Są posady wynagradzane wysoko, bo wymagają wysokich kompetencji, ale nieodpowiedzialni „dobrodzieje” powołują na nie nieraz ignorantów i nieudaczników, bo ktoś się za nimi wstawił. Wina tych „dobrodziejów” jest wielka, nawet jeżeli takie nieodpowiedzialne decyzje im samym nie przynoszą żadnych korzyści finansowych.
W starożytnym chrześcijaństwie nieuczciwych pieniędzy lękano się do tego stopnia, że duchownych odpowiedzialnych za kościelne instytucje charytatywne zobowiązywano do starannego badania, kim są ludzie gotowi wspomagać te instytucje. Nie wolno bowiem było przyjmować ofiar na ubogich od kogokolwiek, kto budził podejrzenie, że swój zawód wykonuje niezgodnie z prawem moralnym. W Didaskaliach, anonimowym dokumencie z III wieku, znajduje się długa lista osób, których nie powinno się dopuścić do udziału w charytatywnym dziele Kościoła:
Nie należy przyjmować „ofiar na dożywianie sierot i wdów od bogaczy, którzy bliźnich zamykają w więzieniu, źle traktują niewolników, tyranię stosują w swych miastach, gnębią biedaków; od nikczemników i ludzi, co ciała swego haniebnie nadużywają, od przestępców wreszcie, od fałszerzy, od nieuczciwych adwokatów, kłamliwych oskarżycieli, stronniczych sędziów, malarzy i rzeźbiarzy bożków pogańskich, złodziejskich jubilerów, niesumiennych celników, jasnowidzów, fałszerzy wag i miar, szynkarzy dolewających wody, żołnierzy wywołujących burdy, morderców, oprawców sądowych, a także od wszystkich urzędników rzymskich, splamionych wojnami i przelewających bez sądu krew niewinną; (…) od bałwochwalców, od nieczystych, od takich, co wymuszają opłaty i uprawiają lichwę. Kto ofiary takich ludzi obraca na utrzymanie wdów, ten odpowie za to w dniu Sądu Pańskiego, bowiem Pismo Święte mówi: »Lepiej w miłości i przyjaźni jadać jarzyny, niż w nienawiści bić tuczne woły« (Prz 15,17)[4].
Nawet jeśli tak rygorystycznie sformułowane zalecenia nie zawsze były przestrzegane, to jednak utrwalały one świadomość, że nie godzi się zarabiać na życie ani powiększać swojego majątku działaniami, które nie podobają się Bogu.
Zapewne nie było pokolenia, żeby ktoś nie próbował jakimiś aktami niby to charytatywnymi przyklepać swojego złodziejstwa czy innych nieuczciwości. Przypomina mi się gorzka refleksja jednego z naszych XIX-wiecznych satyryków:
Uboga, głodna wreszcie,
Skradła bochenek chleba
Złodziej! złodziej! złodziej!
Skradł milion – dał na kweście
Aż tysiąc; wielkie nieba!
Dobrodziej! dobrodziej!
Ale właśnie dlatego, że takie sytuacje się zdarzają, trzeba o nich mówić. Trzeba przypominać o dobru i przestrzegać przed złem. Na pewno przynajmniej niektórzy ludzie to usłyszą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.