Ogłoszone właśnie wstępne wyniki spisu powszechnego rozwiewają złudzenia: polska fala poakcesyjnej emigracji to zjawisko bynajmniej nie tymczasowe. Przeciwnie: wystarczająco stabilne, by nie robić sobie wiele z kryzysu.
Najważniejsze wnioski? Choć w świetle pojawiających się przez ostatnie lata szacunków wyniki spisu nie powinny dziwić, ostatecznie potwierdzają to, o czym do tej pory mówiono ostrożnie: że między bajki możemy włożyć prognozy o tymczasowym charakterze polskiej fali poakcesyjnych migracji. – Spis potwierdził, że mamy do czynienia z największym ubytkiem populacji po wojnie – ocenia prof. Krystyna Iglicka, demograf Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Inne istotne dane – znane z wcześniejszych badań GUS-u i ośrodków naukowych; szczegółowe statystyki ze spisu powszechnego poznamy dopiero za kilka miesięcy – to te dotyczące struktury grupy wyjeżdżających. Polskę opuszczają nadal ludzie młodzi (w znacznie większym procencie, niż wynika to ze struktury demograficznej całej populacji), wykształceni (sławetny „drenaż mózgów” i towarzysząca mu praca za granicą znacznie poniżej kwalifikacji), a niektóre regiony Polski padają znacznie bardziej niż inne ofiarą „wypłukiwania” najbardziej efektywnej siły roboczej.
Kryzys nas nie rusza
To paradoks (być może tylko pozorny?): jeśli kryzys finansowy w jakikolwiek sposób wpływa na zachowania Polaków mieszkających w – naruszonych przecież mniej lub bardziej przez dekoniunkturę – Anglii, Irlandii czy Niemczech, to raczej utwierdza ich w decyzji o pozostaniu poza Polską.
– Kryzys to niepewność, a ta sprawia, że ludzie są po prostu skłonni pozostawać tam, gdzie się aktualnie znajdują – komentuje dr Kaczmarczyk. – Nie widać zwiększenia dynamiki wyjazdów, ale mniej jest też powrotów. I to nawet z takich krajów jak Islandia czy Irlandia, które przeżywały tarapaty finansowe. Kryzys bowiem kryzysem, a doświadczenia indywidualne, np. w Wielkiej Brytanii, są dla Polaków raczej pozytywne. Choćby dlatego, że traktowani jesteśmy jako sprawni, a dodatkowo tańsi pracownicy, dzięki czemu nie byliśmy tak bardzo zagrożeni zwolnieniami jak chociażby Brytyjczycy.
– Taka reakcja na ekonomiczne zawirowania nie powinna dziwić – dodaje prof. Iglicka. – Już podczas kryzysu w latach 70. wzrosła w Europie liczba imigrantów, którzy w obliczu problemów kurczowo trzymali się swojej pracy. Oczywiście, była inna sytuacja, wielu imigrantów, choćby z Turcji, po prostu nie mogło wrócić do swojego kraju, jednak mechanizm psychologiczny był podobny.
Polskich migrantów kryzys zatem nie rusza – ten wniosek można zastosować nie tylko do danych ilościowych: stabilizacji liczby przebywających poza granicami Polaków towarzyszy – i być może to jest główny powód do niepokoju – stopniowe wydłużanie się ich pobytu poza Polską. O ile jeszcze kilka lat temu wśród wyjeżdżających dominowali migranci krótkoterminowi, w roku 2010 ci przebywający za granicą powyżej roku mogli stanowić – wedle szacunków GUS – nawet 80 proc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.