Nieuświadomiona rewolucja

Imago 1/2011 Imago 1/2011

Czy zwierzęta mają prawa? Ktoś złośliwie zauważył, że największym problemem tej koncepcji jest, aby zwierzęta same ich przestrzegały. W tym żartobliwym stwierdzeniu kryje się głęboka prawda – jeżeli zwierzęta polują na siebie nawzajem nie szanując „prawa do życia” zwierząt innych gatunków to znaczy to tyle, że znajdują się w stanie natury, z którego nie powinniśmy ich na siłę wyrywać

 

Prawa zwierząt a osłabienie ochrony ludzkiego życia.

Mniej więcej od lat 70., w kręgach intelektualistów zyskuje sobie popularność idea tzw. „praw zwierząt”, a ostatnio zaczyna być nawet wprowadzana gdzieniegdzie do prawa. Również od tego czasu, a nawet trochę wcześniej, datować można masowy spadek ochrony prawnej ludzi, wyrażający się w tzw. „liberalizacji” przepisów aborcyjnych, orzeczeniach sądowych osłabiających ochronę życia nienarodzonych, a od kilkunastu lat także w postępie eutanazji. Będę dowodził w niniejszym tekście, że te dwa kierunki działań nie zbiegły się w czasie przypadkiem. Wręcz przeciwnie, są one z sobą bardzo ściśle związane. Na koniec przyjrzę się praktycznym konsekwencjom triumfu teorii praw zwierząt w konkretnych przypadkach.

„Co to jest?”

Francis Beckwith kończąc swoją pełną pasji książkę poświęconą obronie prawa do życia nienarodzonych, zamieszcza krótką historyjkę o córce, która zadaje odwróconemu do niej placami rodzicowi pytanie: „Tato, czy mogę to zabić?”. Reakcją jej ojca będzie inne pytanie: „A co to jest?”. Reakcja jest o tyle naturalna, że istnieje ogromna różnica między zabiciem, powiedzmy, karalucha, a człowieka. Co córka ma na myśli mówiąc „to”? Ktoś może rozsądnie powiedzieć, że córka nie powinna zabijać „tego” niezależnie od tego, czym „to” jest, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że taka różnica istnieje, stąd zrozumiała reakcja ojca.

Co ciekawe, to samo pytanie często jest pomijane w kontekście aborcji, mimo że wszyscy się zgadzają, że aborcja kończy jakąś formę życia. Mało kto jednak stawia pytanie: „co to jest?”. Często natomiast słyszymy, że to tylko „zlepek komórek”. To uspokajające sumienie stwierdzenie jest jednak oszukiwaniem samego siebie; przecież my, dorośli ludzie, też jesteśmy „zlepkiem komórek”, jedynie w znacznie większej ilości. Ale czy ktoś powie, że jesteśmy „tylko” zlepkiem komórek?

Dwa uzasadnienia

Oczywiście nikt tak nie powie. Niezależnie od światopoglądu uzyskamy taką samą odpowiedź, ale już zupełnie różne uzasadnienia. Dla jednych, w tym dla mnie, uzasadnieniem będzie natura (istota) organizmu, a ta wskazuje, że „zlepek komórek”, niezależnie od stadium rozwoju, pozostaje tym samym bytem. W przypadku istoty ludzkiej pozostaje człowiekiem od stadium jednokomórkowego do samej śmierci. Organizm ten ma tę samą strukturę genetyczną i w przeciągu całego rozwoju nie zachodzi żadna zmiana co do jego istoty, a jedynie jego cechy gatunkowe ujawniają się lub zanikają na różnych etapach rozwoju.

Dla innych, zwanych często utylitarystami, nie jesteśmy „tylko” zlepkiem komórek, bo mamy pewne zdolności: myślenia, rozumowania, pojmowania czy też cierpienia. Uzasadnienia te różnią się między sobą, ale zawsze odnoszą się nie do zdolności właściwych gatunkowi, ale do zdolności aktualnie możliwych do wykonywania. Płód, jeżeli nie ma zdolności do rozumowania, pojmowania i myślenia nie ma dla niektórych prawa do życia. Trzeba jednak zauważyć, że takich zdolności nie mają także dzieci po urodzeniu, w związku z czym według konsekwentnych utylitarystów, rodzicom powinno przysługiwać prawo do zabicia swojego potomstwa jakiś czas po urodzeniu. Inni skupiają się na cierpieniu i uznają, że płód jest chroniony od momentu rozwoju układu nerwowego. Niezależnie od przyjętego rozwiązania, rzuca się w oczy subiektywność i arbitralność przyjętych kryteriów.

Choć pierwszy model znajduje potężnego obrońcę w postaci Kościoła katolickiego i jest także intuicyjnie podzielany przez prawdopodobnie większość ludzi na świecie, drugi model znajduje coraz więcej poparcia wśród elit intelektualnych zgromadzonych na katedrach etyki najbardziej prestiżowych uniwersytetów, a także wśród przywódców niektórych „postępowych” Kościołów, dziennikarzy i publicystów, polityków i urzędników, szczególnie tych zatrudnionych w instytucjach międzynarodowych, takich jak ONZ i UE. Dawno już zaczęła następować społeczna delegitymizacja modelu tradycyjnego, gdyż to właśnie te środowiska narzucają ton debaty publicznej.

Co gorsze jednak, w sposób uświadomiony lub nie, model „postępowy” jest też coraz częściej przyjmowany przez prawników, w tym sędziów. Zdarza się już zatem, że ktoś zostaje postawiony przed sądem za uznanie aborcji jako zabójstwa człowieka i nazwanie po imieniu osób sprzyjających temu, jak w przypadku ks. Marka Gancarczyka w Polsce, a więc w kraju, w którym aborcja uznawana jest za przestępstwo, a jedynie wyłącza się karanie jej w konkretnych przypadkach! Następuje zatem powolna delegitymizacja prawna tradycyjnej wizji życia ludzkiego. Ten „bunt prawników przeciw rzeczywistości”, by posłużyć się sformułowaniem Jakoba Cornidesa z jednego z jego tekstów, ma ogromne znaczenie dla naszego podstawowego tematu.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...