Polacy nie lubią swojej administracji. Ale niekoniecznie dlatego, że jest niewydolna czy łamie prawa obywatelskie. Po prostu nauczyli się myśleć, że biurokracja jest zła.
Zapomniałam o zarządzaniu kryzysowym.
Wizytując ośrodek terenowy RPO w Katowicach, który monitorował sytuację powodziową na południu kraju, spotkałam się z miejscowymi władzami. Ustaliliśmy, że w listopadzie powołany zostanie zespół kryzysowy udzielający pomocy psychologicznej ofiarom klęsk żywiołowych i zbierze się zespół roboczy, by zastanowić się nad wnioskami, które wypływają z akcji zarządzania kryzysowego i długofalowej pomocy powodzianom. Czas nie jest bez znaczenia. Do pierwszych śniegów na terenach popowodziowych będzie się sporo działo: osuszanie murów, remontowanie, urządzanie miejsca na zimę. Kiedy tego zajęcia zabraknie, może pojawić się depresja, żal za utraconym poczuciem bezpieczeństwa i majątkiem.
Na tym, co ci ludzie przeszli, musimy się uczyć, stąd pomysł konferencji władz samorządowych i przedstawicieli administracji rządowej na początku 2011 r. „Człowiek w potrzebie”, na której zostaną przedstawione wynikające ze skarg do RPO rekomendacje dotyczące zarządzania kryzysowego na wypadek powodzi, pożarów, trąb powietrznych. Choćby taki postulat: każda gmina powinna mieć „gorącą linię” dyżurnego kryzysowego, który odbiera telefon o każdej porze dnia i nocy, a potem koordynuje ewentualną akcję ratunkową. Proste, prawda? Tymczasem zdarzało się w maju, że nie było komu przekazać w gminie ostrzeżenia o zbliżającej się powodzi, bo była noc albo weekend i do nikogo nie można było się dodzwonić. Dalej: stworzenie planów zagospodarowania przestrzennego, których wiele gmin nie posiada, przez co trudno ludziom się zorientować, które tereny są zalewowe; uporządkowanie spraw spółek wodnych i wałowych, by nie dochodziło do gorszących sporów, kto odpowiada za jakiś odcinek wałów.
Najbardziej precyzyjne rekomendacje dla zarządzania kryzysowego, jakie biuro rzecznika opracowuje do spółki z samorządem, nie wyręczą jednak ludzi z działania. Wzorem powinny być dla nas Przyszowice na Śląsku, które uratowały się dzięki samoorganizacji mieszkańców. Najprościej bowiem powiedzieć, że rząd ma załatwić, a może nawet wyręczyć obywatela. Tymczasem w państwie każdy ma jakieś zadania i każdy powinien czuć się współodpowiedzialny.
Dlaczego chce Pani być mediatorem między państwem a obywatelem? Powinna Pani bronić praw obywateli, a nie mediować. Na dodatek wciąż Pani mówi o apolityczności, choć trudno o bardziej polityczną sprawę niż łamanie praw obywatelskich.
Słowa o „twardej apolityczności” urzędu rzecznika pochodzą z komentarza do zapisów w konstytucji o rzeczniku praw obywatelskich i znaczą tylko tyle, że rzecznik nie jest od uprawiania polityki jakiejkolwiek partii. Apolityczność nie zwalnia mnie z bronienia praw człowieka, i to jest oczywiste.
Odbywam masę spotkań. Z przedstawicielami środowiska LGBT (lesbijek, gejów, bi- i transseksualistów) rozmawiałam już na temat spraw dla nich najpilniejszych; na październik zaplanowaliśmy pierwsze robocze spotkanie – będzie dotyczyć poprawności przyjmowania i rejestrowania zgłoszeń przez organy państwa aktów przemocy wobec mniejszości seksualnych. Godność człowieka jest najważniejsza – chroni ją konstytucja – więc nikt w Polsce nie może się bać lub wstydzić pójść na policję np. w przypadku pobicia. Z kolei na spotkaniu z panem Jurkiem Owsiakiem prosiłam o zaangażowanie w działania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy osób niepełnosprawnych i starszych, pytałam o jego rekomendacje dla pomocy powodzianom. Poruszyliśmy też kwestię inwazji tzw. dopalaczy wśród młodzieży.
Zdaję więc sobie sprawę z oczekiwań żywionych wobec rzecznika praw obywatelskich, ale nie chcę składać żadnych deklaracji. Obiecać mogę tylko jedno – każdą skargą zajmę się tak samo rzetelnie: na brak etyki w szkole, na dyskryminację osób homoseksualnych, niepełnosprawnych czy w podeszłym wieku.
Rozmawiała Anna Mateja
Prof. IRENA LIPOWICZ specjalizuje się w prawie administracyjnym i samorządowym. Była posłanką z ramienia UD i UW. Współtwórczyni reformy administracyjnej kraju z 1999 r. Od 2000 r. była ambasadorem w Austrii, następnie przedstawicielką MSZ ds. stosunków polsko-niemieckich. Odeszła z ministerstwa w 2006 r., wraz z ministrem Stefanem Mellerem, po powstaniu koalicji PiS-LPR--Samoobrona. Kierowała Fundacją Współpracy Polsko-Niemieckiej, była członkiem Kolegium NIK.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.