To spotkanie, zdaniem najgłośniejszych uczestników polskiej debaty publicznej, nie powinno się odbyć. Katolicki ksiądz nie powinien rozmawiać z osobą, która publicznie zadeklarowała swój ateizm, ateista nie powinien rozmawiać z katolickim księdzem. Granice sporu powinny być jasno wytyczone, barykad nie wolno opuszczać. Niemożliwe? Nie u nas!
Andrzej Franaszek: Czy jest dziś w Polsce możliwa prawdziwa rozmowa ateistki i księdza?
Maria Peszek: Mam małe doświadczenie, jeżeli chodzi o kontakt z osobami duchownymi...
Ks. Andrzej Draguła: ...a ja z niewierzącymi.
Maria Peszek: Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym z jakimś duchownym (niezależnie, jakiego wyznania) po prostu usiadła i zaczęła rozmawiać o Bogu. Ale myślę, że takie spotkanie jest absolutnie możliwe, jeśli tylko pojawi się chęć z obydwu stron.
Ks. Andrzej Draguła: To zależy i od ateisty, i od księdza – od tego, z jakim nastawieniem przychodzą. Czy nie zakładają z góry, że będą tę drugą osobę oceniać, oskarżać albo nawracać.
Maria Peszek: Moją główną motywacją do dzisiejszego spotkania jest ciekawość. A ciekawość wyklucza wrogość.
Świat księży stał się dla części społeczeństwa światem nieznanym i egzotycznym?
Maria Peszek: Myślę, że tak. Pochodzę z rodziny dziwnie religijnej, ale na pewno religijnej i nawet katolickiej. Dziwność polegała na tym, że obok obecności Kościoła pojawiało się u nas wiele zachowań właściwie pogańskich. Mój ojciec jest dziś osobą niewierzącą, ale nadal nie chce pozbyć się przywiązania i czułości wobec wizerunku Matki Bożej: nie potrafi wyjść z domu czy wyjechać w podróż, nie żegnając się z jej obrazem albo rzeźbą. Nasz kontakt z osobami duchownymi jest sporadyczny, ale nie żywię w stosunku do księży przestrachu, odrazy czy pogardy. Chyba tylko nie bardzo jestem sobie w stanie wyobrazić, jak – zwłaszcza teraz – funkcjonuje się w tym stanie.
Ks. Andrzej Draguła: Najgorsza w takich relacjach jest wzajemna stereotypizacja. Niewierzący ma jakąś kliszę księdza, ksiądz – niewierzącego, najczęściej obie są negatywne. Księża niewiele wiedzą o ateistach i odwrotnie; stref, w których możemy się spotkać, ciągle jest mało. Księża z natury rzeczy są skoncentrowani na wiernych, nie bardzo mają czas, by się zastanawiać nad tymi owcami, które postanowiły chodzić same. Być może też się boją – nie wiedzą, jak z tymi ludźmi rozmawiać. Silny jest wizerunek ateisty walczącego, czyli wroga Kościoła i księży. Szkoda, że w Polsce mało jest ateizmu bez ukąszeń antyklerykalnych.
Na Twojej płycie znalazłem tylko jedną deklarację: „nie przynależę”, zdanie mówiące: jestem obok wspólnoty wierzących. Ale to nie jest ocena, stwierdzenie „jestem przeciw” czy „nienawidzę”.
Dla wielu ludzi ten temat właściwie nie istnieje. Nie są „przeciwko” Kościołowi, a zwłaszcza Bogu, ale gdzieś zupełnie obok, bo w pewnym momencie...
Maria Peszek: ...przestali walczyć o to, by uwierzyć. Ja śpiewam tylko i wyłącznie we własnym imieniu, wiem, że moje słowa dla osób wierzących mogą być kłopotliwe, ale także od nich dostaję w mailach dużo wsparcia. Piszą: „jestem wierzący, praktykujący, ale to, o czym śpiewasz, jest dla mnie ważne”. Choć są oczywiście i tacy, którzy uważają, że już sam tytuł płyty – „Jezus Maria Peszek” – jest przekroczeniem. W każdym razie nie jestem antyklerykałką, nie mam poczucia, że atakuję instytucję kościelną, zarządzającą wiarą katolicką.
Myślę zresztą, że w dzisiejszych czasach być księdzem jest naprawdę trudno. Z artystami zawsze chyba było tak samo: traktuje się ich jednak jako wyrzutków, co najwyżej jako barometr jakichś niepokojów. Natomiast Kościół, gdy byłam dzieckiem, miał wśród ludzi wielką atencję, być księdzem – trudno już było wyobrazić sobie coś lepszego! Niewiele z tego zostało.
Ks. Andrzej Draguła: Coraz większa część Kościoła hierarchicznego zdaje sobie z tej sytuacji sprawę, a także próbuje wychodzić z naszych twierdz czy gett. Gdybyśmy z ateistami częściej się spotykali, obie strony mogłyby zobaczyć, że nie taki diabeł straszny, jak się go maluje. Nauczylibyśmy się patrzeć na siebie nie jak na stereotypy, ale jak na ludzi, którzy mogą być dla siebie nawzajem po ludzku sympatyczni. Musi być jednak więcej odwagi – po jednej i drugiej stronie.
Maria Peszek: Gdyby jedna i druga strona były bardziej ze sobą samymi pogodzone, nie miałyby takiej potrzeby agresji. Kościół coraz bardziej traci na znaczeniu, przynajmniej wśród ludzi w moim wieku, i z pewnością ma z tym kłopot, czego dowodem jest działalność osoby kojarzącej się z Kościołem zupełnie najgorzej, czyli księdza Rydzyka.
Gdy rozmawiasz z przyjaciółmi, to Kościół kojarzy im się tylko z ojcem Rydzykiem, czy możliwe jest jednak niuansowanie? Ktoś mówi „znam normalnego księdza, z którym da się pogadać”?
Maria Peszek: Pewnie, że tak. Jest przecież w ludziach tęsknota, niełatwo jest żyć bez duchowości. W moim przypadku decyzja odsunięcia na bok postaci Boga, który miałby mi w czymkolwiek pomagać – wybór, że zostaję sama z sobą i w pełni jestem odpowiedzialna za to, czy jestem szczęśliwa, czy nie – była wyzwalająca, fantastyczna. Ale to nie znaczy, że była to prosta decyzja. Bóg wraca, nie jest tak, że można Mu raz na zawsze powiedzieć „cześć”. Jak dłużej rozmawiasz z ludźmi, to ten Bóg prędzej czy później się pojawi. No a wraz z nim instytucja, która kojarzy się z wiarą. I tutaj jest już większy problem. Jak to się stało, że Kościół tyle stracił ze swojej wartości?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.