Akcentowanie miłosierdzia w połączeniu z mentalnością kształtowaną przez popkulturę, może prowadzić na manowce.
Miłosierdzie jest możliwe tylko dzięki temu, że Jezus oddał swoje życie, by wyzwolić marnotrawnych. Ojciec z przypowieści mógłby na pytanie starszego brata odpowiedzieć: „Mogłem przyjąć do domu syna marnotrawnego, dlatego że twój brat Jezus zszedł do jądra ciemności, by z stamtąd przyprowadzić do domu tych, którzy podlegali potędze zła i śmierci”.
Miłosierdzie nie jest nic nieznaczącym, lekkim gestem, do którego Bóg był zobowiązany wobec swoich stworzeń. Miłosierdzie jest odpowiedzią na grzech Adama, za który każdy z nas ponosi cząstkę odpowiedzialności. „Bóg nie mógł tak po prostu zdecydować się nie liczyć naszych grzechów, nie oświadczając równocześnie, że i sami się nie liczymy” (Richard J. Neuhaus). Ciesząc się z odzyskanej godności dzieci bożych, nie wolno zapominać o krzyżu, na którym Jezus skreślił zapis dłużny obciążający konto ludzkości. Skazanie Jezusa Chrystusa, który nie popełnił żadnego zła, Jego bolesna męka oraz dramat jego haniebnej śmierci są ceną zbawienia. Czerwone i świetliste promienie wychodzące z serca Jezusa zmartwychwstałego i uwielbionego, które widzimy na obrazie będącym ikoną Miłosierdzia, są owocem krzyża. Możemy śmiało ufać Jezusowi, że miłosierdzie nie jest tanim gestem bez pokrycia, ale została za nie zapłacona wielka cena Jego krwi.
Rzeczywistość miłosierdzia może poważnie potraktować tylko ten, kto potrafi przyznać się do odpowiedzialności za swoje grzechy, kto dostrzega swoją winę i jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nie potrafi sam naprawić zła, które uczynił. A w społeczeństwach Zachodu, nie pomijając naszego kraju, trwa ucieczka od odpowiedzialności, której konsekwencją jest narastający kryzys poczucia grzechu. Ważniejszy jest zewnętrzny wizerunek niż wewnętrzne dobro, częściej widzimy próby zatarcia niekorzystnego wrażenia niż naprawienia krzywdy.
Ten, kto nie uznaje swojej winy, nie potrzebuje też przebaczenia. Bez świadomości, jak daleko człowiek odszedł od domu Ojca i jak bardzo sprzeniewierzył się godności dziecka, bez wyznania „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem” prawda o miłosierdziu jest zawieszona w próżni. Głoszenie orędzia miłosierdzia ma sens tylko przy jednoczesnym przekonywaniu świata o jego grzechu.
...ofiaruję Ci Ciało i Krew
Powyżej opisane niebezpieczeństwa związane z kultem miłosierdzia mają wspólny mianownik. Ludzie, którzy są na nie narażeni albo przeżywają rzeczywistość wiary bezrefleksyjnie, albo są duchowymi egocentrykami, którzy starają się zyskać jak najwięcej jak najmniejszym kosztem. Czują się adresatami łatwego miłosierdzia bez zobowiązań, ale nie mają poczucia obowiązku świadczenia miłosierdzia, tak jakby nie docierały do nich słowa z Kazania na górze: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Ich uosobieniem jest nielitościwy dłużnik, któremu król darował wielki dług dziesięciu tysięcy talentów, a który sam nie chciał lub nie potrafił darować swemu dłużnikowi skromnych stu denarów (Mt 18, 23-35).
Każdy z nas jest oczywiście w mniejszym lub większym stopniu zapatrzony w siebie, dlatego nieustannie musimy sobie przypominać, że przyjmowanie daru miłosierdzia Bożego jest jednocześnie wezwaniem do okazywania go bliźnim. „Człowiek dociera do miłosiernej miłości Boga, do Jego miłosierdzia o tyle, o ile sam przemienia się wewnętrznie w duchu podobnej miłości w stosunku do bliźnich” – pisał Jan Paweł II w „Dives in misericordia”. Nieprzypadkowo Papież w 2002 roku, w czasie swojej ostatniej pielgrzymki do Polski, podczas Mszy św. na krakowskich Błoniach zdecydował się beatyfikować czworo ludzi, których „jednoczy (...) ten szczególny rys świętości, jakim jest oddanie sprawie miłosierdzia”. W czasie tejże Mszy św. przypominał o wyobraźni miłosierdzia.
Trudno zatem przyjmować prawdę o Bożej miłości, którą daje się z nadmiarem, jeśli nie będzie to prowadzić do pragnienia naśladowania Boga bogatego w miłosierdzie. Ale w naszym przegadanym świecie łatwiej debatować, pisać artykuły i organizować kongresy, niż włączać się w dar Jezusa Chrystusa i naśladując naszego Mistrza ofiarować bliźniemu swoje ciało i krew, które są synonimami życia i śmierci.
Nie chcę patrzeć na świat, o którym pisałem wyżej, z jego rozbuchanymi przejawami okrucieństwa, chciwości czy narcyzmu. Rozglądam się jednak dookoła i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że łatwiej w naszym Kościele odnaleźć przejawy kultu Miłosierdzia niż obszary posługi miłosierdzia. Nie jest oczywiste, że te działania zaowocują wzrostem wyobraźni miłosierdzia, a nie tylko jednostek organizacyjnych ds. pomocy charytatywnej. Niebezpieczeństwo teoretyzowania na temat miłosierdzia Bożego i ludzkiego grozi czcicielom Jezusa Miłosiernego i propagatorom Koronki, a nie ludziom letnim i ateuszom.
***
Jan Paweł II mówił: „Nikt bowiem »nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich« (J 15, 13). Taka jest miara miłosiernej miłości! Taka jest miara miłosierdzia Bożego! Kiedy uświadamiamy sobie tę prawdę, zdajemy sobie sprawę, iż Chrystusowe wezwanie do miłości wzajemnej na wzór Jego miłości wyznacza nam wszystkim tę samą miarę. Doznajemy niejako przynaglenia, abyśmy korzystając z daru miłosiernej miłości Boga, sami z dnia na dzień oddawali życie, czyniąc miłosierdzie wobec braci. Uświadamiamy sobie, że Bóg, okazując nam miłosierdzie, oczekuje, że będziemy świadkami miłosierdzia w dzisiejszym świecie”. W świecie bez zobowiązań, który łaskawie przyjmie orędzie miłosierdzia, jeśli nic nie będzie go to kosztować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.