nie poświęca jej już tyle uwagi. I choć zarzuty okazały się fałszywe, plotka poszła w świat, a do jej rozpowszechnienia przyczyniło się dwóch zakonników, mieszkających w tym samym klasztorze, którzy uwierzyli szalonej kobiecie i byli święcie przekonani o prawdziwości jej oskarżeń. Jeden z nich, ojciec Leone, sam będąc na bakier ze ślubem czystości, najwyraźniej osądzał wszystkich według siebie. Drugi, brat Angelantonio, kucharz, znany nerwus i awanturnik, który łatwo rzucał kalumnie na innych, do końca swego życia oskarżył o niemoralne prowadzenie jeszcze wielu Bogu ducha winnych zakonników.
Najbardziej szokujące w całej historii jest to, że plotka o rozpustnym życiu Ojca Pio miała się dobrze nawet pod koniec życia zakonnika, przecierając sobie drogę wśród setek czy wręcz tysięcy świadectw o jego czystości i świętości. Odżyła ze zdwojoną siłą w czasie wizytacji apostolskiej latem 1960 roku, mimo że jej ofiarą był już siedemdziesięciotrzyletni słaby, schorowany zakonnik. Wiele uwagi poświęcił jej papieski wizytator, prałat Carlo Maccari, późniejszy biskup i nieprzejednany przeciwnik beatyfikacji Stygmatyka. Nie uwierzył co prawda zeznaniom pani Serritelli, uznając je – po wysłuchaniu wszelkich barwnych szczegółów – za zbyt nieprawdopodobne, ale postanowił dotrzeć do ziarna prawdy ukrytego w plotkach, które z dużym poświęceniem zbierał sam lub przy pomocy swojego sekretarza. Jak zwykle nie zawiódł się na współbraciach Stygmatyka, którzy podzielili się z nim informacjami, że Ojciec Pio po spotkaniach z „umiłowanymi kobietami” ma „zaróżowione policzki”, często spogląda w ich stronę od ołtarza i „z przyjemnością” pozwala się im dotykać i głaskać, gdy wracając z konfesjonału, przeciska się przez zatłoczony kościół.
W tym samym mniej więcej czasie kręgi kościelne obiegła wiadomość o nagranych potajemnie odgłosach intymnego spotkania Ojca Pio z córką duchową Cleonice Morcaldi. W tym wypadku pomysłodawcą przedsięwzięcia okazał się proboszcz z jednej podrzymskich parafii, ks. Umberto Terenzi, zatroskany o zbawienie duszy Ojca Pio. Otrzymawszy z kurii generalnej kapucynów zgodę na założenie podsłuchów Stygmatykowi, w maju 1960 roku przy pomocy kilku zakonników z klasztoru zainstalował mikrofony w miejscach, gdzie Ojciec Pio mógł przebywać bez świadków: w celi klasztornej, rozmównicy i – być może – także w konfesjonale. Jakość nagrań była słaba. Kasety – jako corpus delicti – ks. Terenzi przesłał do Stolicy Apostolskiej. Kardynałowie Świętego Oficjum, którzy ich słuchali, podzielili się na dwa obozy. Jedni zapewniali, że poza paroma słowami nic nie można zrozumieć, inni usłyszeli to, co prawdopodobnie bardzo usłyszeć chcieli – odgłosy pocałunków. Jeden z obecnych przekonywał prefekta kongregacji, kardynała Ottavianiego, że nagrane trzaski to wręcz odgłosy „intymnego pożycia z kobietą”. „No cóż – miał odpowiedzieć Ottaviani – najwyraźniej jest ojciec w tej materii większym niż ja specjalistą”. Wydarzenia te można by sprowadzić do poziomu zabawnej anegdoty, gdyby nie bolesne konsekwencje, jakie ze sobą przyniosły – naruszenie dobrego imienia Ojca Pio, co później stało się jedną z przyczyn zablokowania procesu beatyfikacyjnego, oraz kolejne zakazy i ograniczenia nałożone na zakonnika przez władze kościelne.
Jan XXIII, który sam nagrań nie słuchał, zapisał w dzienniku pod datą 25 czerwca 1960 roku: „Wydarzenie ujawnione za pomocą taśmy – jeśli prawdą jest, co opowiadają, o jego [Ojca Pio] intymnych i niewłaściwych relacjach z kobietami, które tworzą gwardię przyboczną niedopuszczającą nikogo do jego osoby – każą myśleć o przeogromnej katastrofie dla dusz, przygotowanej w diabelski sposób, aby skompromitować Kościół Święty w świecie, a zwłaszcza tu, we Włoszech”.
Niewinne przeinaczenie
„Nowego kłamstwa słucha się chętniej aniżeli starej prawdy” – mówił jeden z bohaterów „Sztuki bez tytułu” Antona Czechowa. Warto o tym pamiętać, przyglądając się drugiemu obliczu plotki w historii Ojca Pio. Nie jest ono tak wrogie jak poprzednie i wydaje się nikomu nie wyrządzać krzywdy. Kłamstwo, które się za nim kryje, nie ma zamiaru nikogo oszukiwać ani niczego zatajać. To niewinne kłamstewka, drobne przeinaczenia lub nadinterpretacje faktów. Ludzie pozwalają sobie na nie, aby zabłysnąć, urozmaicić sobie życie, dodać mu barwy i fantazji, osiągnąć jakiś cel – polityczny, marketingowy, wychowawczy.
Autorami dużej grupy plotek o Ojcu Pio często bywali jego czciciele – przekonani, że szerzenie dobrych, choć nie zawsze prawdziwych informacji, przyczyni się do szerzenia kultu świętego zakonnika. Poza tym pochwalenie się wiedzą, której nie mieli inni, wzmacniało pozycję osoby plotkującej w jej środowisku, czyniło ją kimś ważniejszym, lepiej zorientowanym, co nie było bez znaczenia w procesie tworzenia i rozpowszechniania plotek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.