Człowiek trafia do hospicjum w ciężkim stanie, spowiadam go z całego życia, chory przyjmuje sakramenty – i umiera po pół godzinie. Jak nie wierzyć w miłosierdzie, skoro ten człowiek przyszedł tylko na to jedno z Nim spotkanie.
To, że spotkało ich cierpienie, jest wartością?
Nie wiem, dlaczego ich spotkało, wiem, że to skarb, który mogą wykorzystać. Chrystus przez cierpienie zbawił świat, ich cierpienie też nie jest na marne. To potencjał, którym dysponują, mogą go ofiarować, złożyć Bogu. Trudno mi powiedzieć człowiekowi, żeby tak zrobił, tylko jeśli sam tak uważa – mówię, że warto. To potrafię.
A mówi Ksiądz o współcierpieniu z Chrystusem?
To trudne, by o tym mówić. Na pewno tego nie przemilczam. Ale czy chorzy mogą z Nim współcierpieć? To musi od nich wypłynąć, żeby dojść do świadomości, że swoim cierpieniem uczestniczą w czymś, co podjął Chrystus. Mówię im, że Chrystus cierpiący jest blisko nich, nie ucieka. Że Ten, który cierpiał, rozumie ich i jest. A co człowiek może zrobić w drugim kierunku, pozostawiam im.
Jeżeli chory mówi: „to cierpienie mnie przerasta”.
Nigdy takiego zdania nie usłyszałem.
„Chcę już skończyć, nie chcę dłużej cierpieć”.
Też nigdy takich słów od chorego nie słyszałem. Ludzie o takich dylematach nie chcą rozmawiać z księdzem, bo wiedzą, że ksiądz reprezentuje wartość życia. Nigdy nikt wobec mnie takiej deklaracji nie złożył, choć wiem, że są tacy.
Czy myśli Ksiądz, że w skrajnych przypadkach eutanazja jest rozwiązaniem?
Nie, bo nie spotkałem żadnego umierającego, który by eutanazji chciał. Nawet najbardziej cierpiący, im bliżej śmierci, tym bardziej chcą żyć. Ten asystent z politechniki, świadomie cierpiący, wiedząc o bliskiej śmierci, do końca planował zajęcia ze studentami. Każdy chce żyć, nawet jeśli otwiera się już na przejście na drugą stronę, to chęć życia tutaj jest w nim do końca.
I nie chce być sam. Kiedyś spotkałem panią Marię, pielęgniarkę, która umówiła się ze mną na swoją śmierć. W styczniu pyta: „Czy ksiądz będzie przy mojej śmierci?”. Wiję się i mówię, że człowiek umiera w różnych godzinach. „Proszę księdza, ale jak ja będę umierać, będzie ksiądz?”. I znów szukam wytłumaczenia. „Ale jak ja będę umierać, będzie ksiądz?”. „Jak Bóg pozwoli, będę”. Umierała kilka miesięcy później w Wielką Środę. Odprawiłem Mszę, rozdawałem Komunię, zachodzę do pani Marii, była już nieprzytomna. Wtedy nad chorym robię znak krzyża i idę dalej. Po skończonej Mszy wracam. Siadłem przy łóżku pani Marii, zacząłem się modlić, różaniec, koronka do miłosierdzia, modlitwy za tych, co konają. Kończąc koronkę, widzę, że odeszła. Kiedy chciałem się poderwać, żeby personelowi powiedzieć o jej śmierci, pani Maria otworzyła oczy, sprawdziła, czy jestem, i dopiero umarła.
Ludzie czekają na cud?
Nie w hospicjum, choć oczywiście będą tak mówić rodzice nad swoim dzieckiem. Ale w tych ludziach, którzy tu trafiają, coś już pękło, przewartościowało się, chcą, by pomóc im spokojnie umrzeć. To widać po intencjach, które zamawiają. W szpitalu proszą o zdrowie, w hospicjum prawie nie ma intencji, a jeśli już, to o wypełnienie woli Bożej, o dobrą śmierć. W hospicjum nadzieja złożona jest już w innym miejscu. Czasem mam wrażenie, że Pan Bóg na takiego człowieka czeka, aż ten się otworzy. Pamiętam, jak na Mszy przy Komunii złapał mnie za rękę chory i zamiast „amen”, mówi: „Wierzę, wierzę, że to jest moje życie”. Przyjął Komunię. Na drugi dzień zawołał pielęgniarkę, poprosił, żeby odpaliła mu papierosa, wykurzył go i umarł.
Zdarza się Księdzu w hospicjum nie udzielić rozgrzeszenia?
Nie, bo to nie jest miejsce, żeby odmawiać ludziom miłosierdzia.
Nawet jeśli teologia wskazuje, że odmówić Ksiądz powinien?
Jeśli popatrzymy na Kodeks Prawa Kanonicznego, zobaczymy, że wszędzie w ostatnim podpunkcie dołożona jest klauzula: „chyba że w wypadku śmierci, chyba że w wypadku śmierci, chyba że w wypadku śmierci...”.
Rozmawiał Tomasz Ponikło
Ks. Adam Trzaska jest kapelanem Hospicjum św. Łazarza w Krakowie (od 2001 r.), duszpasterzem duszpasterstwa akademickiego „Arka” (od 2006 r.).
Borykając się z własnymi kłopotami, można stracić wrażliwość na kłopoty innych. By się przed tym bronić, postanowiliśmy objąć prasowym patronatem instytucję dobrze służącą ludziom, która również boryka się z problemami finansowymi: krakowskie Hospicjum św. Łazarza, owoc zwołanego przez kard. Karola Wojtyłę Synodu Krakowskiego, w którego powstaniu wielką rolę odegrała także związana z „TP” Halina Bortnowska.
Hospicjum opiekuje się chorymi, którym szpital nic już nie jest w stanie zaofiarować i leczenie przyczynowe trzeba zastąpić zwalczaniem objawów, związanych z postępem choroby. Zajmuje się tym w swojej siedzibie, przy ul. Fatimskiej 17, i w ich domach. Bezpłatnie.
Patronat „Tygodnika” ma polegać na informowaniu o Hospicjum – jego działalności i potrzebach, nie tylko finansowych.
Ks. Adam Boniecki
Hospicjum św. Łazarza można pomóc przez wpłaty na konto: 36 1060 0076 0000 3200 0133 4486 lub udział w wolontariacie: www.wolontariat.hospicjum.pl
Więcej informacji na: www.hospicjum.krakow.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.