Mnóstwo ludzi angażuje się emocjonalnie w to, czym się zajmuje i czuje, że się spełnia, że ich zajęcie, rzeczywiście jest treścią ich życia. Choć spotykamy takich ludzi na co dzień, różnicę między powołaniem życiowym, a pasją odkrywamy wtedy, kiedy brak tej drugiej budzi nasze zgorszenie.
Chcemy cieszyć się tym, co robimy, pracować z przyjemnością, mieć satysfakcję z tego, czemu, poświęcimy siły i czas. Czy Pan Bóg bierze to pod uwagę, gdy nas powołuje? Trafiłem niedawno na wiejską plebanię, zaproszony przez proboszcza na obiad. Przy znakomitych plackach ziemniaczanych (z mięsem) zapytałem, kto je przygotował. Zaskoczyła mnie odpowiedź, że gotowanie jest pasją gospodarza. Jako kleryk w wolnym czasie jeździł pomagać przy weselach i tak nauczył się sztuki kulinarnej. Spotkanie to dało mi do myślenia. Jego pasja nie wiązała się z powołaniem kapłańskim – nie pomagała w rozwoju duchowym ani w pracy duszpasterskiej... ale nadała życiu smak.
Wielu ludzi może i chce poświęcić wolny czas na akrobacje na deskorolce, zbieranie kapsli, wyprawy do egzotycznych krajów, nawiązywanie znajomości na czacie i na niezliczone inne zainteresowania sportem, kulturą, turystyką, pracami ręcznymi... Inne pasje nie mają formy określonego zajęcia, ale są postawą życiową, która prowadzi ludzi do angażowania się i w pracę zawodową, i w inne działania: na rzecz potrzebujących, pokoju na świecie, środowiska naturalnego, partii politycznych lub światopoglądów i tak dalej. Kiedy jednak mówimy o pasji i powołaniu, mamy na myśli coś, co łączy się z głównym zajęciem danej osoby.
Różnica między powołaniem a pasją
Że pasja i powołanie nie są tym samym, uświadomił mi pewien sprzedawca parasoli. Kiedy przyszedłem do niego, żeby kupić składaną parasolkę, zanim mi ją podał, rozłożył ją i pokazał, w jaki sposób najlepiej to robić, żeby druty się nie zginały i materiał się nie przecierał. Nie zależało mu tylko na zarobieniu pieniędzy, chciał, żeby przedmiot, który sprzedawał, był właściwie używany i żeby klient był z niego zadowolony. Sprzedawanie było dla niego czymś więcej niż zawodem. Mnóstwo ludzi angażuje się emocjonalnie w to, czym się zajmuje i czuje, że się spełnia, że ich zajęcie, rzeczywiście jest treścią ich życia. Choć spotykamy takich ludzi na co dzień, różnicę między powołaniem życiowym, a pasją odkrywamy wtedy, kiedy brak tej drugiej budzi nasze zgorszenie.
Opryskliwy urzędnik, znudzona bileterka, malarz pokojowy mieszający różne odcienie farby, tak samo jak ksiądz mówiący kazanie bez przygotowania czy asystent sędziego ściągający orzeczenia z Internetu denerwują nas i prowokują do pytania, dlaczego ci ludzie zajmują się czymś, co ich nie interesuje? Mówimy o nich, że nie mają powołania, ale nie zawsze mamy rację. Każda z tych osób mogła właściwie wybrać swój sposób życia czy zawód – wybrać zgodnie z powołaniem – ale jej pasje nie pokryły się lub pokryły się częściowo z dokonanym wyborem (urzędnik chciał pracować w archiwum akt, a nie przy okienku, ksiądz mówiłby znakomicie w wiejskiej parafii, ale nie w mieście...). Dlatego, gdy mamy zdecydować o wyborze powołania (ogólniej – formy życia) pytamy z niepokojem, czy będzie mi dobrze – to znaczy, czy w tym powołaniu zrealizuję moje pasje?
Wartość centralna, ale nie najważniejsza
Przez „pasję” rozumiem silne zaangażowanie emocjonalne w działalność zewnętrzną zmierzającą do realizacji wartości centralnej, ale nie najwyższej w życiu danej osoby. Wyjaśniam: zaangażowanie ma wiele stopni – można coś „polubić” na Facebooku, można wygooglować wiele stron na dany temat, można założyć stronę internetową aktualizowaną raz do roku albo można stworzyć portal tematyczny odwiedzany przez tysiące użytkowników – pasją jest to, co angażuje nas bardzo. Z równą siłą można się oddawać marzeniom o ulubionym zajęciu i snuć projekty na przyszłość, ale dopóki nie podejmie się działania, nie ma jeszcze mowy o pasji. Gdy już zaczniemy wcielać pasję w życie, pochłonie ona nasz czas, pieniądze, sprawi, że zmienią się nasze relacje z ludźmi, zmusi do ciągłego wybierania między realizowaniem pasji, a innymi sprawami – poznamy wtedy, że stała się wartością centralną w naszym życiu. Centralną, ale nie najwyższą...
Pasje – również te, które polegają na pomaganiu ludziom, bronieniu pokrzywdzonych – mają słabą stronę: są uczuciami, które będą starały się zawładnąć całą naszą osobą. Z czasem nasi znajomi zaczną nam dawać do zrozumienia, że mamy bzika na punkcie muzyki, której słuchamy; czasu poświęconego na oglądanie meczów i śledzenie punktacji w ligach narodowych zabraknie nam dla rodziny, dla przyjaciół, dla wspólnoty. A co najgorsze – nie zorientujemy się, kiedy wpadniemy w uzależnienie od radości, jaką daje nam nasza pasja. Dzieje się tak, ponieważ pasja nie prowadzi nas do wartości najwyższych – jakimi są bezinteresowne pragnienie chwały Bożej i dobra ludzi, czyli po prostu miłości.
Pasja jest Bożym darem
Dlatego Pan Bóg, ukazując nam powołanie, domaga się rezygnacji z naszych pasji. Student medycyny musi zapomnieć o radości z postawienia trafnej diagnozy, żeby zobaczyć przed sobą cierpiącego człowieka. Przedszkolanka musi uwolnić się od przywiązania swoich podopiecznych, żeby odkryć, czego potrzebują, aby dobrze kształtowała się ich osobowość. Aktor nie może myśleć o sukcesie kasowym, żeby odnaleźć w sobie to, co sprawi, że stworzy wielką rolę. Kierowca musi zapomnieć o tym, jak świetnie potrafi sobie radzić w niebezpieczeństwie, żeby bezpiecznie prowadzić ciężarówkę. Powołanie do kapłaństwa i do życia zakonnego bardziej jeszcze domaga się wyrzeczenia pasji – nie na darmo w Starym Testamencie Pan Bóg nazywa swoją miłość zazdrosną.
Pan Bóg chce, abyśmy dla Niego zrezygnowali z naszych pasji, ale sam o nich nie zapomina. Przy okazji minionego Dnia Papieskiego Zofia Rybicka wspominała, jak Jan Paweł II zareagował kiedyś na opowiadania swoich przyjaciół o wyprawach w góry: „Wy tak mówicie, a ja tam sobie chodzę”. Pasja do turystyki górskiej rozbudziła się w księdzu Wojtyle dzięki jego przyjaciołom, ale potem musiała ustępować miejsca obowiązkom i chorobie. A jednak to, co w niej było najpiękniejsze i najwartościowsze, mogło się realizować dalej. Co więcej – dzięki Tryptykowi rzymskiemu stało się własnością całego świata. Każda pasja jest wielką energią psychiczną, która jest Bożym darem.
Jak uniknąć pułapek zastawionych przez pasje?
Dla wyboru i realizacji powołania moje pasje mają znaczenie drugorzędne: jeżeli chętnie występuję publicznie, prawdopodobnie mówienie kazań nie sprawi mi kłopotu, ale to nie wystarczy, żebym został dobrym kaznodzieją. Jeżeli moją pasją są czasopisma o modzie i stylu, pewnie dobrze bym się czuł jako stylista, ale nie wiadomo jeszcze, czy wytrwam w nauce takiego zawodu. Powołanie zawsze jest odpowiedzią na wezwanie, które przychodzi od Boga poprzez innych ludzi – w głębi serca budzi miłość. To miłość pozwala uniknąć pułapek, jakie zastawiają na nas pasje, i sprawić, że staną się naszym bogactwem, radością; że nadadzą życiu smak – niepowtarzalny, nasz.
Rozwijanie pasji jest równocześnie rozwijaniem osobowości: zmusza do aktywności, do tworzenia hierarchii wartości i do wybierania według niej. Domaga się wyrzeczeń, wysiłku, pokonywania przeszkód, rozwijania uzdolnień i eliminowania wad. Pomaga nam określić nasze miejsce wśród ludzi i nawiązywać z nimi relacje w oparciu o podobne zainteresowania. Myślę o tylu moich współbraciach, którzy – jak wszyscy pijarzy – zostali powołani „tylko” do głoszenia Ewangelii dzieciom i młodzieży przez kształcenie i wychowywanie, a „przy okazji” wynajdywali lekarstwa, zakładali ogrody botaniczne, konstruowali silniki, komponowali muzykę, malowali obrazy, odkrywali minerały, rysowali mapy, pisali dramaty... I to wszystko dlatego, że kochali z pasją.
--
O. Mateusz Pindelski SP - pijar, obecnie radny generalny i postulator spraw kanonizacyjnych.
Artykuł pochodzi z kwartalnika eSPe nr 100/2013 – Z pasją powołani http://www.mojepowolanie.pl/1033,a,espe-100-z-pasja-powolani.htm
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.