Po trzech latach od katastrofy smoleńskiej nie wiem, co bardziej przeraża: śmierć tylu wspaniałych ludzi czy to, co przez ten czas zobaczyliśmy w działaniach państwowych instytucji. Nic bowiem tak jak tragedia smoleńska nie oddaje prawdy o stanie państwa, o tym jak funkcjonują instytucje III RP.
Eksplozja czy brzoza
Destrukcja samolotu nie zaczęła się od zderzenia z przeszkodą terenową (drzewem), jak to twierdzą eksperci Laska. Samolot przeleciał kilkanaście metrów nad brzozą. To można wyczytać, analizując zapisy urządzeń pokładowych. Nawet gdyby zahaczył o brzozę, to ściąłby ją bez szwanku dla skrzydła, co pokazały badania prof. Biniendy. Owej brzozy nie ma też w pierwszym opisie z miejsca zdarzenia. Dziennikarze „Gazety Polskiej” i „Nowego Państwa” dotarli do protokołu oględzin miejsca katastrofy i odręcznej mapki sporządzonej przez rosyjskich śledczych 10 kwietnia 2010 r. z godz. 15.10, gdzie wprawdzie pojawia się brzoza, ale ta skoszona jest metr od góry. Nie ma tam drzewa o wysokości, jak różnie podawano, raz 5,10 m, innym razem 6,66 m. Za to na odcinku badanym metr po metrze przez rosyjskich śledczych, jak wskazuje ów dokument, na długo przed słynną brzozą, całe pole od szosy Kutuzowa zasłane jest częściami samolotu. Od sporych płatów blachy do małych kawałeczków wielkości dłoni. Wiele z nich spadło na dachy zabudowań, niektóre zawisły lub utkwiły w drzewach. Ten szkic i opis nie znalazły się w raporcie Millera. Poza tym urządzenie TAWS w ostatnim komunikacie (nr 38) ok. 35 m nad ziemią odnotowało dwa wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. Moment później przestały działać komputer pokładowy FMS i czarne skrzynki. Ekspert z Australii, dr inż. Grzegorz Szuladziński – specjalista od procesów rozpadu, dynamiki konstrukcji i odkształceń w lotnictwie, twierdzi, że wstrząsy miały charakter eksplozji. Takie rozrzucenie fragmentów samolotu na ogromnej przestrzeni, duża ilość odłamków i widoczne na zdjęciach rozprucie segmentu kadłuba z wywinięciem na zewnątrz krawędzi występują wtedy, gdy działają potężne siły od wewnątrz. Potwierdzają to badania dr. inż. Grzegorza Berczyńskiego. Tylko wybuch od wewnątrz mógł tak zadziałać na poszycie samolotu i spowodować, by doszło do wyrwania nitów i rozerwania poszycia. Do tego należy dodać, że specjalistyczne urządzenia polskich biegłych wykryły ślady trotylu. Prokuratura, po słynnym tekście Cezarego Gmyza w „Rzeczpospolitej”, po wszystkich dramatycznych dementi, w końcu obecność trotylu potwierdziła, po czym znów w oświadczeniu temu zaprzeczono. Niezależnie od tego, obecność materiałów wybuchowych wykazały badania fragmentów ubrań i pasa, którym była przypięta śp. Ewa Bąkowska. Kuzyn ofiary, Stanisław Zagrodzki, wysłał do amerykańskiego laboratorium próbki i jesienią 2012 r. otrzymał potwierdzenie obecności śladów substancji wybuchowych po detonacji. Ponadto prokuratorzy i dziennikarze dotarli w sumie do 24 świadków katastrofy smoleńskiej, którzy widzieli lub słyszeli zjawiska świadczące o eksplozji w powietrzu. Najciekawsze jednak jest to, że telewizja rosyjska Ria Novosti w dniu tragedii pokazała materiał, w którym niektórzy świadkowie, wśród nich ważny funkcjonariusz służb obwodu smoleńskiego, mówią o wybuchu. W materiale rosyjskiej telewizji przedstawiono symulację, ukazującą eksplozję w samolocie lecącym kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jak to rozumieć? Czy tuż po katastrofie istniały różne wersje rosyjskie, by potem wzięła górę jedna? Może po stronie rosyjskiej istnieją inne środowiska, które wiedzą więcej i chcą Polakom te wiedzę zasygnalizować? Dlaczego list Miedwiediewa sugerował inną zasadę śledztwa niż ta, o której zadecydował Putin? To są pytania na razie bez odpowiedzi.
Co wie, a o czym milczy prokuratura?
Raport komisji Millera jest dawno zakończony. Jak twierdzą niezależni specjaliści, jest to pierwszy na świecie raport tej rangi, który ukończono, nie badając wraku. Wszystkich tych, którzy utrzymują, że polscy eksperci badali wrak, odsyłam do książki Edmunda Klicha Moja czarna skrzynka, w której przyznaje, że Rosjanie nie dopuścili polskich śledczych do badania. Raport Millera to też jedyny znany tej wagi dokument, ilustrowany zdjęciami skopiowanymi z internetu bez wiedzy autora. Czy eksperci to jacyś amatorzy? Chyba nie. Analizując 148-stronicowy dokument z uwagami do projektu raportu końcowego MAK, widać, że panowie dobrze wiedzą, o co chodzi. Uwagi są bardzo profesjonalne. Od Rosjan nie otrzymują jednak odpowiedzi, czyli wszystkie wątpliwości nadal pozostają, a mimo to eksperci wypuszczają w świat dokument, który ma zamknąć temat. Raport, o którym sam prezydent mówi, że sprawę wyjaśnia i że nie chciał, aby choć jeden przecinek został tam zmieniony. Dlaczego? Bo społeczeństwo oczekuje jednoznaczności, odpowiada prezydent.
Niezależnie od Komisji Millera trwa śledztwo w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Tam, w rygorach postępowania procesowego należy ustalić winnych. Prokuratura, mimo iż nie otrzymała od Rosjan wielu ważnych dowodów, sama przesłuchuje świadków, zbiera materiały i w ramach pomocy prawnej od czasu do czasu udaje się jej coś od strony rosyjskiej uzyskać (np. badanie wraku urządzeniami do wykrywania materiałów wybuchowych). Według członków zespołu Macierewicza w prokuraturze są także ekspertyzy zdjęć satelitarnych (przysłane w sierpniu 2010 r.) z zaznaczonymi miejscami wybuchów (w raporcie Millera są one opisane jako miejsca pożarów).
Nie zabijajcie nas
Naczelna Prokuratura Wojskowa dysponuje też zeznaniami kilku świadków, w tym agenta dyplomaty Tomasza Turowskiego, potwierdzającymi, że trzy osoby przeżyły. Potem mieliśmy w mediach dyskusję, co oznaczają słowa „żywiennyje refleksy”. Czy to oznaki życia, czy agonalne drgawki. Rosyjscy lekarze bez wątpienia mówili o oznakach życia. Nieznane są żadne działania polskiej dyplomacji czy przedstawicieli strony polskiej, które by miały na celu sprawdzenie, czy w ogóle, a jeżeli tak, to do jakiego szpitala odwieziono te osoby. Co się potem z nimi stało? Nie wiemy też, czy przesłuchano lekarzy. W tym kontekście należy wspomnieć o krążącym w sieci filmiku, trwającym 1 minutę i 24 sekundy, na którym słychać strzały. ABW po badaniach w laboratorium potwierdziła, że dźwięk i obraz nie były montowane. Są autentyczne. Trwa spór, czy słowa „nie zabijajcie nas” na pewno padają. Natomiast w dwóch niezależnych źródłach potwierdzono, że na lotnisku Siewiernyj byli funkcjonariusze Specnazu. Elitarna jednostka do zadań specjalnych Specnaz nie ma swojego oddziału w Smoleńsku. Co tam robili? Dlaczego wśród różnych pięciu rodzajów formacji także Specnaz zabezpieczał teren lotniska? I jeszcze jedno. Dlaczego wszystkim funkcjonariuszom służb, wysłanym przed lądowaniem do zabezpieczenia lotniska, odebrano telefony? Nie można nie wspomnieć tu o tajemniczych zgonach. A jest ich w sprawie smoleńskiej przynajmniej kilka. O polskim pilocie chorążym Remigiuszu Musiu mówiło się i pisało. Przemilczane jest samobójstwo naczelnika Federalnej Służby Bezpieczeństwa w obwodzie twerskim, gen. Konstantina Moriewa, który przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie.
Społeczny proces poszlakowy
To zaledwie niewielka część pytań, wątpliwości, ale i żmudnych ustaleń. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie zaangażowanie i ogromna praca wielu środowisk, z zespołem Antoniego Macierewicza na czele. Niezależni dziennikarze, blogerzy, anonimowi eksperci, często społecznie, publikują od trzech lat materiały, które jeśli nie dają na razie gotowych odpowiedzi, przynajmniej formułują zazwyczaj trafne hipotezy, a przede wszystkim punktują kłamstwa rosyjskiego i polskiego raportu. W tym czasie nie tylko udało się zgromadzić imponujący materiał, ale także wymusić na Naczelnej Prokuraturze Wojskowej podjęcie działań, których pewnie by nigdy nie zamierzała realizować. Jednocześnie te działania sprawiają, że coraz mniej pewności siebie mają propagatorzy rosyjskich kłamstw. Znamienne, że nawet w mediach, które do tej pory kolportowały rosyjskie wersje i dezinformacje, można nieraz napotkać treści podważające raporty Millera i MAK. Mimo że topnieje grupa tych, co skłonni są dać wiarę w tzw. oficjalną wersję, najzatwardzialszymi zakładnikami smoleńskiego kłamstwa stali się nasi państwowi przywódcy. I właśnie tę ich postawę najtrudniej wytłumaczyć. Bo nie przesądzając o tym, co stało się w Smoleńsku, widząc tak niespójny, nielogiczny raport, znając rozbieżności między ustaleniami NPW, a komisją Millera–Laska, można by przyjąć założenie – badajmy dalej. Ale ani premier Tusk, ani prezydent Komorowski nie mają odwagi się z tym zmierzyć.
Tragedia smoleńska paraliżuje. Trudno się zdobyć na lojalność czy szacunek do przywódców państwa, które nie działa. Można udawać, że nic się nie stało, ale trzeba się wtedy zgodzić na życie w kłamstwie. Paradoksalnie ta postawa naszych rządzących stawia ich w świetle najgorszych podejrzeń. Może być odczytana jako potwierdzenie wszystkich tez wersji zamachu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.