Środki przekazu wulgaryzują ludzkie działania rodzicielskie: robią z aktu małżeńskiego sensację i ekscytują wyobraźnię dzieci obrazkami, z których żaden nie może pokazać prawdy. Bo wielkiej prawdy o zjednoczeniu kochających się osób nie da się przekazać.
„Mamo, gdzie ja byłam, jak mnie jeszcze nie było na świecie?” – spytała czteroletnia dziewczynka, a inne, jeszcze bardziej ambarasujące pytania postawiła swojej matce, gdy urodziła jej się siostrzyczka: „Jak ty urodziłaś dzidziusia? Była tam dziurka? Bolało cię?”.
Dzieci pytają i rodzice dają różne odpowiedzi. Jest moda na „wychowanie seksualne” i na informowanie. Dzieci oglądają obrazki, mają lekcje w szkole i dowiadują się mnóstwo na ten temat z telewizji. Wszystkie te informacje nie są do końca prawdziwe i rodzice, ci „porządni” i dbający o dzieci, szukają porady: kto, kiedy i co ma mówić tym maluchom.
I czy w ogóle mówić?
Pokoik z klimatyzacją
Gdy nieraz słyszę, co mówią w telewizji ludzie, nawet z tytułami naukowymi, myślę sobie, że grzech milczenia na te tematy na pewno byłby bezpieczniejszy niż grzech głupiego lub, co gorsza, demoralizującego gadania.
Informacja o tym, jak człowiek przychodzi na świat, dotyka najgłębszych tajemnic miłości. Słowo „tajemnica” nie jest tu błędem, lecz prawdą, bo choć sfotografowano dziecko i pokazano rozwój maleństwa na każdym etapie, to przecież sam dziwny moment, gdy w głębi ukrytego łona kobiety zachodzi cud poczęcia nowego życia, zawsze zostanie tajemnicą, wiadomą jedynie Bogu. I tylko uszanowanie tajemnicy jest prawidłową informacją. Nikt nie wie, kiedy i dlaczego powstaje nowy człowiek, choć wiadomo, kto i jak ma się do tego przyczynić.
Jedna tylko odpowiedź na to pytanie jest prawdziwa: „Dostaliśmy ciebie w darze od Pana Boga, my, twoi rodzice. Dostaliśmy dar, skarb, ciebie, nasze kochane dziecko!”.
I ważne jest słowo: „my” – „my oboje” – i słowo: „dar”. To „my” ułatwia potem wyjaśnienie roli ojca. Niekiedy matki mówią: „Ja cię urodziłam”, co… nie jest pełną prawdą, bo właściwie to nie matka rodzi, ale… z matki rodzi się dziecko – samo, dzięki mechanizmom, którymi nie matka steruje.
Nowy człowiek rodzi się siłami natury. Dar życia Pan Bóg złożył w łono matki i tam, jak w gościnnym pokoiku z klimatyzacją, każdy z nas przebywał 9 kalendarzowych miesięcy. Bezpiecznie – to trzeba podkreślić, że matka sobą zabezpiecza los dziecka: karmi je i ochrania. Tam, w niej, dziecku nic nie grozi – jeśli ona je przyjmie!
Depozyt z nieba
Gdy słucham wypowiedzi dzieci i młodzieży lub czytam, co dorośli im przekazują, to czasem jestem przerażona i ostatecznie myślę, że… naiwna bajka o bocianie niosła więcej prawdziwych informacji niż dzisiejsze uczone dysertacje o tym, kiedy zaczyna się człowiek, kto ma prawo do życia, a kto nie, i jak się go pozbyć!
Bo co tak naprawdę mówiła bajka o bocianie? Że przyniesie dziecko: braciszka albo siostrzyczkę, nie żaden konglomerat komórek ani embrion, ale zwyczajnie: dziecko – nam, rodzinie! Niektóre bardziej realistyczne nianie otwierały okno, żeby bocian mógł wlecieć!
Cóż to znaczyło? No to, że po prostu oczekujemy, przyjmujemy to dziecko, nie pytając, jakie będzie: zdrowe czy nie. Rodzina otwierała się na każde dziecko, bez wyjątku; nie było mowy o tym, że to przyniesione dziecko można by zabić! Bocian przyniósł – i koniec. Co przyniósł, to przyniósł, i rodzina je przyjmowała! Co więcej, przynosił on, ptak, a nie rodzice; oni jakby się usuwali – to nie oni są sprawcami. Gdzież znaleźć głębszą prawdę o rodzicielstwie? Przecież to nie rodzice dają życie – oni je tylko przekazują, bo sami nie mają mocy dawania życia. Są tylko narzędziami i ich rola jest jednoznaczna: przyjąć to dziecko!
Na dodatek bocian przylatuje z góry, przynosi dar dla rodziców, dla całej rodziny – prosto z nieba, to znaczy, zwyczajnie, od Pana Boga! I taką prawdę trzeba dzieciom przekazywać: że każdy człowiek, bez wyjątku, jest stworzony przez Boga i jest darem Boga dla rodziców – darem, danym w depozyt na jakiś czas, żeby go wychowali, wykarmili, zabezpieczyli. Rodzice zostali wybrani – Pan Bóg dla nich wybrał tę chwilę!
Ale żeby taką prawdę przekazać, rodzice muszą sami być pewni, muszą w to wierzyć – w swoje pochodzenie od Boga. Gdy w to wierzą, potrafią to wytłumaczyć swoim dzieciom.
Zbliżają się jak nikt
Kiedyś Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział znamienne zdanie: „Nie każda nauka jest prawdziwa i nie każda prawda jest naukowa”. Prawda o pochodzeniu człowieka nie jest prawdą naukową: nie trzeba kończyć uniwersytetu, żeby ją poznać i zrozumieć.
To jest prawda życiowa, dostępna każdemu człowiekowi obdarzonemu zdrowym rozsądkiem i poczuciem sprawiedliwości. Każdy normalny człowiek rozumie wartość życia i zdrowym rozsądkiem przyjmuje prawdę: że to, co przez człowieka przychodzi na świat, jest ludzkim dzieckiem w sposób tak oczywisty, że tego nie trzeba udowadniać. I tę prawdę należy w sposób jasny dzieciom przekazać.
Więcej problemów niesie ze sobą pytanie o to, jaka jest tu rola rodziców.
W którejś z książeczek przeznaczonych dla dzieci znalazłam propozycję dla rodziców, która wydała mi się godna uwagi. Zachęcała ojca, aby na spacerze z synkiem, gdy będą szli lasem i podziwiali piękno przyrody, powiedział dziecku:
„Jaki piękny świat Bóg stworzył dla człowieka. Dał mu tyle darów, a największym darem jest człowiek, jesteś ty, nasz synek!” – i niezależnie od tego, czy dziecko zapyta, jak to było, czy nie postawi pytania wprost, ojciec wyjaśnia, że to jest tak, że ludzie ze sobą obcują, spotykają się, coś razem robią:
„Gdy spotkasz kolegę, to witasz go: «Cześć!» lub pytasz: «Jak się masz?». Gdy przyjeżdża gość do domu, podajesz mu rękę. Ale gdy gościem jest ciocia, którą kochasz, to całujesz ciocię i ona ciebie, a mama na dobranoc całuje ciebie i otula kołderką, bo cię kocha. Im bliższy kontakt, tym głębsze jest spotkanie człowieka z człowiekiem i większa bliskość, także cielesna, bo człowiek zawsze jest ciałem, a rodzice, mąż i żona, tak bardzo się kochają, że zbliżają się jak nikt. Tego nie da się wyobrazić, jak jednoczą się z miłości, bo jedno chce wszystko dać drugiemu – i to się nazywa spotkanie małżeńskie. I Pan Bóg takie spotkanie nieraz błogosławi i tym ludziom daje dziecko – jako dar największy”.
Tylko że… aby tak powiedzieć, trzeba, żeby to była prawda i żeby akt małżeński na pewno wyrażał prawdziwą miłość i… świętość!
Autorka jest członkiem Papieskiej Rady do Spraw Rodziny oraz Papieskiej Akademii „Pro Vita”. Żona, matka czterech córek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.