Pierwsze prawdziwe emocje zawdzięczam ikonografii religijnej. Na wprost mego łóżka wisiał obraz serca Jezusowego, który mocno na mnie oddziałał. Ukazywał wyprostowanego Chrystusa w aureoli, dzierżącego w ręku krwawiące serce z krzyżem. Jakaż ekspresja! Kim jest ten człowiek? Co uczynił? Spoglądałem na niego co rano, podobnie jak tysiące innych dzieci we Włoszech. Ten obraz stał się fundamentem mego wychowania estetycznego i dramaturgicznego, rozbudził potencjał mej wyobraźni” – tak w książce pt. „Reklama – uśmiechnięte ścierwo” (s. 123) pisze Oliviero Toscani, włoski fotografik, znany z kontrowersyjnych kampanii reklamowych Benettona. Bliźniacze obrazy Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Maryi także i na mnie spoglądały ze ścian mojego rodzinnego domu. W domu moich dziadków, którzy pochodzili ze Wschodu, obrazy takie umieszczone były w kasetonowych ramach, gdzie pod szkłem integralną dekorację stanowiły kwiaty z bibuły ręcznie wykonywane przez moją babkę.
Zmienione gusta
Stylistyka dominująca w wizerunkach Serca Jezusowego oraz Niepokalanego Serca Maryi ujawniała charakterystyczny rys tej pobożności. Wizerunki serc koncentrowały się na krwi, ekstazie i śmierci, co w przypadku Jezusa wyrażało się w anatomicznej bez mała podobiźnie serca, zwieńczonego językami ognia, przebitego mieczem i oplecionego cierniem. W Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii czytamy, iż jest czymś oczywistym, że „pobożność ludowa dąży do odzwierciedlenia swojej wiary w przedstawieniach ikonograficznych (...), ale może też prowadzić do pewnych niewłaściwości”. Tak też może się stać w przypadku kultu Serca Pana Jezusa. Ikonografia religijna musi być bowiem adekwatna nie tylko do wyrażanej prawdy, ale także do aktualnych standardów estetycznych. „Wyraz ikonograficzny nieodpowiadający [już] gustowi wiernych może powodować zmniejszenie szacunku dla przedmiotu pobożności” – czytamy w Dyrektorium, które dalej stwierdza wprost: „Tak stało się również ze czcią Serca Jezusowego. Niektóre obrazy typu oleograficznego, czasem przesłodzone, niezdolne do wyrażania poważnej treści teologicznej, nie ułatwiają wiernym nawiązania kontaktu z misterium Serca Zbawiciela”.
Kult Serca Jezusowego wyrasta ze średniowiecznej pobożności pasyjnej, a utrwala się – zwłaszcza dzięki św. Małgorzacie Marii Alacoque – w wieku XVII. Począwszy od XIV w. następuje istotne przesunięcie w obszarze źródeł tej pobożności. Tekst święty zostaje zastąpiony prywatnymi objawieniami i wizjami, a obiektywny wymiar historiozbawczy zostaje wyparty przez indywidualne i subiektywne stany ducha. Wraz z tym zmieniają się kanony religijnej ikonografii. Sceny pasyjne tracą wymiar historyczny na rzecz wyobrażenia stanu emocjonalnego osoby przedstawionej na obrazie i „przemawiającej” do oglądającego. Obiektywizm zbawczego wydarzenia zostaje zastąpiony subiektywizmem psychologicznego przeżycia, które ma prowadzić do doświadczenia religijnego. Kontemplacja życia Jezusa staje się punktem wyjścia dla różnorakich wizji aż do mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Jeszcze w średniowieczu, w centrum tych wizji będzie moment przebicia boku Jezusa oraz wylania krwi i wody. Z czasem jednak wydarzenie męki zostanie zastąpione jej atrybutem – sercem.
W „Księdze Mądrości Przedwiecznej” Henryka Suzo Sługa prosi Boga, by ten w jego „ciele i duszy wycisnął obraz swojej bolesnej śmierci”. Chrystus zaś jako Mądrość Przedwieczna zwraca się do Sługi, zapewniając go: „wyraził się w tobie prawdziwy obraz Mojej śmierci”. Tu właśnie ma swoje teologiczne źródło wezwanie: „Jezu, cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”.
Blisko herezji
Przez lata obraz Serca Jezusowego był – bo coraz częściej już nie jest – kluczowym wyobrażeniem w obszarze religii katolickiej, w którym indywidualna dewocja spotykała się z liturgią i teologią, stając się bez mała dominującym modelem pobożności. Sam pochodzę z parafii, której patronuje Najświętsze Serce Jezusa. Nabożeństwo czerwcowe dorównywało frekwencją majowemu, kultywowano pierwsze czwartki i piątki miesiąca, a nad drzwiami do zakrystii kościoła wisiał zegar Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa. O zasięgu i roli tej pobożności świadczyć może liczba kościołów pod wezwaniem Serca Jezusowego, które było bardzo popularnym patrocinium w XX wieku. Wystarczy też zajrzeć do śpiewników i książeczek do nabożeństwa, by przekonać się, ile miejsca zajmują pieśni ku czci Serca Pana Jezusa. To one dominują w większości naszych parafii w tzw. okresie zwykłym w ciągu roku, kształtując naszą teologiczną świadomość i wrażliwość.
Pieśni te doskonale wyrażają dewocyjną i ludową warstwę kultu Bożego Serca, niestety nie zawsze teologicznie poprawną. W domu, gdzie obecnie mieszkam, zazwyczaj Mszy św. przewodniczy bp senior Adam Dyczkowski. Gdy pewnego dnia ktoś zaintonował na wejście pieśń „Serce Twe, Jezu”, bp Adam, zanim rozpoczął liturgię, zwrócił się do nas: „Kochani, nie śpiewajmy tej pieśni, bo źle by to było, gdyby trud Męki Pańskiej miał okazać się próżny” (w niektórych śpiewnikach zmieniono tekst tej pieśni). Tego rodzaju nieszczęśliwych – by nie powiedzieć: ocierających się o herezję – stwierdzeń jest w pieśniach do Serca Jezusowego wiele. Wystarczy wczytać się w tekst pieśni „Z tej biednej ziemi”: Jezus jest o krok od swego słusznego gniewu, a powstrzymać Go może tylko Jego boskie Serce, do którego wznosi się „grzesznych serc naszych jęk”. W ten sposób wyrażony kult nie opiera się na koncepcji Boga, który jest bezwarunkową miłością, ale Boga, który może okazać nam swoje litościwe zmiłowanie pod warunkiem, że da się przebłagać łzami naszej pokuty.