Stoczniowa parafia i kościół św. Brygidy w Gdańsku dla milionów ludzi w Polsce w latach 80. stanowiły symbol wolności i oporu
Pomoc prawna potrzebna była również wzywanym na przesłuchania czy wyrzucanym z pracy, i tymi osobami zajmował się głównie prokurator Leszek Lackorzyński, sam usunięty z prokuratury, gdzie był jednym z założycieli komisji zakładowej „Solidarności”. Jego wiedza i zmysł prawniczy w tych sprawach były nie do przecenienia.
Po każdej większej demonstracji przybywało aresztowanych, po prostu zgarnianych z ulicy. I tu potrzebna była nie tyle pomoc prawna, ile opłacenie solidnej grzywny. – Na szczęście ks. Henryk Jankowski, zapobiegliwy, zawsze miał gotowiznę. Myśmy potem, oczywiście, robili rozmaite zbiórki, ale jak przychodziła wiadomość, że w Tczewie siedzi 30 osób i trzeba je wykupić, no to brałem kasę w kieszeń od ks. Jankowskiego, jechałem do Tczewa i tam pertraktowałem w miejscowej komendzie – opowiada Piotr Nowina-Konopka.
Dzięki Leninowi w klapie
Wspaniałą kartę działalności Komisji Charytatywnej zapisali trójmiejscy lekarze. Prof. Joanna Muszkowska-Penson, Maria i Ryszard Wyszomirscy, Anna Budny-Liberek, Jerzy Umiastowski – to tylko niektóre nazwiska lekarzy gotowych leczyć i pomagać w każdych warunkach. A czasem sytuacje były zaskakujące, czego doświadczyła Anna Wolańska podczas jednej z demonstracji na Starym Mieście. Przy kościele św. Katarzyny ZOMO, naprzeciwko, przy dawnych delikatesach na Rajskiej, chłopcy z kamieniami, a w pobliżu mostku przy Starym Młynie czołgał się człowiek z przestrzelonym kolanem, któremu koniecznie chciała pomóc. – Zobaczyłam, że sama nie dam rady – wspomina – pobiegłam więc po Anię Budny, która mieszkała niedaleko. Ona wzięła dużą butlę z wodą utlenioną, jakieś środki opatrunkowe i od strony Rajskiej chciałyśmy dotrzeć do tego człowieka. Ja muszę jej pokazać, gdzie on jest, ona z tą butlą, a naprzeciwko zaczął się atak ZOMO. Ci chłopcy rzucający kamienie byli chyba przekonani, że my lecimy z koktajlem Mołotowa, bo zaczęli krzyczeć: „Dziewczyny, nie róbcie tego!”. Dramatyczna sytuacja, ale jakoś udało się dotrzeć do rannego i nawet przetransportować go na plebanię św. Brygidy.
Sporą część zagranicznych transportów stanowiły leki, których w pierwszych tygodniach stanu wojennego zupełnie nie było gdzie składować, więc zawalały lekarskie gabinety i przypadkowe pomieszczenia. I tu bardzo pomogli ks. Bryk i ks. Dułak – wspomina dr Maria Wyszomirska. – Wprawdzie powiedziałam im, że oblaci mają duże wolne pomieszczenia, ale oni to wszystko załatwili ze strony Kurii. I tak powstał ogólnodostępny punkt leków, który później został przeniesiony do pomieszczeń nowego kościoła na Morenę. Te leki, oczywiście, trzeba było segregować i tym też początkowo zajmowali się lekarze, ale wkrótce włączyli się w tę pracę farmaceuci, m.in. będąca już na emeryturze i pracująca z wielkim oddaniem Irena Krukowska. O rozmiarach tej pomocy świadczyło kilka worków recept, które pozostały, gdy w 1987 r. zespół ten kończył pracę.
Jeden z transportów leków, który przyjechał ze Szwecji, utkwił w pamięci dr Wyszomirskiej: – Ofiarodawcą był lekarz ze Szwecji. To dlatego, że jego syn 17-latek miał w klapie wpiętego Lenina, bo wtedy młodzi Szwedzi entuzjazmowali się socjalizmem. No i jak w szwedzkiej prasie ukazały się zdjęcia z czołgami na ulicach Gdańska, to syn dość szybko zaczął myśleć, Lenina wyrzucił i skończył z socjalizmem. Ojciec z wdzięczności zmobilizował kolegów i przywiózł nam ten transport.
Odskocznia od domowego smutku
Organizowanie letniego i zimowego wypoczynku dla dzieci z rodzin internowanych i więzionych było jednym z ważnych przedsięwzięć Komisji Charytatywnej. Gdy wiosną 1982 r. ks. Jankowski szukał odpowiedniego miejsca, jedynym proboszczem w nadmorskiej miejscowości, który bez wahania zgodził się przyjąć dzieci pod swój dach, był ks. Bolesław Lewiński (zmarły w 1992 r.). Dach to zresztą za dużo powiedziane, bo pierwsi uczestnicy kolonii, którzy przyjechali już w lipcu, mieszkali w domu parafialnym przykrytym folią rozciągniętą na rusztowaniach, a posiłki jedli w kuchni polowej.
Bardzo ciepło wakacje w Karwi wspomina dr Joanna Kaniowa, którą ks. Jankowski któregoś roku poprosił o opiekę medyczną nad kolonistami. Obserwowała ona, jak z dnia na dzień dzieci stawały się coraz radośniejsze. – Ten pobyt był dla nich na pewno taką odskocznią od domowego smutku – ocenia. Opowiada też o swego rodzaju atrakcji, jaką dla kolonistów był kard. Franciszek Macharski, który co roku spędzał wakacje na karwieńskiej plebanii. Dzieciaki mogły się później chwalić rówieśnikom, że Kardynał częstował je cukierkami albo że... podpatrywały go na plaży.
Po trzydziestu latach
Rozeszły się drogi osób, dla których na początku lat 80. parafia św. Brygidy była oazą wolności i których zjednoczyła wówczas prawdziwa ludzka solidarność. Większość z nich tamten czas wspomina z ogromnym sentymentem jako okres jednoznacznych wyborów i umacniania życiowych drogowskazów. Ich przypieczętowaniem były coroczne wrześniowe pielgrzymki na Jasną Górę, zainicjowane przez nieżyjących już księży: Jerzego Popiełuszkę, Kazimierza Jancarza i Henryka Jankowskiego. Zawsze brała w nich udział Gdańska Komisja Charytatywna, czynnie włączając się również w ich organizację.
Dla pokolenia wchodzącego dziś w dorosłe życie tamte wydarzenia to już historia, która – jeśli nie będzie dokumentowana – odejdzie w niepamięć. Dlatego Fundacja Filmów i Programów Katolickich Video Studio Gdańsk od kilku lat zabiega o realizację filmowego dokumentu, żeby dać świadectwo prawdzie i utrwalić pamięć o wzorcach zachowań w trudnych czasach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.