Na jednym z portali przeczytałam, że beatyfikacja Jana Pawła II będzie „sprawdzianem” dla Kościoła polskiego. Jeśli pierwszomajowe uroczystości przełożyć na szkolny wynik, to zdaliśmy go bardzo dobrze. I to my wszyscy, świeccy i duchowni
Ruszyłam i ja, wcześniej, już na stacji metra, pozostawiając moją polską grupę.
Można mieć wiele zastrzeżeń do włoskiej organizacji, ale niezależnie od tego, jak bardzo by się oni nie starali, po prostu nie byli w stanie zapanować nad tłumem. Było to po prostu niemożliwe. Niedzielny poranek był doskonałą ilustracją i kwintesencją „filozofii tłumu”. To tłum kierował ruchem, tłum dawał sygnał kiedy iść, tłum przepychał się przez poustawiane bramki, tłum wreszcie napierał z każdej strony. Najdonioślej – zresztą jak zwykle w takich sytuacjach – na każdy ruch oczekujących ludzi reagowali Hiszpanie, tak że stojący nawet kilkadziesiąt metrów dalej wiedzieli, iż jest to sygnał, że ruszamy. Parafrazując słynne powiedzenie odnoszące się nieco do innych doświadczeń – „podróże kształcą” – „stanie w tłumie” też mnie czegoś nauczyło.
Warto było czekać
Po pierwsze, najlepiej znaleźć osobę, która tłum „poprowadzi”. Na naszym „odcinku” była to pani Basia, ponadpięćdziesięcioletnia Polka w niebieskim kapelusiku, ciągnąca za sobą całym swój dobytek w niewielkiej walizeczce na kółkach. Po pokonaniu choćby tylko kilku kroków przez stojący przed nami tłum z radością oznajmiała, że „już niedaleko i na pewno wejdziemy na plac”.
Po drugie, zamiast stać bezczynnie, warto podzielić się swoimi spostrzeżeniami ze współtowarzyszami losu. Znalazłam się w grupie Chorwatów, którzy entuzjastycznie spędzali godziny oczekiwania. Śpiewali, żartowali i dzielili się swoimi spostrzeżeniami. Kiedy usłyszeli, że jestem Polką, uznali, że muszą się mną zaopiekować, i zapewnili, że na pewno wejdziemy na plac, choć przed godz. 7 nie byliśmy nawet w połowie prowadzącej wprost do Watykanu Via della Conciliazione. Wdałam się w rozmowę z chorwacką siostrą zakonną ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości, która była zachwycona Krakowem. Po drodze spotkałam jeszcze m.in. dziadków z wnuczką z Brzegu, kleryka Marka z Gliwic, Anię i Zosię z Warszawy i Piotra z Gdańska, a to tylko niektórzy z licznej rzeszy naszych rodaków, z którymi zamieniłam kilka słów.
Chyba jeszcze nikt z osób, które kiedykolwiek były na Placu św. Piotra, nie cieszył się tak bardzo z obecności w tym miejscu jak my, kiedy udało nam się przejść przez kontrolną bramkę i zająć strategiczne miejsce przed jednym z telebimów.
Ani palące słońce, ani ścisk, ani nawet powiewające nad głowami flagi i transparenty nie zdołały zakłócić Mszy św. beatyfikacyjnej i atmosfery skupienia i modlitwy. Choć wokół stali ludzie, którzy wcześniej w ogóle się nie znali, nie zawsze mogli się ze sobą porozumieć z uwagi na brak znajomości języka, różniło ich tak naprawdę wszystko, to nie da się opisać panującej na placu atmosfery. Było tak, jak powiedział Gerard z Niemiec: jak podczas wielu spotkań z Janem Pawłem II. Po prostu wyczuwało się obecność polskiego papieża. Moment wyniesienia do chwały ołtarzy Jana Pawła II przepełniony był wszystkimi ludzkimi emocjami. Entuzjazm, okrzyki radości, łzy spływające po policzkach wielu osób, dławiące głos, zaduma i te niewidoczne okiem ludzkim płynące z ponad miliona serc dziękczynienie za beatyfikację.
– Mamo, patrz balony lecą do góry! – zaszczebiotała 8-letnia Alicja. Polacy stojący wokół w tym samym momencie zadarli głowy do góry i zobaczyli, że unoszący się do tej pory nad placem za pomocą kilku czerwonych baloników napis Deo gratias wzbił się wysoko w niebo. – Na pewno ma tam huczne przyjęcie – dodała po chwili dziewczynka. – Co mówisz? – zapytała córkę jej wzruszona mama. – No mówię, że ma tam, w niebie huczne przyjęcie, w końcu tylu ich tam wysłał – zauważyła rezolutnie mała Polka...
*
Kiedy po Mszy św. zmęczeni pielgrzymi gęsto oblegali schody kościoła Świętego Ducha nieopodal Via della Conciliazione, podszedł do nas młody polski ksiądz i zapytał, czy znamy język włoski. Kiedy usłyszał odpowiedź negatywną, ku naszemu zdziwieniu, bardzo się ucieszył... – To dobrze, nie poznacie grzechów tego pana – i wskazał na stojącego obok niego Włocha.
Usiedli obok nas. A ja pomyślałam: nie ma się co dziwić, w końcu to Niedziela Bożego Miłosierdzia...
*
Nie jest ważne, ilu Polaków było w Rzymie 1 maja, nieważne, ilu mogło przyjechać, nie jest nawet ważne, kto spośród światowych polityków pojawił się na Placu św. Piotra...
Ważne, że podczas uroczystości widoczne były przede wszystkim modlitwa, skupienie i wdzięczność. A przecież ta ostatnia jest pamięcią serca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.