Myślę, że jako duszpasterze i kaznodzieje zbyt wiele mówimy o śmierci jako o fakcie, którym ludzi przygniatamy, powtarzając nieustannie, że prędzej czy później on nastąpi. To jest prawda dość oczywista i każdy średnio inteligentny człowiek zdaje sobie z tego sprawę. Stanowczo zbyt mało mówimy natomiast o tzw. kulturze śmierci, w dobrym tego słowa znaczeniu. O takim swoistym „nauczeniu się”, przygotowaniu do śmierci, pewnej jej mistyce.
Kościół powinien wychowywać do śmierci, to oczywiste. Z drugiej jednak strony ciągle słyszymy: wy w tym Kościele tylko wiecznie rozmawiacie o śmierci i umieraniu…
– Myślę, że jako duszpasterze i kaznodzieje zbyt wiele mówimy o śmierci jako o fakcie, którym ludzi przygniatamy, powtarzając nieustannie, że prędzej czy później on nastąpi. To jest prawda dość oczywista i każdy średnio inteligentny człowiek zdaje sobie z tego sprawę.
Stanowczo zbyt mało mówimy natomiast o tzw. kulturze śmierci, w dobrym tego słowa znaczeniu. O takim swoistym „nauczeniu się”, przygotowaniu do śmierci, pewnej jej mistyce.
Dawniej taką rolę pełniła Ars Moriendi – sztuka dobrego umierania.
– Wbrew pozorom to wcale nie jest jakaś odległa rzecz i nie trzeba koniecznie cofać się aż do średniowiecznej Ars Moriendi. Nie musimy od razu zakładać bractw dobrej śmierci, które będą chodziły w kapturach i z pochodniami.
Dobra śmierć? Dziś oznacza to, o ironio, coś zupełnie innego…
– Prawdziwa dobra śmierć, to jest śmierć z dobrymi relacjami. Tak jak wcześniej wspomniałem, im lepsze relacje za życia: z ludźmi, z Bogiem, ze sobą samym – tym lepsza śmierć. I to jest coś, czego się najbardziej uczę w hospicjum. Właśnie pielęgnowania relacji z najbliższymi, z przyjaciółmi.
Tutaj w hospicjum używamy terminu, że śmierć powinna być domknięta. Posklejana. Nadejść wtedy, gdy umierający i jego rodzina zdążą sobie wszystko wybaczyć i powiedzieć, jak bardzo się kochali.
Używając współczesnych pojęć: robi teraz Ksiądz reklamę dla hospicjum…
– Bo hospicjum jest mistyczne. To miejsce, w którym chciałbym sam umrzeć. Nawet wiem, w którym pokoju: w szóstce… I wcale nie jest wykluczone, że to będzie tutaj, bo zdiagnozowano u mnie raka...Taki psikus losu.
…
– Pół roku temu lekarze usunęli mi guz nerki. Na razie wszystko teoretycznie idzie w dobrym kierunku i nie żyję z jakąś dojmującą fobią, że za chwilę umrę. Teraz mogę przynajmniej bardziej empatycznie wczuć się w rolę ciężko chorego pacjenta. Próbowałem zresztą robić to już wcześniej, ale takie teoretyczne rozważania są bardzo niebezpieczne.
Dlaczego?
– Mówić z pozycji teoretyka w obecności chorego o jego śmierci i cierpieniu? Pan wybaczy… Zresztą, my w ogóle nie umiemy mówić o śmierci, bo jedna część kultury spłyca ją i od niej ucieka, a druga koniecznie chce ją maksymalnie umistycznić. Bardzo łatwo powiedzieć np., że umieranie jest czasem błogosławionym. I w sensie teologicznym to oczywiście prawda. Proszę mi jednak wierzyć, że gdyby teraz rozpoznano u pana jakiś paskudny nowotwór, to najpierw byłby pan wściekły na siebie i na cały świat, a potem szukał możliwości terapii. I być może po pewnym czasie uznałby pan rzeczywiście, że to był czas błogosławiony. A może by pan nie zdążył dojść do tego etapu?
Chyba już rozumiem, co Ksiądz ma na myśli…
– My, katolicy zbyt często traktujemy wiarę jak ideologię. Staramy się wcisnąć w czyjeś usta gotowe odpowiedzi. To tak jednak nie działa. Dlatego byłbym bardzo ostrożny z przerzucaniem własnej wrażliwości na innych. Bo można w ten sposób osiągnąć efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego.
Bycie w hospicjum uczy pewnej pokory kaznodziejskiej i duszpasterskiej, bo tutaj pojawiają się ludzie o bardzo różnym światopoglądzie. Osobiście spotkałem dwóch pacjentów, którzy do końca nie chcieli pojednać się z Panem Bogiem i w tym sensie zewnętrzno-formalnym tego nie uczynili. Jednak naprawdę nie wiem, co się działo w ich duszach…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.