Wrzesień tradycyjnie rozpoczął nowy rok szkolny, a wraz z nim wróciły stare problemy i spory. Dzieciństwo powinno być czasem bezpieczeństwa i radości, z którego garściami będzie można czerpać w dorosłym życiu. Wielu uczniom nie ma jednak czego zazdrościć
Nowy rok szkolny znów zaczyna się od sporów programowych i kolejnych narzekań na nieprzygotowanie przez samorządy szkół na przyjęcie sześciolatków. Dwa lata temu – w pierwszym roku reformy obniżenia wieku szkolnego – rodzice dobrowolnie posłali do szkół tylko 4,3 proc. sześciolatków. W 2010 r. zaczęło się ich uczyć w szkole ok. 12,5 proc. Jeśli wierzyć wstępnym doniesieniom medialnym, w tym roku dwa razy więcej rodziców może posłać sześcioletnie dzieci do szkoły zamiast do przedszkola, w związku z czym gminy muszą otwierać w podstawówkach nowe oddziały dla najmłodszych dzieci. Najczęściej tworzą dla nich klasy wspólne z siedmiolatkami. W kilkunastu samorządach liczba rozpoczynających naukę sześciolatków podwoi się w porównaniu z ubiegłym rokiem. W Opolu do pierwszych klas zapisanych jest już 200 dzieci – rok temu było ich tylko 100. W Radomiu trafi do szkół co najmniej 231 dzieci, podczas gdy w zeszłym roku było ich zaledwie 90.
Ostateczne liczby z całej Polski będą znane w końcu września lub później. Być może z lęku, że ich dzieci w wyścigu po wiedzę dadzą się wyprzedzić innym, a i tak od 2012 r. ustawa o powszechnym obowiązku szkolnym obejmie wszystkie sześciolatki, wielu rodziców pod presją sytuacji uległo namowom Ministerstwa Edukacji Narodowej i posłało sześcioletnie dzieci do niedostatecznie przygotowanych szkół. Niemniej dużym sukcesem rodziców zbuntowanych przeciwko „siłowym” rozwiązaniom MEN w stosunku do ich pociech było zebranie pod obywatelskim projektem ustawy zakładającej zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków i przedszkolnego dla pięciolatków oraz objęcie subwencją oświatową przedszkoli – ponad 330 tys. podpisów. Karolina Elbanowska ze Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, która wraz z grupą rodziców i dziećmi przybyła do Sejmu, aby dostarczyć wielkie paczki z podpisami, powiedziała: – To jest nasza ostatnia szansa. Przez ostatnie dwa lata rodzice w swoistym referendum powiedzieli reformie „nie” – tłumaczyła dziennikarzom. – Nie można przymuszać rodziców do reformy. Jej zdaniem, szkoły nie są przygotowane na przyjęcie młodszych dzieci, a czas wprowadzania reformy – kryzys gospodarczy – nie sprzyja przygotowaniu placówek, bo samorządy nie mają na to środków. Te racje potwierdzają związki zawodowe nauczycieli.
Projekt obywatelski postuluje też powstrzymanie likwidacji szkół przez wprowadzenie do ustawy zapisu o konieczności ustalania przez samorządy sieci publicznych szkół i przedszkoli w porozumieniu z kuratorem oświaty. Obecna rola kuratora sprowadza się do wydania opinii, z którą samorządy nie muszą się liczyć. Autorzy projektu opowiadają się ponadto za objęciem wychowania przedszkolnego – tak jak szkół – subwencją oświatową.
Prawo i Sprawiedliwość przygotowało projekt ustawy o systemie oświaty, w którym zaproponowano przesunięcie obowiązku szkolnego dla sześciolatków na 2020 r. Sejmowe komisje edukacji oraz samorządu terytorialnego opowiedziały się w marcu za odrzuceniem tego projektu.
Zmęczony początek roku
Po wakacjach uczniowie powinni wrócić do szkoły wypoczęci i zdrowi. Ale jak wynikało z badania Instytutu Homo Homini, przeprowadzonego przed wakacjami, co drugiej rodziny nie było stać nawet na tygodniowe wakacje dla dzieci. Ilu dokładnie uczniów skorzystało z kolonii organizowanych przez Caritas i inne organizacje – jeszcze dokładnie nie wiadomo. W sytuacji rozproszenia tych organizacji trudno będzie te dzieci dokładnie policzyć.
Brak zorganizowanych wakacji dla dzieci to poważny problem. – Takie dziecko wróci do szkoły zmęczone. Będzie się gorzej uczyć, gorzej się rozwijać – martwią się nauczyciele. – W 2008 r., odpowiadając na interpelacje poselskie, wiceminister zdrowia stwierdził, że co czwarte polskie dziecko do 12. roku życia wymaga stałej opieki lekarskiej – przypomina prof. Józefina Hrynkiewicz.
A perspektywa nauki, zwłaszcza w środowiskach wiejskich, gdzie zlikwidowano szkoły, nie przedstawia się optymistycznie. Może zniknąć ok. 500 szkół i dzieci będą dowożone do nowych placówek tam i z powrotem nawet do 40 km.
2,2 mln Polaków korzysta z pomocy społecznej. Razem z członkami rodzin – ponad 3,7 mln osób. Jak przyznaje minister pracy Jolanta Fedak, najczęstszą przyczyną ubóstwa jest bezrobocie. Ale też niepełnosprawność, wielodzietność rodzin. Polska ma jeden z najniższych wskaźników wsparcia rodzin z dziećmi w Europie. Związek Nauczycielstwa Polskiego alarmuje, że z roku na rok coraz mniej dzieci uzyskuje prawo do świadczeń rodzinnych i stypendiów. Jeszcze w 2004 r. zasiłek rodzinny pobierano na 5,5 mln dzieci, podczas gdy w 2009 r. tylko na 3,3 mln. W roku szkolnym 2007/2008 stypendia z Narodowego Programu Stypendialnego otrzymało 949 tys. uczniów. W roku szkolnym 2008/2009 już tylko 567 tys. To efekt m.in. wzrostu płacy minimalnej, która w ciągu ostatnich siedmiu lat zwiększyła się z 824 do 1386 zł brutto. Nikt jakoś nie chciał zauważyć, o ile przez te lata wzrosła inflacja, jak bardzo podrożały czynsze, prąd, gaz, benzyna, opłaty za wodę, ścieki i wywóz śmieci, żywność i lekarstwa.
W 2010 r. ponad 17 proc. Polaków doświadczało ubóstwa i wykluczenia społecznego lub było nimi zagrożonych. Jednak mimo inflacji od ponad sześciu lat nie zmieniono progu dochodowego, który uprawnia do korzystania z pomocy społecznej. Obowiązuje nadal kwota 504 zł. Od pięciu lat nie zmienił się także próg dochodowy przypadający na osobę w rodzinie, uprawniający do stypendium szkolnego – wynosi 351 zł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.