Przez kilkadziesiąt lat dla milionów Polaków był wyrocznią w sprawach pogody. Swoje audycje wykorzystywał do promowania zdrowego trybu życia i szacunku dla przyrody. A także do dbania o tradycję i historię Polski
O swojej dziennikarskiej misji tak mówił: „Mnie się wydaje, że w sytuacji, kiedy zniszczenie środowiska postępuje, kiedy urbanizacja przenosi ludzi coraz bardziej ze wsi, z kraju za miastem, do betonowych domów, ulic, musimy przypomnieć ludziom o tym, że są zaledwie cząstką wielkiej, wspaniałej, Boskiej przyrody”. Słowa te padły podczas spotkania z abp. Sławojem Leszkiem Głódziem, pierwszym ordynariuszem polowym Wojska Polskiego w III RP, który przyznał Andrzejowi Zalewskiemu – legendzie Polskiego Radia Nagrodę Benemerenti – „Dobrze zasłużonym”. O tym, że Andrzej Zalewski dobrze zasłużył się społeczeństwu, najlepiej świadczą miliony wiernych słuchaczy. To oni przez kilkadziesiąt lat czekali na prognozę pogody przygotowaną przez „Szanownego Pana Andrzeja”– jak się do niego zwracali w tysiącach listów i e-maili.
„Rolnik ze stolicy”
Przygodę z Radiem Andrzej Zalewski rozpoczął dość przypadkowo. W marcu 1949 r. ukończył z wyróżnieniem Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego. Przyszły magister inżynier rolnictwa o specjalności żywienie krów na studiach myślał raczej o pracy na wsi lub w instytucie. Ten pociąg do roli czuł od najmłodszych lat. „Ojciec był prawnikiem, miłość do wsi zaszczepił mi dziadek” – wspominał.
Plany młodzieńca pokrzyżował jeden z profesorów SGGW, który nieoczekiwanie zaproponował mu prowadzenie audycji skierowanej do rolników: – „Ma Pan swobodę mówienia, ładny głos…” – opowiadał dziennikarzom „Niedzieli” o spotkaniu, które zaważyło na jego drodze życiowej. I dość szybko zrobiło go „rolnikiem z Marszałkowskiej”, jak sam siebie nazywał, lub „rolnikiem z Warszawy”, jak nazywała go część słuchaczy.
19 marca 1949 r., dokładnie trzy dni po obronie „magisterki”, Andrzej Zalewski zadebiutował na antenie Polskiego Radia. Przygotowywane przez niego audycje miały charakter informacyjno-poradnikowy, a skierowane były głównie do mieszkańców wsi.
Dla osób pracujących w polu jedną z najważniejszych informacji była – i jest nadal – prognoza pogody, bo to od aury zależy, czy można siać, nawozić czy zaczynać żniwa.
Zalewski od samego początku mówił o zmianach atmosferycznych zachodzących nad Polską. I od samego początku starał się objaśnić słuchaczom, skąd te wyże, niże, słoty, deszcze, upały i wichury się biorą. Ta dociekliwość, nieograniczająca się tylko do podawania suchych faktów, lecz poszukująca przyczyn danych zdarzeń, w przyszłości stała się znakiem rozpoznawczym Zalewskiego. Jednak na samym początku kariery zawodowej przysporzyła mu nie lada kłopotów.
Rozstania i powroty
Podczas jednej z audycji powiedział, że od wschodu nadciąga „zimny niż rosyjski”. W czasach stalinowskich – a więc w okresie wiecznej i kwitnącej przyjaźni między Związkiem Sowieckim a bratnią socjalistyczną Polską – za takie wypowiedzi traciło się pracę. Formalnie Zalewskiego z Radia wyrzucić nie można było, bo nie miał etatu. Ale prowadzoną przez niego audycję natychmiast zdjęto z anteny, a on musiał rozstać się ze słuchaczami.
W przyszłości jeszcze raz decydenci usunęli go z pracy. Wrócił po latach i natychmiast odzyskał popularność, dzięki której z czasem stał się niekwestionowanym autorytetem w sprawach prognozowania pogody.
Osoby, które spędzały urlopy w gospodarstwach agroturystycznych, zapewne nieraz słyszały, jak miejscowi mówili turystom: – Zalewski mówił, że dzisiaj u nas padać nie będzie!
I przeważnie nie padało. Swoją drogą, to właśnie jemu zawdzięczamy początki agroturystyki w Polsce. Ponad pół wieku temu w jednej ze swoich audycji zaproponował mieszkańcom wsi organizowanie „wczasów pod gruszą” dla mieszczuchów. Pomysł, za jego namową, podjęło od razu 600 gospodarstw w kraju.
Po raz pierwszy Andrzej Zalewski wrócił do Polskiego Radia w 1955 r. z „Porannymi Rozmaitościami Rolniczymi”. Program, który rozpoczynał się charakterystycznym pianiem koguta, zyskał taką popularność, że autorowi zaproponowano pracę w Telewizji. W 1958 r. radiowiec zadebiutował na szklanym ekranie „Niedzielnymi biesiadami”.
Podobnie jak audycje radiowe, także program telewizyjny był skierowany do mieszkańców wsi. Należy jednak pamiętać, że wówczas telewizor był towarem niezwykle deficytowym. Najczęściej we wsi był jeden odbiornik. Stał w remizie, świetlicy bądź bibliotece. Trzygodzinny program oglądały więc wspólnie nie tylko całe rodziny, ale nieraz całe wsie.
W połowie lat 60. i pod koniec lat 70. XX wieku Andrzejowi Zalewskiemu przyznano stypendia zagraniczne. Jedno z nich ufundował mu Departament Stanu USA. Władze komunistyczne chciały jednak, aby do Stanów poleciał ktoś inny. Zalewskiemu delikatnie zasugerowano, by poważnie zachorował. „Rolnik z Marszałkowskiej” nie poszedł na układ, ale z kraju nadal nie chciano go wypuścić. Dopiero po tym, gdy w jego sprawie interweniowała Ambasada Amerykańska, mógł pojechać do USA.
Wyjazd w takich okolicznościach mógł mieć tylko jeden finał – gdy Zalewski wrócił ze Stanów Zjednoczonych, nie było dla niego miejsca na antenie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.