Wielu księży boi się stawiać sprawę sumienia i wolności wyraźnie: „masz prawo iść za głosem swojego sumienia”. W tle czai się niekiedy nie wypowiedziana wprost obawa, że przestaniemy wówczas mieć nad ludźmi kontrolę. A przecież nie o taką kontrolę chodzi
Co, zdaniem Księdza, dziś buduje, a co osłabia autorytet Kościoła?
Autorytet Kościoła buduje Chrystus, którego Kościół ma być wyrazicielem. Jeśli słuchamy biskupów, to dlatego, że wierzymy, iż przez nich mówi Chrystus. Ale uwaga: nie każda wypowiedź biskupów musi być głosem Chrystusa. Na przykład: gdy zaczynają się polityczne rozgrywki, gdzie zaczynamy dbać o własną dobrą opinię, zamiast głosić Ewangelię, to głos Chrystusa może zostać zakryty, a Kościół będzie tracił na wiarygodności. Z drugiej strony, warto czasem przypomnieć, że głos biskupa, zwłaszcza papieża, to nie tylko jego osobiste opinie. Co buduje autorytet papieża Franciszka? Nie tylko to, że chroni Kościół przed arogancją albo że posiada wiele osobistego uroku. Jego autorytet płynie z ewangeliczności jego słów i decyzji. Budzi on spontaniczną sympatię wierzących i niewierzących po prostu jako człowiek, ale właśnie w kontekście tej spontanicznej doń sympatii trzeba przypomnieć: „Słuchaj uważnie. To mówi następca św. Piotra − i mówi jako następca św. Piotra. Usłysz w tym głosie przesłanie Ducha Świętego, a nie prywatny głos papieża Franciszka”.
Zdarza się, że argumenty wyjaśniające stanowisko biskupów w jakiejś sprawie do nas nie przemawiają. Czy takie słabe argumenty mogą uzasadniać odrzucenie stanowiska biskupów?
Sięgnijmy do przykładów. Oto w XII w. papież, niektórzy biskupi i inne kościelne autorytety nawoływały do wojny religijnej, do wojen krzyżowych. Oczywiście, działo się to w określonym kontekście historycznym, który wiele tłumaczy. A jednak św. Franciszek poszedł do wyznawców islamu bez broni. Czy nie był to głos protestu przeciw ówczesnemu rozumieniu szerzenia Ewangelii? A Katarzyna Sieneńska: ileż ona surowych słów powiedziała papieżowi! I dziś czcimy ją jako świętą. Niech te dwa przykłady wystarczą, by pokazać, że niekiedy w imię Chrystusa i Ewangelii można, a nawet trzeba, krytykować słowa i czyny hierarchów, zwłaszcza gdy mają one charakter wypowiedzi i decyzji politycznych, a nie ściśle ewangelicznych.
Inny jednak jest sens stanowiska Kościoła dotyczący np. kwestii zapłodnienia in vitro. To stanowisko wyrasta z głębszej wizji człowieka i międzyludzkiej, zakorzenionej w Bogu, miłości. Wielu katolików słabo zna tę doktrynę, bliżej im do potocznej wizji relacji międzyludzkich, małżeństwa, rodziny. Ale jeśli poważnie traktuję przynależność do Kościoła, to nie powinienem zatrzymywać się na poziomie upraszczającej opinii: „Chcę mieć dziecko, a Kościół mi tego zabrania”, ale zagłębić się w wizję człowieka, która leży u podstaw rozstrzygnięć proponowanych przez Kościół. W tej wizji, której nie mogę tu pełniej rozwijać, istotne jest rozumienie człowieka jako istoty duchowo-cielesnej, jak również więzi małżeńskiej, znów: duchowo-cielesnej tak ściśle, że najgłębsze akty miłości małżeńskiej wyrażane są aktami cielesnymi, których sensu – także teologicznego – nie ustala człowiek dowolnie. Stąd tak „mocne” stanowisko Kościoła zarówno w sprawie rozwodów, jak i antykoncepcji z jednej strony, a zapłodnienia in vitro z drugiej. Stanowisko trudne także dla duszpasterzy. Nam, księżom, byłoby łatwiej, gdybyśmy na te wszystkie sprawy machnęli ręką: „Dajmy spokój rozwodom, antykoncepcji. Nie kłóćmy się ciągle o in vitro. Nasze myślenie nie musi się przecież koncentrować na sprawach seksu”. Nie musi, ale poprzez te szczegółowe kwestie dochodzi do głosu kwestia rozumienia człowieka, i to w kontekście jego najgłębszych aktów miłości. Nie da się obok niej przejść obojętnie. Czy Kościół ma rezygnować z tego typu wymagań? Jeżeli tak, to po co Kościół, jeśli miałby on po prostu powtarzać to, co mówią wszyscy inni, ograniczając swą misję do głoszenia pobożnych haseł: pamiętaj o Panu Bogu, dąż do świętości itd.?
Jako człowiek sumienia powinienem starać się zrozumieć intencję Magisterium. Jeżeli jednak dojdę do przekonania, że w Kościele nie znajduję odpowiedzi na moje wątpliwości, muszę zmagać się z tym zagadnieniem samodzielnie. Są sytuacje, które a limine trudno wykluczyć, kiedy człowiek dochodzi do wniosku: „Przepraszam, Kościele święty, ale w tym momencie nie jestem w stanie zaaprobować twoich wymagań”. To jest dramat, ponieważ z jednej strony chcę być wierny Kościołowi, wierzę, że w nim odkryję prawdę, a z drugiej strony w konkretnej kwestii dochodzę do wniosku, że tej prawdy w Kościele nie znajduję.
Cała rozmowa ukazała się w 705 numerze miesięcznika „Znak”, który ukazał się w lutym 2014 roku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.