O nowoczesnym zacofaniu, naiwnym pojmowaniu modernizacji, zaniżonych ambicjach i możliwości zachowania swojej „swoistości” z prof. Zdzisławem Krasnodębskim rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Transformacja ustrojowa, powrót do Europy, modernizacja, osiąganie tzw. normalności – to pojęcia opisujące historię ostatniego dwudziestolecia Polski. Jak daleko udało nam się dojść tą polską drogą przemian, Panie Profesorze?
PROF. ZDZISŁAW KRASNODĘBSKI: – Niezbyt daleko. Doszliśmy do statusu kraju, który nie jest już krajem komunistycznym ani późnosocjalistycznym, choć oczywiście pewne stare struktury długo w tym dwudziestoleciu istniały i wiele z nich ciągle jeszcze istnieje. Niestety, trzeba też przyznać, że wciąż jesteśmy jednym z najuboższych krajów Unii, którego specjalnością jest dostarczanie państwom zachodnim taniej siły roboczej, że na dobre ugruntowała się nasza pozycja kraju na peryferiach europejskiej cywilizacji.
– Trwamy na tych peryferiach z własnej woli, czy raczej jesteśmy na nie spychani przez silniejszych?
– Tu zawsze zachodzi interakcja między dążeniem centrum do utrzymania spokoju na peryferiach, a ambicjami peryferii, gdzie przecież mogą zachodzić ciekawe zjawiska wpływające na centrum i przesuwające je w swoją stronę. Niestety, mamy dziś w Polsce takie wpływowe środowiska, które usilnie pilnują, aby ten spokój na peryferiach trwał, aby nic twórczego się nie działo... Stąd bardzo selektywny przepływ informacji np. między Polską a Niemcami; oto na kolejnym zjeździe niemieckich badaczy Polski w Darmstadt odbywa się dyskusja polityczna przed wyborami, w której udział biorą tylko specjalnie dobrani uczestnicy i bardzo się starają, aby nie poruszać kontrowersyjnych tematów.
– Także w Polsce nie porusza się już drażliwych tematów, bo naszą receptą na bycie w Europie jest spolegliwość, grzeczność.
– Zapowiedział to wyraźnie nasz minister spraw zagranicznych, oznajmiając, że będziemy płynąć z głównym nurtem, tzn. że nie będziemy występować ze sprawami, które by mogły denerwować naszych głównych partnerów, zarówno w dziedzinie pamięci historycznej oraz kultury, jak i choćby polityki energetycznej.
– W ten sposób – tzn. nikogo nie denerwując – można modernizować kraj?
– Być może tak właśnie się komuś wydaje... Dlatego nasz obecny stosunek do Europy w istocie sprowadza się tylko do „odważnej” walki o 300 mld zł z funduszy europejskich. I wciąż z pozycji biedaka patrzymy na Europę jako na źródło pieniędzy, które lepiej lub gorzej zainwestujemy... To wydaje się być dziś naszą jedyną ambicją. Akceptujemy dość spokojnie Europę dwóch prędkości i wystarczy nam choćby fikcyjne uczestnictwo w posiedzeniach.
– W dobie kryzysu przyszłość polskiej modernizacji staje się niepewna. Pozostaje pocieszenie, że do tej pory jednak jakoś udało się kraj unowocześnić...
– Oczywiście, udało się, jeśli wziąć pod uwagę to, że poprzednio byliśmy peryferiami imperium zła, stagnacji, absurdu, a dzisiaj znajdujemy się w orbicie lepszej cywilizacji, lepszego, łagodnego imperium. Mamy niewątpliwie postęp cywilizacyjny – napłynął kapitał, powstały restauracje, hotele, banki, bankomaty, karty kredytowe, docierają do nas ze świata najnowsze filmy i inne produkty kultury zachodniej. Polska się zmienia, jak zmienia się kraj skolonizowany, także w tym dobrym znaczeniu kolonizacji... 25 lat temu Polacy uważali, że szczytem elegancji jest posiadanie plastikowej reklamówki i nie jeździło się na narty w Alpy...
– Polska modernizacja ma tylko taki powierzchowny charakter?
– Tak, bo wciąż nie dochodzi do zmiany istotnych struktur. Jest tak, jakby zmieniono tylko elewację budynku, natomiast jego wnętrze niszczeje...
– Czego potrzeba, aby zacząć wreszcie generalną przebudowę?
– Przede wszystkim ogromnego wysiłku społeczeństwa.
– Społeczeństwo wydaje się być usatysfakcjonowane tą dzisiejszą powierzchownością...
– Tak, tyle że wkrótce te fasady mogą się kruszyć, bo to specyficzne przenikanie Zachodu do Polski prowadzi do wielu długotrwale negatywnych zjawisk, takich jak zapaść demograficzna, migracja ludzi wykształconych, ekspansja tandety, również intelektualnej.
– Pan Profesor postuluje „zmodernizowanie strategii modernizacyjnej”. Co to znaczy?
– Należy przede wszystkim przyznać, że to, co dziś powszechnie uważamy za istotę modernizacji, jest właśnie tylko powierzchownością. Należy wytworzyć jeszcze ten zasadniczy mechanizm, który sprawia, że na Zachodzie istnieją społeczeństwa prawa, społeczeństwa demokratyczne, że rozwija się twórcza gospodarka, twórcza nauka i kultura. Oczywiście nie idealizując przesadnie tego wszystkiego i zachowując swoją „swoistość”. Dla mnie zmodernizowana modernizacja to taka, która w płaszczyźnie politycznej nie kończy się utratą suwerenności, lecz jej wzmacnianiem w nowych warunkach i w kooperacji z innymi krajami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.