Najfajniejszy w całym pomyśle na polską prezydencję wydaje się jej graficzny logotyp. Choć i on znalazł się w ogniu krytyki, jako „takie nie wiadomo co”. No, ale ten przynajmniej wzbudza jakieś emocje.
No i jest jeszcze jedna dziedzina, w której mamy szansę dobrze wykorzystać naszą półroczną prezydencję. Bo to właśnie Polska będzie pierwszym krajem, który rozpocznie negocjacje w sprawie wieloletniego budżetu UE na lata 2014–2020, decydującego o tym, kto, gdzie, ile i za co. Będzie to oczywiście debata rozłożona na lata, tym niemniej już teraz warto przygotować „podstawy podstaw”, czyli – używając języka budowlanego – dobrze oczyścić i zniwelować teren pod przyszłe fundamenty unijnego domu.
Pole minowe na roli
Drugi priorytet naszej prezydencji to „Bezpieczna Europa – żywność, energia, obronność”. Hasło, które brzmi miło dla ucha, ale w rzeczywistości sprowadza się do wrzucenia do jednego wora zarówno postulatów realnych, jak i tych z półki pobożnożyczeniowej.
„Polska prezydencja chce przeprowadzić analizy aktualnego stanu zewnętrznej polityki energetycznej UE oraz przyśpieszyć prace nad nową strategią energetyczną na najbliższą dekadę” – czytamy m.in. w komunikacie przygotowanym przez Konrada Niklewicza, rzecznika polskiej prezydencji. Tymczasem akurat to założenie wydaje się dziś zupełnie nierealne. W sprawach energetycznych dzieli nas bowiem przepaść interesów z największymi graczami unijnymi, takimi jak Francja i Niemcy. I nie ma żadnych szans na jakąś spójną zewnętrzną politykę energetyczną UE ani na wspólne negocjowanie z zewnętrznymi dostawcami cen surowców strategicznych.
Znacznie więcej możemy za to zrobić w dziedzinie wzmacniania polityki bezpieczeństwa, obrony oraz stabilizacji granic. W tych sprawach interes unijnych państw jest wspólny i nie wzbudza raczej większych wątpliwości. Polska prezydencja chciałaby przede wszystkim rozpocząć wreszcie rozmowy na temat stworzenia ogólnounijnej grupy bojowej z prawdziwego zdarzenia oraz przyspieszyć prace nad wdrożeniem projektu tzw. Zintegrowanego Zarządzania Granicami.
Natomiast unijny rynek żywności to pole minowe, po którym trzeba stąpać z wyjątkową ostrożnością. Nasz rząd przebąkuje co prawda coś o rozpoczęciu dyskusji na temat zwiększenia mechanizmów rynkowych we Wspólnej Polityce Rolnej, ale w świecie unijnych dopłat bezpośrednich i wpływowych grup rolników z państw „starej” Unii wydaje się to kompletnie nierealne. Warto natomiast z pewnością pracować nad rozwiązaniami zmierzającymi do zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego Unii. Tu akurat nasza prezydencja „wstrzeliła się” idealnie w tematykę i czas, szczególnie biorąc pod uwagę niedawną epidemię wywołaną przez bakterie EHEC.
Europejski gospodarz
I wreszcie trzeci priorytetowy kierunek działania polskiej prezydencji, czyli „Europa korzystająca na otwartości”. Nasz rząd zamierza forsować zasadę głoszącą, że „rozszerzenie oznacza same korzyści” – i nie chodzi tu tylko o powiększanie rynku zbytu towarów i usług, ale przede wszystkim o rozszerzanie strefy pokoju, stabilności i bezpieczeństwa. W tej kwestii jest rzeczywiście nadal dużo do zrobienia. Kluczowe wydaje się przede wszystkim przyśpieszenie negocjacji akcesyjnych z państwami wschodniej Europy, bo to leży w naszym polskim interesie. W UE nie jest to już jednak takie oczywiste. „Atmosfera dla rozszerzenia UE nie jest wcale szczególnie entuzjastyczna w wielu stolicach europejskich, ale zadaniem polskiej prezydencji będzie doprowadzenie do końca tego najważniejszego etapu, jakim jest traktat akcesyjny” – zauważył niedawno Donald Tusk. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują przy tym, że w trakcie trwania naszej prezydencji zostanie sfinalizowany traktat akcesyjny z Chorwacją. Szef polskiego rządu zapowiedział już nawet, że Polska chce być „gospodarzem europejskim” dla Chorwacji. A w kolejce czekają następne państwa: Serbia, Czarnogóra i Mołdawia.
No i jest jeszcze bardzo ważna kwestia wynegocjowania umowy o stowarzyszeniu Ukrainy z UE oraz umowy o strefie wolnego handlu. Oba dokumenty mogą w znaczący sposób przyśpieszyć przyszłe wejście Ukrainy do UE, a przynajmniej utrzymać w Kijowie przewagę „opcji na Zachód”.
Kulminacją i najważniejszym momentem polskiej prezydencji będzie zaś wrześniowy szczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie. Wtedy właśnie mogą zapaść kluczowe decyzje odnośnie do zacieśniania dalszej współpracy Unii ze wschodem Europy.
Ile procent egoizmu?
Zdaniem opozycji przyjęte przez rząd założenia polskiej prezydencji są mało konkretne i tylko w niewielkim stopniu nastawione na sprawy polskie. Gabinet Tuska przekonuje jednak, że główne zadanie prezydencji polega na ciągłym budowaniu ogólnounijnego porozumienia, w związku z czym narodowy egoizm byłby po prostu europejskim faux pas. Przywołuje także uniwersalny „wzór” wypraktykowany przez poprzednie prezydencje, zgodnie z którym 85 proc. przewodnictwa zajmują sprawy wspólne Unii – wynikające z agend i strategii rozwoju nakreślonych w unijnych dokumentach – 10 proc. problemy doraźne i nagłe sytuacje kryzysowe, a tylko 5 proc. priorytety narodowe. Tymczasem według krytyków owe 5 proc. nie zawsze oznacza tyle samo. I dlatego opozycja, powołując się na doświadczenia brytyjskiego i szwedzkiego przewodnictwa w UE, postuluje np. walkę o wyrównanie dopłat dla naszych rolników.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.