Gdy gra Podbeskidzie na stadionie w Bielsku-Białej pojawia się niemal zawsze. Tak jak kiedyś w Zabrzu na Górniku i na Stadionie Śląskim na meczach polskiej reprezentacji. Nie ma drugiego tak zagorzałego kibica wśród polskich biskupów jak bp Piotr Greger. Z członkiem Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP o piłce można rozmawiać godzinami. Podobnie jak o koszykówce, którą biskup Piotr kiedyś uprawiał...
Górnicy z Zabrza czy Górale z Bielska-Białej, która drużyna jest bliższa sercu Księdza Biskupa?
– Teraz to – z wiadomych względów – Podbeskidzie. Natomiast moja młodość to czas fascynowania się Górnikiem Zabrze (w latach 70. XX w. to była drużyna znana w całej Europie; ach, te pamiętne mecze z AS Roma). Później było zainteresowanie GKS-em Tychy, bo to było blisko mojego rodzinnego domu, a ponadto klub tyski powstał z połączenia dwóch małych klubów (GKS Murcki i GKS Wesoła). Ten drugi to moja rodzinna miejscowość. Od roku 1989 jestem w Bielsku-Białej, a niewiele później powstała inicjatywa budowania nowego zespołu piłkarskiego na bazie Ceramedu Komorowice (dzielnica miasta). I tak pozostało do dziś, kiedy zespół pod nazwą TS Podbeskidzie jest w najwyższej klasie rozgrywkowej, już trzeci sezon. Bywam na meczach – jeśli czas pozwala – mam zaszczyt zasiadać w lożach vipowskich.
Jest Ksiądz Biskup w stanie wymienić pierwsze „11” obu ekstraklasowych ekip?
– Z obecnego składu Górnika Zabrze tylko kilka nazwisk, natomiast z drużyny bielskiej – bez problemu. Z dokładnością każdej pozycji danego zawodnika. Potrafię powiedzieć skład całej „18” desygnowanej na zawody.
Ostatni mecz, który Ksiądz Biskup oglądał na stadionie?
– Na stadionie było mi dane oglądać dwa ostatnie mecze ligowe polskiej T-Mobile Ekstraklasy w Bielsku-Białej: z Legią Warszawa (1:0) oraz z Zawiszą Bydgoszcz (0:0). Wybieram się na pierwszy mecz po przerwie zimowej. 14 lutego o godz. 14.00 będziemy gościli u siebie piłkarzy łódzkiego Widzewa.
Kibicowanie wyssał Ksiądz Biskup z mlekiem matki?
– Matka nie miała z tym nic wspólnego (śmiech). Zainteresowanie sportem to sprawa mojego zmarłego już ojca. Sam uprawiał sport, choć bez wielkich osiągnięć. Po zakończeniu kariery pozostało kibicowanie, stąd nasze częste wizyty na stadionach czy w halach sportowych.
Podobno prócz ligowych potyczek w Tychach czy Zabrzu był też Ksiądz Biskup stałym bywalcem na Stadionie Śląskim.
– Tak, to była tradycja. Uczestniczyłem w kilku wspaniałych występach polskiej reprezentacji na chorzowskim stutysięczniku. Pamiętam słynny mecz z wielką wtedy Anglią w roku 1973 (2:0) i w tych samych eliminacjach do mundialu w Niemczech zwycięstwo z Walią (3:0). W następnych latach dwa zwycięstwa z Holandią (4:1 oraz 2:0), z NRD (1:0 po bramce Andrzeja Buncola) czy remisy, ale dające awans do udziału w mistrzostwach: z Belgią (0:0) i Portugalią (1:1). Natomiast z czasów mojego kapłaństwa pamiętam zwycięstwo z Portugalią i Czechami (w obu przypadkach 2:1). Stadion Śląski był też areną wielkich wydarzeń żużlowych. Pamiętam zdobycie tytułu mistrza świata przez Jerzego Szczakiela (rok 1973) po dodatkowym biegu z nowozelandzkim „mistrzem mistrzów” Ivanem Maugerem.
Wróćmy jeszcze do Zabrza – Adam Nawałka jako selekcjoner to dobry wybór? Dzięki niemu Polacy w końcu awansują na poważną imprezę piłkarską?
– Trudno powiedzieć. Co do warsztatu trenerskiego Adama Nawałki, jestem przekonany o dużej wiedzy i fachowości. Świadczą o tym wyniki osiągane z drużyną Górnika. Jednak kadra – o czym się przekonało już kilku szkoleniowców, nie tylko z Polski – to zupełnie inna rzeczywistość. Pierwsze mecze pod jego wodzą stanowią tego potwierdzenie. Ogromnie panu Adamowi kibicuję i życzę wyników, na jakie Polska od lat już czeka.
Czego brakuje polskiej piłce, by nie odkurzać w kolejnym roku Orłów Górskiego, zwycięskiego remisu na Wembley i innych zamierzchłych sukcesów?
– Powiem nieco przekornie: brakuje ducha sportu, czyli zdrowej rywalizacji opartej na zasadzie fair play. Odnoszę wrażenie, że dzisiejszy sport – na wszystkich szczeblach rozgrywkowych – to już raczej biznes. Ekonomia bierze górę nad rywalizacją sportową. Ze szkodą dla sportu. Europa i świat piłkarski nieco nam „odjechały” i dlatego „pościg” jest konieczny, ale zarazem bardzo trudny. Miejmy nadzieję, że znowu doczekamy się sukcesów polskich piłkarzy na znaczących turniejach w Europie i świecie.
Wspominał Ksiądz Biskup fantastyczne mecze na Stadionie Śląskim, ale na żywo kibicował też Ksiądz Biskup koszykarzom.
– Dokładnie. Kibicowałem męskiemu zespołowi Baildon Katowice. To był klub przyzakładowy huty. Dziś klub już nie istnieje, a w miejscu hali, gdzie grał przebiega nowa droga szybkiego ruchu. Wraz z kolegami kibicowaliśmy też żeńskiemu AZS AWF Katowice. Grało w nim kilka znanych koszykarek. Taka Danuta Bibrzycka (grała pod panieńskim nazwiskiem Ditmer) – to mama znanej dziś „Biby”, czyli Agnieszki Bibrzyckiej. W zespole grała też Marta Starowicz (wtedy Jodłowska), która była później zawodniczką krakowskiej Wisły i reprezentantką Polski. A nieco później była też Renata Dudek (studentka rodem z Koszalina), która słynęła z dużej skuteczności rzutów za 3 punkty.
Koszykówkę Ksiądz Biskup „czuje”, bo sam w nią przecież profesjonalnie grał.
– Był taki mały epizod w moim życiu. Arkana koszykówki zaczynałem poznawać w szkole podstawowej, gdzie utworzono klasę sportową. Później szkoła średnia, gdzie kontynuowałem przygodę ze sportem, a wyczynowo w klubie katowickim. Sport wiele mnie nauczył, miałem bardzo mądrych trenerów, którzy w koszykówce widzieli swoistego rodzaju szkołę życia. Sport nauczył mnie wewnętrznej dyscypliny oraz szacunku i pokory wobec przeciwnika.
Młody Piotr na jakiej pozycji był ustawiany?
– Byłem typową jedynką, czyli rozgrywającym. Ze względu na mój niewielki wzrost, nie mogło być inaczej…
Potrafiłby Ksiądz Biskup zrobić jeszcze dwutakt?
– Oczywiście! Z lewej i prawej strony tablicy; po koźle i po przechwycie piłki w powietrzu bez popełnienia błędu tzw. kroków.
A zdarza się, że zarwie Ksiądz Biskup noc, by oglądnąć w akcji Marcina Gortata?
– Dyscyplina wewnętrzna nakazuje mi planować czas i to bardzo precyzyjnie. Godziny nocne przeznaczam na wypoczynek, dlatego nie „zarywam” nocy dla ligi NBA. Czasem oglądam powtórki meczów zza oceanu.
Sport szczególnie umiłował Jan Paweł II, który już w kwietniu będzie kanonizowany. Dla Księdza Biskupa papież Polak to postać niezwykle bliska…
– Tak, Jan Paweł II mocno wpisał się w moje życie, począwszy od pamiętnej jego wizyty na katowickim lotnisku „Muchowiec”. To był czerwiec roku 1983, ja byłem po maturze i w tych dniach decydowałem o pójściu do seminarium duchownego. Zaczynałem studia w roku obchodów 1950. rocznicy tajemnicy Odkupienia, opiekunem mojego rocznika studiów był i jest Chrystus Odkupiciel. Stąd często sięgałem i nadal odwołuję się do myśli Jana Pawła II zawartych w jego pierwszej, programowej encyklice. Po studiach krótko pracowałem w dwóch parafiach (w formie zastępstw wakacyjnych), a od września 1989 r. zostałem posłany do bielskiej parafii pw. Jezusa Chrystusa Odkupiciela Człowieka. Po sześciu latach wikariatu bp Tadeusz Rakoczy zwolnił mnie z obowiązków duszpasterskich i posłał na studia specjalistyczne z zakresu liturgiki. Temat mojej rozprawy doktorskiej jest mocno związany z myślą Jana Pawła II o rzeczywistości Odkupienia, ponieważ dotyczy percepcji obrzędów pokuty w Polsce po Soborze Watykańskim II. Wiemy, że cała skuteczność tajemnicy pojednania jest owocem Chrystusowego Odkupienia. Jeśli do tego dodamy, że data mojej nominacji biskupiej zbiega się z pierwszym obchodem liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II (22 października 2011 r.), to jak tu nie wierzyć w bliskość mojej osoby i posługi z Janem Pawłem II. Jak już wielokrotnie mówiłem, jestem z pokolenia JPII i mam nadzieję, że będzie mi dane w kwietniu bieżącego roku być w Rzymie na uroczystościach kanonizacyjnych.
Żeby zakończyć sportowo: z perspektywy kapłańskiej sport pomaga w mówieniu o wierze i Bogu czy bardziej przeszkadza?
– To kwestia właściwego ustawienia hierarchii wartości. Dla mnie sport nie był żadną przeszkodą na drodze świadectwa wiary. Oczywiście, najpierw wiara i wynikające z niej zobowiązania, a dopiero potem sport. Między tymi rzeczywistościami nie ma sprzeczności; co więcej, sport może się okazać kolejną szansą do mówienia o wierze wobec tych, którzy do kościoła przychodzą rzadko, a można ich spotkać na stadionie czy w hali sportowej. Tego doświadczam na co dzień, zwłaszcza w Bielsku-Białej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.