Poczułem się tam jak w domu

eSPe 110-111/2014 eSPe 110-111/2014

O swoim powołaniu i wyjeździe do pracy duszpasterskiej w Stanach Zjednoczonych opowiada ks. Maciej Stelmach, jedyny kapłan wyświęcony w tym roku dla diecezji Joliet w stanie Illinois.

 

Zrezygnował Ksiądz ze studiów. Jak reagowała Księdza rodzina?

Mama tylko zapytała czy myślę o tym poważnie, czy to nie jakaś chwilowa zachcianka. To był wynik troski mamy i o syna, i o dobro Kościoła, bo potrzebujemy świętych kapłanów a nie takich, którzy traktują kapłaństwo jak zawód. Kiedy upewniła się, że to moja droga, stanowiła dla mnie wielkie wsparcie.

Drugą trudną decyzją dla mojej rodziny był wyjazd na drugi koniec świata. Przez rok byłem w seminarium na Łanowej, więc mama miała czas, żeby się przygotować. Ale w obecnych czasach odległości nie stanowią wielkiej bariery. Właściwie codziennie możemy ze sobą rozmawiać poprzez Skype czy komunikując się innymi kanałami. Moja siostra mieszka w Anglii, więc czasami urządzamy telekonferencję między trzema krajami. Poza tym lot z Chicago do Krakowa trwa dziewięć godzin – to może być krócej niż podróż samochodem z Krakowa nad polskie morze…

Jak Ksiądz rozeznawał sprawę wyjazdu do USA?

To działo się wewnątrz mnie. Rozmawiałem też z tym kolegą, który wyjechał tam przede mną, rozmawiałem z rodziną. Ale w domu nikt mi nigdy nie narzucał swojej woli, zawsze ta decyzja należała do mnie. Z jednej strony to było trudne, bo to rozłąka z domem i przejście do zupełnie innej kultury. Trudna też dla rodziny, bo ją opuszczam.

Wspomina Ksiądz o różnicach kulturowych.

Amerykanie przy zwykłym „dzień dobry” i pytaniu: „co u ciebie?” zawsze odpowiadają: „wspaniale” i się uśmiechają. To nas dziwi, bo my lubimy ponarzekać. Ale z drugiej strony to jest poważny problem w USA i Anglii, bo ludzie nie mówią o swoich życiowych trudnościach, a narzekający Polacy wylewają swoje żale i może przez to są bardziej zdrowi. Amerykanin powie, „I’m fine” a później popełni samobójstwo.

A różnice dotyczące religijności, Kościoła?

Procentowo więcej katolików chodzi tam do kościoła – w każdą niedzielę 30-35 procent. W Polsce, zwłaszcza w wielkich miastach, jest nas nieco mniej. Zauważalny jest też większy szacunek do księży. I to nie tylko wśród katolików; także niekatolicy cenią księdza na tej samej zasadzie, jak mechanika samochodowego dobrze wykonującego swoją robotę. W USA zobaczyłem, że Amerykanie szanują człowieka dopiero, gdy go poznają, gdy zobaczą jak wykonuje pracę. Dlatego mam świadomość, że zasłużę na ich szacunek, jeśli będę dobrze wykonywał swoją pracę. Jeśli nie, to parafianie albo prasa mnie zjedzą…

A formacja seminaryjna?

W USA stawiają na samodzielność. W Polsce raczej należy się wpasować w profil stworzony przez formatorów, co jest pomocne, bo uczy pewnego rytmu dnia. Tam nie ma ograniczonego czasu na tzw. poobiednią przechadzkę. Jest wolny czas i można go swobodnie zagospodarować. Są samochody – można pojechać na zakupy, do kina, do muzeum, gdziekolwiek (klerycy dostają 200 dolarów kieszonkowego na miesiąc). Jest dużo więcej wolności a przez to atmosfera w seminarium jest o wiele zdrowsza; normalniejsze są relacje przełożony-kleryk. Jest szacunek do przełożonego, ale nie ma strachu przed ciągłą kontrolą i oceną. W USA każdy kleryk ma swojego tzw. mentora, z którym spotyka się co miesiąc. Ten mu wówczas mówi, gdzie popełnia błędy i co powinien poprawić.

W Polsce klerycy wydają się też być zamknięci w pewnej osłonce. Nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym, poza wyjątkiem praktyk. W USA pastoralna formacja trwa od samego początku. Przynajmniej raz w tygodniu kleryk musi mieć jakieś dodatkowe zajęcie – np. pracę w szpitalu. W czasie wszystkich przerw od studiów mieszka się w parafii i jest się cały czas wśród ludzi.

Czym się różni praca księży w Polsce i USA?

Zasadniczo każdy ksiądz w Polsce pracuje jako katecheta. Po powrocie ze szkoły na ogół odprawia Mszę św. i prowadzi różne grupy w parafii. W USA przy większości parafii funkcjonują szkoły katolickie, w których uczą świeccy katecheci. Ksiądz przygotowuje do sakramentów. Przez osiem godzin w ciągu dnia siedzi w biurze i jest do dyspozycji wiernych (w Polsce to na ogół godzinny dyżur w kancelarii). Wspólnoty prowadzone są przez świeckich a nadzoruje je ksiądz.

Komu polecałby Ksiądz amerykańskie seminarium?

Musi to być osoba otwarta na innych i na nowe wyzwania. Życie tam jest jednak trochę inne. Od księdza w USA wymaga się tego, żeby sam wychodził z inicjatywą. Nie może to być osoba dobra tylko w wykonywaniu rzeczy zleconych. Stany polecałbym osobom odważnym, które nie boją się podjąć ryzyka.

 

Rozmawiał Przemysław Radzyński

 

Artykuł pochodzi z eSPe 7-8/2014. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.

 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| POWOŁANIE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...