Chrystus nie był zainteresowany walką o wyzwolenie narodowe. W Kościele tożsamość narodowa przestała mieć religijne znaczenie.
Jakie miejsce w nowej soteriologii zajmuje przynależność narodowa, idee wybrania i przymierza? Na ile jesteśmy w stanie stwierdzić na podstawie prób historycznych rekonstrukcji przebiegu nauczania Jezusa, w pierwszej fazie ograniczał się on do misji wśród Żydów. Jednak już wtedy brakowało jednego zasadniczego wątku tradycyjnej soteriologii: Rabbi z Nazaretu najwyraźniej nie był zainteresowany walką o wyzwolenie narodowe. Postawa ta stała w radykalnym kontraście z oczekiwaniami mesjańskimi Izraela i była jedną z głównych przyczyn niezrozumienia, jakie Go spotykało także ze strony najbliższych uczniów. Trudności zaczęły się pogłębiać w późniejszym okresie misji, kiedy w postępowaniu i nauczaniu Jezusa pojawią się wątki wyraźnie już uniwersalistyczne, rozszerzające strumień zbawczego działania Boga także na pogan.
Trzeba jednak było doświadczeń śmierci i zmartwychwstania Jezusa oraz daru Ducha Świętego, by w umysłach i sercach uczniów nowa soteriologia mogła – nie bez trudności – dojrzeć i wydać owoce. Do elementów pochodzących z nauczania dochodzą zatem wątki paschalne: pojednanie z Bogiem dokonuje się w śmierci Chrystusa, dzięki zmartwychwstaniu otrzymujemy w Duchu Świętym nowe życie, będące zadatkiem ostatecznej rzeczywistości, która nadchodzi. W zbawieniu nie idzie już o doczesną pomyślność czy byt narodu, ale o jakość relacji człowieka z Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym. Zerwanie ze starą soteriologią przypieczętuje ostatecznie pełne otwarcie chrześcijańskiej wspólnoty na nie-Żydów i uznanie, że wszelkie ludzkie podziały – etniczne, społeczne, polityczne – nie mają znaczenia przed Bogiem.
Oczywiście nowa, uniwersalistyczna soteriologia nie mogła współistnieć z plemienną, m.in. dlatego że w Kościele tożsamość narodowa przestała mieć jakiekolwiek (religijne) znaczenie. W efekcie Izrael usunął chrześcijan ze wspólnoty, postrzegając ich już pod koniec I wieku jako nie tylko obcych, ale wręcz zagrażających narodowo-religijnej integralności. W optyce „starej” soteriologii Jezus nie mógł być Mesjaszem: jego przyjście nie doprowadziło do ostatecznego tryumfu narodu wybranego...
Ale chrześcijaństwo nie zanegowało całkowicie wartości tożsamości narodowej czy wspólnoty państwowej. Raczej zrelatywizowało ich znaczenie poprzez wykluczenie ze sfery religijnej. Nastąpiła ich desakralizacja, sprowadzenie do kategorii naturalnych rzeczywistości, które znacznie później zaczęto określać jako „narzędzia” realizacji dobra wspólnego. Historyczno-kulturowe dziedzictwo narodu niewątpliwie jest wartością. Tyle że nie decyduje o zbawieniu...
Wiarygodność
Ostatnie uwagi mają spore znaczenie: niekiedy członkowie Kościoła, ze względu na dobro wspólne, powinni się angażować w obronę takich wartości jak państwowość czy tożsamość narodowa. I to jest moment, w którym może się pojawić pokusa sięgnięcia przynajmniej po niektóre elementy „soteriologii plemiennej”. W jej bowiem ramach można wykazać, że Bóg jest po naszej stronie, a przeciwnicy naszej koncepcji dobra wspólnego są Jego wrogami, którzy prędzej czy później poniosą klęskę. Można też łatwo wskazać winnych ściągnięcia na naród nieszczęścia postrzeganego w kategoriach kary Bożej (oni się muszą nawrócić!).
I wreszcie – co może wydawać najstraszniejsze owoce – można wykorzystać związane z wiarą emocje i siłę motywującą. W kontekście niewoli soteriologia plemienna może się wydawać skuteczniejsza od chrześcijańskiej. Tyle że nie prowadzi do zbawienia.
W ciągu ostatnich dwóch wieków dobro, którym jest polska wspólnota narodowa, nader często wymagało obrony. Angażowali się w nią zarówno katolicy indywidualnie, jak i polski Kościół instytucjonalny. I słusznie. Jednak to zaangażowanie pociągało za sobą wyżej opisaną pokusę. Tu i tam chrześcijańska soteriologia bywała wypierana przez jej „plemienną” reinterpretację. Intencje autorów takich reinterpretacji pewnie były jak najbardziej szlachetne. Błąd jednak pozostaje błędem.
Zatem Kościół w Polsce powinien jak najszybciej przyjrzeć się krytycznie własnej soteriologicznej świadomości, bowiem „plemienna soteriologia” zdaje się wyzierać z niej z siłą, która zagraża wiarygodności chrześcijańskiej wspólnoty. Nie jestem w stanie ocenić, na ile zdominowała ona głoszenie Ewangelii w polskich kościołach – do tego potrzebne byłyby badania socjologiczne. Z niejednej ambony łatwiej jednak chyba dziś usłyszeć nawoływania do obrony narodowo-religijnej tożsamości (charakterystyczne jest samo to utożsamienie) niż do miłości nieprzyjaciół; do rozliczenia i ukarania winnych niż do przebaczenia.
Rachunek sumienia z modelu zbawienia, jaki w polskim Kościele się głosi, jest najpilniejszym wyzwaniem, przed którym stoimy. Bo jeśli – co nie daj Boże – przestaliśmy głosić zbawienie w takim kształcie, w jakim przyniósł je Jezus, to wszelkie wysiłki duszpasterskie pójdą na marne. Jedyną racją istnienia Kościoła jest głoszenie Chrystusowej dobrej nowiny o zbawieniu. O Chrystusowym zbawieniu.
Ks. Grzegorz Strzelczyk jest doktorem teologii, zajmuje się dogmatyką, zwłaszcza chrystologią. Na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego pełni funkcję prodziekana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.