Gdy w latach 60. XX w. demografowie prorokowali ogromny wzrost ludności na świecie, a urbaniści nawoływali w związku z tym do rozbudowy miast, nikt nie spodziewał się, że na dużych obszarach Europy po 40 latach zajdzie proces całkiem odwrotny.
Między miastem a wsią
Co ciekawe jednak, mimo prognozowanego ogólnego spadku w Polsce liczby ludności, szczególnie dramatycznego w kilkunastu miastach, którym grozi częściowe wyludnienie, problem ten nie dotknie polskiej wsi. Tak zwana prowincja nie musi obawiać się drastycznego spadku ludności, który dla polskiej wsi prognozowany jest zaledwie na poziomie 0,5 proc. W wielu miejscach liczba ludności zamieszkującej wieś wręcz wzrośnie. Tak będzie między innymi w województwach: dolnośląskim, kujawsko-pomorskim, lubuskim, wielkopolskim, pomorskim i małopolskim. W Małopolsce na wsiach przybędzie około 120 tys. osób, dzięki czemu w 2035 r. województwo to będzie miało więcej ludności niż dziś. Wieś nie będzie jednak tak intensywnie zasiedlana w aż 13 innych województwach; najgorzej będzie w województwach: śląskim, które straci prawie 600 tys. mieszkańców, a także łódzkim, lubelskim, dolnośląskim i świętokrzyskim, gdzie spadki mają wynieść od 100 do 365 tys. mieszkańców.
Te skądinąd zadziwiające prognozy nie dziwią jednak socjologów. Wskazują oni, że stereotypowa „ucieczka” ludności ze wsi do miast, będąca w dawnych latach synonimem awansu społecznego, zaczęła wyhamowywać już w końcu lat 80., ustabilizowała się w latach 90., by po roku 2000 zamienić się w odwrotny trend. Wtedy to znaczna masa ludności wchodzącej w wiek poprodukcyjny zaczęła coraz bardziej marzyć o spokojnej starości i emeryturze spędzonej z dala od miejskiego zgiełku. Najlepiej nadawały się na to tereny pod zabudowę, dostępne jeszcze w latach 90. dość łatwo i niekiedy za całkiem przystępną cenę w promieniu 50 km od dużych miast. Jednak z tych miast wyjeżdżali nie tylko emeryci z wyższych warstw klasy średniej, ale od końca lat 90. także coraz częściej ludzie młodzi, którzy zamiast zakupu drogiego mieszkania w centrum wielkiego miasta, w środku smogu i hałasu komunikacyjnego, wybrali przysłowiowy domek z ogródkiem - własną inwestycję budowlaną poza miastem. Nie bez znaczenia jest też to, że od lat 80. stopniowo wzrastała świadomość ekologiczna społeczeństwa.
Upadek przemysłu i czynsze
Szczególnie ważną przesłanką zmniejszania się liczby ludności miejskiej jest też ograniczenie zatrudnienia w przemyśle, które w latach 50-70 przyciągało do dużych miast sporą grupę ludności wiejskiej czy małomiasteczkowej. Dziś, gdy w wielu polskich miastach kolejne zakłady przemysłowe upadają, nie ma już najmniejszego sensu budować dla tysięcznych rzesz ich pracowników, po których coraz częściej pozostało jedynie wspomnienie, odrębnych osiedli. Zbudowane na przełomie lat 50. i 60. osiedle Hetmańskie w Poznaniu, które miało zaspokajać potrzeby mieszkaniowe pracowników wielkich Zakładów HCP – Hipolita Cegielskiego w Poznaniu, dziś coraz częściej zamieszkane jest przez studentów, wynajmujących tu mieszkania w okresie nauki w szkołach wyższych (w Poznaniu studentów jest najwięcej w przeliczeniu na mieszkańca w stosunku do innych miast uniwersyteckich). Podobne zjawiska można zaobserwować w krakowskiej Nowej Hucie, na osiedlu fabrycznym przy hucie w Kielcach – Białogonie czy na osiedlach w Gdańsku zamieszkanych przez ludność tamtejszych zagrożonych zakładów wielkoprzemysłowych.
Niebagatelna jest też polityka czynszowa miast, która może poważnie kształtować migracje ludności. We wspomnianym już Poznaniu stawka czynszowa za metr kwadratowy mieszkania jest uzależniona nie tylko od standardu lokalu mieszkalnego, ale także od jego lokalizacji. Może się zdarzyć, że lokator mieszkania położonego w starej, przez wiele lat nie remontowanej kamienicy, ale za to w ścisłym śródmieściu, zapłaci większy czynsz niż lokator z mieszkania o wyższym standardzie, ale położonego 8-10 km od ścisłego centrum miasta. Taka polityka zapewne wpływa na wyludnianie tradycyjnych centrów miast, w tym historycznych starówek.
Proboszcz jednej z poznańskich parafii ubolewa, że w ciągu ostatniej dekady z jego parafii ubyło prawie 40 proc. mieszkańców, a do kościoła na Msze św. coraz częściej przyjeżdżają osoby nawet spoza miasta, luźno związane z parafią. Historyczne centra dużych polskich miast, z pocztówkowymi zabytkami, stają się coraz częściej agorą rozrywki, handlu i usług bankowych. Ze ścisłej, historycznej starówki Poznania zniknęły w ciągu ostatnich 10-12 lat cztery sklepy z warzywami, dwa sklepy spożywcze i piekarnia, gdyż tradycyjni mieszkańcy opuścili swoje domostwa, a zajęły je banki i kancelarie prawnicze oraz puby i kawiarnie.
Ucieczka od techniki
Przed ponad stu laty, w okresie drugiej rewolucji przemysłowej, w wyniku coraz bardziej wzmożonego przemysłu, jeszcze większych zdobyczy technicznych, rozbudowy przedsiębiorstw, fabryk, hut, napływu siły roboczej do miast i gwałtownego pogorszenia się sytuacji mieszkaniowej robotników, powstały imponujące wizje przyszłych miast. Miały one rozwiązywać wszystkie problemy ludności, czynić życie nowoczesnym, wygodnym i szybkim. W ślad za wynalezionym silnikiem gazowym, dynamitem, karabinem maszynowym, a nawet odkurzaczem elektrycznym, którym po raz pierwszy czyszczono domowe dywany w wielkomiejskich domach, wygodnemu życiu w rozrastających się wówczas miastach miały służyć wielopoziomowe ulice, drapacze chmur, skomplikowane linie metra, przeplatające się z trasami kolei nadziemnej, budynki mieszkalne o futurystycznych kształtach, a także tereny zielone służące wypoczynkowi. Dzisiejsza sytuacja wielu miast europejskich, w tym także polskich, pokazuje, jak bardzo ludzkie prognozy mogą odbiegać od przyszłej rzeczywistości i że tak pogardzana przez lata wieś może przyćmić miasta i zagrozić ich pozycji w następnych dziesięcioleciach.
A kto wie, czy za sprawą coraz większej migracji ludności miejskiej do wsi te ostatnie nie staną się po upływie kolejnych stu lat nowymi miastami…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.