Czy Bóg może mi objawić swą wolę przez żonę, dzieci?
Zacznijmy od podstawowego pytania: czy rzeczywiście poszukuję woli Bożej? Czy szukanie woli Bożej jest stylem mego życia? Czy zapytany o cel mego istnienia, odpowiedziałbym: „Żyję po to, aby zrealizować to, co Bóg przewidział dla mnie, czego ode mnie oczekuje”?
Dopiero teraz, jeśli odpowiedź brzmi „tak”, mogę przejść do kolejnego pytania: „Czy można odkrywać wolę Bożą dzięki drugiemu człowiekowi?”.
Wolę Bożą staram się odczytać podczas modlitwy osobistej, w trakcie rozważania Słowa Bożego, wsłuchując się w nauczanie Kościoła. Są to podstawowe „kanały” nasłuchiwania, co mówi do mnie Bóg. Wierzę, że gdy trwam na modlitwie i czytam Pismo Święte, Bóg rzuca światło na moje życie, pokazuje, jakich mam dokonać wyborów. Zachowuję przy tym ostrożność, bo wiem, jak łatwo tu pobłądzić, przyjmując za głos Boga wewnętrzne podszepty, wyrażające moje ukryte pragnienia, wychodzące naprzeciw moim słabościom. Wsłuchując się w nauczanie Kościoła, staję na pewniejszym gruncie, bo opieram się na zbiorowej, wielowiekowej mądrości i świętości niezliczonych świadków Chrystusa.
Są jeszcze znaki czasu (tak, tak, znaki, bo – jak to ktoś powiedział– nie ma przypadków, są tylko znaki), jak chociażby niedawna tragedia narodowa, wzywające do opamiętania, ustawiające we właściwej perspektywie sprawy życia i śmierci. Ale czy wola Boża może objawić się przez drugiego człowieka?
Wierzę, że tak jest. Wierzę, że drugi człowiek może mi – nawet nieświadomie – otworzyć oczy na Bożą wolę. Kiedy w kościele widzę mężczyznę zatopionego w modlitwie, słyszę wewnętrzny głos: „Ty też bądź człowiekiem modlitwy”. Gdy widzę jak sąsiad dba o rodzinę, nie sposób, by w sumieniu nie zaświtało mi: „Powinienem czynić tak samo”.
Ale nie zawsze bywa tak prosto. Gdy przełożony wzywa mnie do gabinetu i proponuje awans wiążący się ze znacznym wydłużeniem czasu pracy kosztem życia rodzinnego, to muszę się zastanowić i rozeznać, co odpowiedzieć. I może się zdarzyć, że powiem: „Dziękuję, ale nie przyjmuję tej propozycji”.
A jak to jest w rodzinie? Czy Bóg może mi objawić swą wolę przez żonę, dzieci?
Tak. I czyni to codziennie. Decyduje o tym podstawowy fakt: kiedyś, przed laty, po gruntownym zastanowieniu, odczytałem, iż wolą Bożą jest, abym wybrał życie w małżeństwie z tą a nie inną kobietą. Owocem naszego małżeństwa są dzieci, poczęte dlatego, że Bóg tak chciał. Wszystko to dokonało się w rzeczywistości sakramentu małżeństwa, a więc dzięki szczególnej łasce, w którą Bóg wyposażył nas na lata naszej wspólnej drogi. Więzi, która mnie łączy z żoną i dziećmi, nie da się porównać z żadną inną. To najbliższe mi osoby, które wiedzą o mnie najwięcej. W relacji z nimi nie ma miejsca na udawanie, na granie kogoś innego, a zatem i prawda o sobie, ujrzana w ich oczach, bywa bardziej wyrazista, niekiedy – bardziej bolesna. Najbliżsi są więc uprzywilejowanym kanałem, przez który Bóg może do mnie codziennie przemawiać.
Co Pan Bóg mówi do mnie przez moją żonę i dzieci?
Mówi: Czuj się odpowiedzialny za rozwój duchowy twojej rodziny. To ja: mężczyzna, mąż, ojciec jestem odpowiedzialny za taki styl życia rodzinnego, w którym dla wszystkich będzie jasne, że najważniejszy jest Pan Bóg. To ode mnie powinien wychodzić główny impuls do modlitwy małżeńskiej i rodzinnej oraz zachęta, by wszyscy trwali na modlitwie osobistej. To przede wszystkim ja powinienem zadbać o świętowanie niedzieli i takie obchodzenie świąt, by nie zaciemnić ich religijnego przesłania. To ja powinienem ukazywać świadectwo przenikania się wiary i codziennego życia.
Mówi: Bądź głową rodziny. To ty, po wysłuchaniu wszystkich „za” i „przeciw” podejmuj strategiczne decyzje i bierz za nie odpowiedzialność. Miej wizję przyszłości twojej rodziny za miesiąc, rok, pięć, dziesięć, dwadzieścia lat. Bądź uosobieniem odpowiedzialności za swoje słowa i czyny.
Mówi: Członkowie rodziny są dla ciebie najważniejszymi osobami. Okaż to. Daj im swój czas. Czas – jeden z najcenniejszych darów, wyrażający tak wiele. Nie mogę„uciekać” w pracę, działalność społeczną, hobby, komputer. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, bym realizował się w tych obszarach, ale pod warunkiem, że wcześniej znalazłem tyle czasu dla rodziny, ile potrzeba na podzielenie się najgłębszymi myślami i przeżyciami z żoną, na sprawdzenie postępów szkolnych dzieci, na pomoc w odrobieniu lekcji, na pogranie w piłkę na podwórku, na spacer, na wysłuchanie tego, co dzieciom „gra w duszy”, na tysiąc innych spraw…
Mówi: Najpierw postaraj się zrobić karierę w domu, a dopiero potem poza nim. Co z tego, że dochrapię się stanowiska dyrektora, prezesa, co z tego, że będę w kłopocie, co zrobić z zarabianymi pieniędzmi, jeśli poniosę klęskę jako mąż i ojciec?
Mówi: Myśl i działaj w kategoriach „my”. Bądź sługą swoich najbliższych. Nie szczędź sił, bądź ofiarny, myśl, co możesz dla nich zrobić, a nie o sobie. Mąż i ojciec nie wystawia najbliższym rachunku za godziny pracy, by zarobić na chleb, by urządzić mieszkanie, by zapewnić odzienie, rozrywkę, wypoczynek. Jest twórczy, stara się w uczciwy sposób zapewnić możliwie najbardziej godziwy poziom życia pod względem materialnym.
Mówi: Pamiętaj o odrębności i niepowtarzalności każdej osoby w twojej rodzinie. Każe mi pamiętać o fenomenie kobiecości w mojej żonie; o tym, że nie ma być taka jak ja, lecz stanowić moje uzupełnienie; o tym, że inaczej przeżywa, odczuwa, reaguje, czego innego potrzebuje, inaczej okazuje uczucia, jest słabsza fizycznie… Przypomina, że dzieci są Jego darem, a nie moją własnością przeznaczoną na to, by zaspokajać moją dumę i samozadowolenie.
Powyższe słowa przyszły mi z trudem. Do prawd w nich zawartych dochodziłem długo, mozolnie, z opóźnieniem, już w trakcie małżeństwa, ojcostwa. Do dziś„kuleję” w ich realizacji. Wierzę jednak, że są jak światło wyznaczające właściwy kierunek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.