Każdego nosiło łono kobiety-matki. Ciebie, mnie, każdego z nas, ludzi. Łono matki nas przyjęło, utuliło i wykarmiło własną krwią. Taka jest prawda o ludzkim życiu.
Matka… Matka-rodzicielka, matka-karmicielka. Wielokrotnie przedstawiana przez mniej lub bardziej utalentowanych malarzy i rzeźbiarzy. Zawsze z dzieckiem na ręku, z tkliwym uśmiechem skierowanym ku maleństwu, tulonym do miękko zarysowanych piersi.
Być matką
Piękno macierzyństwa to ucieleśniona dobroć. To dobroć i ofiarność, gotowość dania własnej krwi za życie dziecka… Jeśli, oczywiście, pozwala się temu dziecku żyć. Chodzi przecież o to, aby to dziecko mogło żyć bezpiecznie w matce i nawiązywać z nią tak bardzo głęboki kontakt, niepodobny do żadnego innego na świecie. Tajemnicza więź, która łączy każde dziecko z matką, jest faktem – nieraz jakże jaskrawo potwierdzanym przez życie.
Każdy z nas miał, a może jeszcze ma, matkę tu, na ziemi. W innym wypadku pozostaje pamięć o niej w sobie albo odwiedziny jej grobu. Matki się nie zapomina. Jakiekolwiek różne mogą być relacje między innymi osobami, ta więź jest silniejsza niż wszystkie inne.
Moja matka.
Zawsze umiera za wcześnie i zawsze chciałoby się ją jeszcze dłużej mieć przy sobie…
Tęsknota za mamą
Byłam kiedyś konsultantką w smutnym ośrodku. Był to dom poprawczy dla chłopców. Do dziś go pamiętam: ciemny, obskurny budynek, w którym wiele było dramatów i w którym wiele razy walczyłam o te dzieci.
Pewnego razu wśród dużych, czasem nad wiek wyrośniętych chłopców, znalazł się tam drobny, nieśmiały dwunastoletni chłopiec. Wyglądał najwyżej na dziesięć lat. Wydawał się nie pasować do tego miejsca. I właśnie z tego powodu już pierwszego dnia zażądałam jego dokumentów, aby dowiedzieć się, dlaczego to dziecko jest tutaj. Z oporami dostarczono mi akta sprawy. Jego przestępstwo polegało na wielokrotnych ucieczkach z domu dziecka.
Zapytałam pracowników tego strasznego domu: „A cóż to za przestępstwo, żeby je aż poprawczakiem karać?”. „Może to rzeczywiście przesada – usłyszałam w odpowiedzi – ale nie można go utrzymać w domu dziecka. A on przecież musi tam być, bo ojciec nieznany, a jego matka to zawodowa prostytutka, ma ograniczoną władzę rodzicielską”.
Spytałam chłopca o te ucieczki. Przyznał się, że uciekał, ale od razu dodał, że jak tylko mu się uda, to znowu ucieknie. Zapytałam: „A dokąd?”. Podniósł na mnie ogromne, ciemne zdziwione oczy i powiedział cicho, po prostu: „Jak to gdzie? Do mamy…”.
Dziecko, które zostało skazane na dom dziecka, ucieka do mamy i za to zostało dodatkowo ukarane zamkniętym domem poprawczym!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.