Wincenty Pol pisał: „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”. Jakże to i dziś jest aktualne
O ile o naszych bohaterach narodowych – władcach, ważnych postaciach Kościoła czy twórcach naszej kultury i sztuki jeszcze uczy się w szkołach i wspomina w mediach, ale już o wiele gorzej jest, jeśli chodzi o naszych wybitnych przedstawicieli nauki i techniki. W 12. numerze „Niedzieli” z 21 marca 2010 r. przypomniałem sylwetkę konstruktora i elektronika Jacka Karpińskiego. Teraz pragnę przybliżyć postać Polaka, który otrzymał od Akademii Filmowej aż 4 Oscary. To mieszkający na stałe w Szwajcarii inż. Stefan Kudelski – człowiek, którego wynalazki zrewolucjonizowały przemysł filmowy, wyprzedzając technologicznie całą potęgę japońskiego i amerykańskiego przemysłu elektronicznego. Będąc uczniem technikum elektronicznego, wyszukiwałem każdą, choćby najdrobniejszą informację o nim. Do tej pory pamiętam np., jak w pewnym zagranicznym filmie przyrodniczym operator zdjęć zachwalał swoją kamerę z rewelacyjnym rozwiązaniem firmy... Kudelskiego. Byłem dumny, że „Polak potrafi”! Niestety, władze komunistyczne ze względu na postawę Stefana Kudelskiego i jego rodziny starały się izolować nas od jakichkolwiek informacji o nim. Dlaczego jednak nie pisze się o nim dziś? – tego nie potrafię już zrozumieć. Na szczęście udało mi się trafić na książkę „Kresy kresów. Stanisławów”. Jak się okazało, jej autor Tadeusz Olszański był przyjacielem z dzieciństwa Stefana Kudelskiego.
10 polskich lat
Stefan Kudelski urodził się 27 lutego 1929 r. w Warszawie, ale jego rodzina pochodzi ze Stanisławowa (obecnie Iwano-Frankowsk na Ukrainie). Jego ojciec – Tadeusz studiował architekturę, ale pracował w przemyśle chemicznym. Matka – Irena z Ulbrichów była antropologiem. Ojciec Tadeusza Kudelskiego – Jan Tomasz Kudelski był architektem miejskim Stanisławowa, a zaczęło się od tego, że pod koniec XIX stulecia powierzono mu zaprojektowanie i zbudowanie dyrekcji Kolei Państwowych w Stanisławowie. Pokochał to miasto i przyczynił się do nadania mu secesyjnego kształtu. Zaprojektował i zbudował wiele pięknych kamienic z witrażami na klatkach schodowych. To jemu centrum współczesnego Stanisławowa zawdzięcza obecny kształt. W tym okresie Kudelskich odwiedzało wiele osób. Bywali tam m.in. Jan Kasprowicz i Stanisław Przybyszewski.
Syn pana Tomasza – Tadeusz Kudelski, wzorem ojca, studiował na Politechnice Lwowskiej i w 1918 r., oczywiście, brał udział w obronie Lwowa przed Ukraińcami. Był jednym z Orląt Lwowskich i adiutantem swego profesora z politechniki – Kazimierza Bartla, który w międzywojennej Polsce był również jednym z liczących się polityków i premierem pięciu rządów. Bartel ściągnął swego adiutanta, a następnie asystenta do stolicy. Młody Kudelski podtrzymał jednak swoje stanisławowskie związki przez małżeństwo z Ireną Ulbrichówną, która co roku z synem Stefanem przyjeżdżała na wakacje do swojej matki do Stanisławowa.
W Warszawie mieszkali w willi na Mokotowie, gdzie częstymi gośćmi bywali wielcy tamtego czasu. Ojciec Stefana przyjaźnił się z budowniczym Gdyni – inż. Eugeniuszem Kwiatkowskim, gen. Kazimierzem Sosnkowskim, a ojcem chrzestnym Stefana był nie kto inny, jak prezydent Warszawy Stefan Starzyński.
Okres wojny
We wrześniu 1939 r. Kudelscy nie mieli najmniejszych złudzeń co do poczynań hitlerowców w stosunku do ludzi związanych z polskimi władzami i ewakuowali się z Warszawy z jedną z pierwszych kolumn rządowych. Przez Zaleszczyki udali się do Rumunii, a następnie do rodziny na Węgry, by stamtąd przedostać się do Francji. Tadeusz Kudelski został w Paryżu i tam po upadku Francji związał się z ruchem oporu. Żonę i syna Stefana wyekspediował przez zieloną granicę do Szwajcarii, ale wkrótce do nich dołączył, gdyż musiał uciekać po wykryciu przez Niemców miejscowej siatki. Za swoje zasługi rodzice Stefana Kudelskiego zostali uhonorowani francuskim odznaczeniem wojennym Croix de Guerre (Krzyż Wojenny).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.