„Nigdy” niewiele znaczy

Przewodnik Katolicki 2/2011 Przewodnik Katolicki 2/2011

Opowiesz dziecku o śmierci? Jak ją opiszesz? Może w ogóle nie chcesz poruszać z nim „takich” tematów? A co się stanie, jeśli będziesz musiał?

 

Często zapominamy również o tym, że dziecko nie potrafi przez dłuższy czas skupić uwagi na jednej rzeczy. – Pogra w piłkę, wróci do domu, przypomni sobie o stracie matki, znowu zacznie płakać, ale po 15 minutach włączy komputer, aby przejść kolejny poziom ulubionej gry. To zupełnie naturalne postępowanie –
przekonuje ks. Jan i zwraca uwagę na jeszcze jedno specyficzne zachowanie dzieci: otóż wiele z nich przeżywa żałobę w sposób opóźniony. Nierzadko rok, dwa lata po śmierci rodzica, najczęściej wtedy, kiedy współrodzic upora się już ze swoją żałobą. Ale owa „spóźniona żałoba” jest wbrew pozorom dobrym objawem – to znak, że dziecko znowu czuje się bezpieczne.

Wściekłość i żal

Ks. Jan wyraźnie zastrzega, że nie lubi określenia „dzieci osierocone”. – Wolę raczej mówić „dzieci, które straciły rodziców”. Chcę przez to położyć nacisk na psychologiczny i duchowy aspekt nowej sytuacji, w jakiej one się znalazły – wyjaśnia kapłan i dodaje, że o tym poważnym problemie nadal stanowczo zbyt mało się dyskutuje.

Tymczasem w ubiegłym roku tylko w puckim hospicjum swoich najbliższych straciło siedemnaścioro dzieci. I to właśnie dla nich ks. Kaczkowski stworzył Fundusz Dzieci Osieroconych przy Puckim Hospicjum Domowym pw. św. Ojca Pio. W jego ramach rozwija całoroczną opiekę psychologiczną i terapeutyczną – zarówno indywidualną, jak i grupową – nad konkretnymi dziećmi. Z podobną akcją rusza także Fundacja Hospicyjna, znana z ogólnopolskiej kampanii „Hospicjum to też życie”.

– Nie chcemy, aby dzieci zostały same w czasie żałoby. Ale nie wymagamy od nich żalu na pokaz i nie mówimy im, co mają czuć. Staramy się raczej pomagać im przy pomocy wykwalifikowanych psychologów w lepszym rozumieniu i radzeniu sobie z własnymi emocjami – zaznacza szef puckiego hospicjum. Bo przeżywanie żałoby to nie tylko żal i smutek, ale także wiele innych stanów emocjonalnych: złość, agresja, nieakceptowanie siebie, zagubienie, rozdrażnienie, brak skupienia, apatia, wściekłość – na siebie, na otoczenie, na mamę, która umarła. Albo irracjonalne poczucie winy: „bo byłem niegrzeczny”, „bo nie słuchałem mamy, kiedy chorowała”, „bo tuż przed jej śmiercią przyniosłem ze szkoły jedynkę”.

Rzym „na wypasie”

Działalność Funduszu Dzieci Osieroconych ma także swoje drugie, radośniejsze oblicze.

W zamierzeniu ks. Jana jest wyjazd dzieci do Rzymu. Ale nie taki typowy, parafialny w stylu „stary jelcz, karimata i paprykarz szczeciński w plecaku”, tylko wycieczka w dobrym standardzie. „Na wypasie” – jak mawiają najmłodsi podopieczni hospicjum. Dzieci lecą więc samolotem w obie strony, śpią w dobrym hotelu w centrum Rzymu, spotykają się z ambasadorem RP przy Stolicy Apostolskiej i nowym ambasadorem RP przy Republice Włoskiej. Codziennie jedzą w innej restauracji: raz jest to typowa włoska pizzeria, innym razem egzotyczna kuchnia chińska. – Nie chodzi tutaj o jakąś wielką rozrzutność, bo w marcu, przed sezonem, to wcale nie jest takie drogie. Chcę raczej zapoznać dzieci z włoską kulturą, a także nauczyć je zwykłej umiejętności bycia razem, rozmawiania, nienudzenia się ze sobą – wyjaśnia ks. Kaczkowski.

I właśnie owo „bycie razem”, oprócz przeżyć religijnych, stanowi o istocie całego wyjazdu.

– W czasie pobytu w Rzymie właściwie w ogóle nie rozmawiamy o tym, że nie mamy rodziców. Bo to jest oczywiste – modlimy się za nich przy grobach Jana Pawła II i św. Piotra, ale nie powtarzamy tego jak mantry. Dzieciaki nie muszą też wreszcie tłumaczyć innym swojej sytuacji i opowiadać, jak się czują, bo tutaj wszyscy mają podobne doświadczenia. Ten oddech psychiczny jest dla nich niezwykle ważny – tłumaczy ks. Jan.

Dzieci dzieciom

Marzenia ks. Kaczkowskiego stały się realne dzięki wsparciu ze strony „Lokomotywy” – Niepublicznej Szkoły Podstawowej z Sopotu. Dzieci i rodzice z tej szkoły już tradycyjnie w okresie przedświątecznym angażują się w dzieło pomocy charytatywnej. Tym razem wraz z zaprzyjaźnionymi artystami postanowiły wydać płytę z kolędami. Ku zdziwieniu wszystkich, z małej, garażowej produkcji „wykluła się” bardzo fajna, świetnie wydana płyta, w której nagraniu wzięli udział tak znani artyści jak Czesław Mozil (kojarzony bardziej jako „Czesław Śpiewa”), Robert „Litza” Friedrich czy trójmiejski jazzman i akordeonista Cezary Paciorek. Całkowity dochód ze sprzedaży płyty przeznaczony jest właśnie na działalność Funduszu Dzieci Osieroconych oraz na wyjazd pielgrzymkowo-wycieczkowy dzieci do Rzymu. Płytę, w cenie 15 zł, można cały czas kupić przez stronę internetową hospicjum (www.hospitium.org) lub stronę Szkoły Podstawowej „Lokomotywa” (www.lokomotywa.edu.pl).

Ks. Kaczkowski podkreśla także, że dzieci z Sopotu, pomagając dzieciom z Pucka, otrzymują najlepszą z możliwych lekcję wrażliwości. Okazuje się bowiem, że o chorobie, śmierci, cierpieniu można rozmawiać z 6–7-letnimi dziećmi w sposób niewywołujący u nich dodatkowego cierpienia. Publiczny występ, scena, studio nagrań – wszystko to sprawia, że dzieci uczą się i jednocześnie świetnie bawią. I bardzo szybko dojrzewają. – Jechaliśmy któregoś dnia z „Lokomotywą” do sopockiego radia – opowiada ks. Kaczkowski – śpiewaliśmy kolędy i w pewnym momencie zapytałem dzieci, dlaczego to robią. Odpowiedziały w sposób, który mnie niezmiernie wzruszył: „Bo tamte dzieci już nie mają rodziców, a my jeszcze mamy”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...