Słowa. One świadczą o tym, że nie nadajemy się do życia w samotności. Odsłaniają pewną prawdę o nas. Czasem wystarczy kilka słów i wiemy, z kim mamy do czynienia. Mają też niezwykłą moc. Mówi się, że potrafią wiele zbudować, ale i wiele zniszczyć.
Wielka przygoda przed nami! Zmierzyć się z niemierzalnym, podskoczyć wyżej niż – wydawać by się mogło – potrafi człowiek, to dopiero coś! Nie wiem, czy to na miarę naszych możliwości. Wiem jednak na pewno, że na miarę naszych pragnień. A one zawsze nas wyprzedzają, są niezaspokajane, nawet wtedy gdy wydaje się, że nasycony głód naszych pożądań zupełnie nam do życia wystarczy.
Zapraszam zatem do przygody z „przepysznym” słowem! Słowem, które przekłada się na chleb. Słowem, które nie jest zwyczajnym słowem, bowiem nie jest tylko słowem. Wyraża więcej, niż wyraża i znaczy więcej, niż znaczy. Po co to wszystko? Ano po to, by to Słowo objawiło nie tylko siebie, ale i nas samych.
na początku było Słowo
Słowa. One świadczą o tym, że nie nadajemy się do życia w samotności. Odsłaniają pewną prawdę o nas. Czasem wystarczy kilka słów i wiemy, z kim mamy do czynienia. Mają też niezwykłą moc. Mówi się, że potrafią wiele zbudować, ale i wiele zniszczyć. Dobrze wiemy, jak to działa między nami, w naszej codzienności, jak rodzą się przyjaźnie, zrozumienie czy współczucie dla drugiego. Jak w końcu budują nas samych, gdy karmimy się dobrym słowem. Człowiek zatem słowem potrafi stworzyć dobro, ale i zło. Dlatego trzeba się czasem mieć na baczności i uważać, co się mówi. Wcale nie potrzeba bowiem włączać nuklearnych pocisków, by zepsuć małżeństwo czy rodzinę. Nie chodzi też o to, że jedno czy drugie postanawia wyprowadzić się z domu. Wcześniej zawsze jest złe słowo lub brak słowa dobrego. Słowa nie są niewinne. Kłamstwo, pogarda, egoizm to też mieszkania dla naszych słów. Słów, które mają moc.
Ot, i wcale nie trzeba daleko szukać. Słowo ma ogromne znaczenie w Biblii, w Kościele. Przez słowo powstał świat, przez słowo Bóg komunikuje się ze swoim ludem… Przez słowo podczas każdej Eucharystii dzieją się sprawy nie z tego świata. Ale przez słowo też Szatan zwiódł biednych mieszkańców raju. W historii widać ponadto, że i dobre słowa, takie jak Ewangelia, mogą uczyć nie tylko dobrego, ale i popychać do strasznych rzeczy. Czy chodzi zatem tylko o słowa?
przyszedł, aby zaświadczyć
Niemiecki filozof Bernard Casper stwierdził: „Pojęcia, jak wszystko co ludzkie, także się zużywają”. A zatem słowa mogą się zużyć, wytrzeć, być jak przechodzone spodnie czy zniszczone buty. Wtedy mówią one wszystko i nic jednocześnie. Jakby zapomniały, czym są i po co istnieją. Tyle się mówi, a czasem nie ma się nic do powiedzenia. Wiem, sprawa nie jest łatwa i jednowymiarowa. Rozważać o słowie to trochę tak, jakby próbować podać definicję definicji. A jednak gra jest warta świeczki! Tym bardziej, kiedy mamy już świadomość, że nie unikniemy uproszczeń, ale właściwie innym aparatem nie operujemy. Sęk w tym, by z tymi uproszczeniami nie przesadzić i nie zadowolić się ziewającą duchowością. Warto jednak spróbować przelać ocean do szklanki czy z motyką wyruszyć na słońce! Bo to znacznie bardziej ambitne od banalnej obrony własnych ograniczeń.
a bez Niego nic się nie stało
Słowa mają swoją historię. Historia tworzy słowa, ale i one tworzą historię. Bez niej trudno nam odkryć, co właściwie znaczą lub powinny znaczyć. Zapominając o tym znaczeniu, wpadamy w pułapkę życia bez słów. Ktoś powie: „Wręcz przeciwnie, żyjemy w świecie nadmiaru słów. Mówi się dużo, ale niewiele się z tego rozumie czy traktuje serio”. Jednak gdy słowo staje się tylko płaskim kaprysem, pustym dźwiękiem wymawianym bez odpowiedzialności i pozbawionym sensu, to trochę tak, jakbyśmy tylko „wypożyczali swoje wargi”. A słowa mają przecież stwarzać, nie zdobić usta – to ich rola.
Czyli nie chodzi o to, by sobie pogadać. Nawet o Bogu czy sprawach najważniejszych, choćby tych dobrych. To już coś, ale jeszcze nie to. I tutaj ukazuje się wielkość Biblii. Ona uczy, że słowa dają do myślenia i znaczą więcej, niż znaczą. Że są trochę jak witraż, przez który możliwa staje się droga światła do naszego świata i nasze spojrzenie w tamtą stronę. Chyba trochę racji mają tutaj protestanci, którzy twierdzą: „Wy, katolicy, zamiast czytać Biblię, tylko ją okadzacie”. Tak, nie czytamy, a przynajmniej nie czytamy tak, jak trzeba! Może nawet do niej zaglądamy, ale jej nie czytamy.
i zamieszkało między nami
Racja, nie jest łatwo odgadnąć, co Bóg ma na myśli, kiedy mówi do nas! Czy w ogóle jest ktoś kompetentny w tej kwestii? „A Słowo stało się ciałem (…). I oglądaliśmy Jego chwałę” (J 1,14). Może za szybko stało się ciałem? My nie zdążyliśmy jeszcze usłyszeć słowa, a ono już stało się ciałem. Przecież, aby zrozumieć słowo, potrzeba ciszy, która je poprzedza. Inaczej słowa zaczynają się ze sobą zlewać i już nic nie można zrozumieć. A skoro słowo jest już ciałem, po co sobie jeszcze zaprzątać głowę i zastanawiać się, co ono sobą wypowiada? Mamy ciało, to do życia wystarczy!
I to jeszcze trzeba przypomnieć, że słowo to nie wyraz, znak na papierze. Słowo, by być sobą, musi wybrzmieć. Znamienite, że po odczytaniu Ewangelii kapłan nie unosi księgi, mówiąc: „Oto Słowo Pańskie”. Słowo zaistniało i utrwaliło sprawy istotne. Stało się ciałem.
Słowo Boga ma moc szczególną. Ono też stwarza inaczej niż nasze słowa. Wystarczy rozejrzeć się dokoła. Warto zatem zechcieć je na nowo usłyszeć i zobaczyć! Tak, Słowo Boga można zobaczyć, nie tylko w pięknie stworzonego świata… W Słowie bowiem, które „stało się ciałem”, otrzymaliśmy Boga, ale nie tylko – my sami również staliśmy się przestrzenią dla tego Słowa. W Nim stał się On mieszkaniem naszych słów. Przyjął nasze słowa, by stały się Jego treścią. Ktoś powie: „To zbyt skomplikowane, z tym Bogiem, Jego Słowem”. Abraham J. Heschel wyznaje: „Człowiek jest bardziej problemem Boga, niż Bóg problemem człowieka”.
świat Go nie poznał
Odpowiedź stanowi zatem Chrystus. On słowem zmierzył tajemnicę. Czy tutaj idzie o zrozumienie? Czy uda się nam w ogóle zmierzyć Chrystusa i Jego słowa? Czy istnieje taka miara? Trzeba przecież jakoś zrozumieć, żeby wziąć za coś odpowiedzialność. Nie, nie chodzi o zrozumienie, a już na pewno nie o pewność taką, jaką my byśmy chcieli. Prawda, sens tych słów odsłania się inaczej niż w pewności. Pewność w tym przypadku, wspominając choćby mądrego Hegla, jest wrogiem takiej prawdy. Takiej pewności bronią ideologie, ale nie wiara. Nawet kiedy tzw. nauki pozytywne mają inne zdanie. Bowiem sens – jak przekonuje ks. Michał Heller – „nie musi oznaczać zrozumiałości. Z tego, że ktoś nie może zrozumieć dzieła naukowego, nie wynika, iż jest ono pozbawione sensu”. Ta nasza bezradność zakłada jednak pewną wiarę, że chociaż nie znamy wszystkich sensów, to samo ich szukanie może być sensowne i piękne. Niektórych pytań nie można przecież nie postawić, tym bardziej gdy dotyczą one spraw zasadniczych. Czy taka „bezowocna” wiedza nie jest jednak marnowaniem czasu? Lepiej przecież troszczyć się o to, co życie czyni bardziej zrozumiałym, czytaj: łatwiejszym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.