Łatwiej jest przywrócić do życia umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem. (Mateusz Talbot)
Nie wiadomo, co dokładnie przytrafiło się Mateuszowi Talbotowi pamiętnego ranka 1884 roku w starym irlandzkim pubie. Jedno jest pewne: ta wizyta na zawsze zmieniła jego życie.
W jeden z sobotnich poranków Matt ze swoim młodszym bratem poszedł jak zwykle do pubu. Miał wtedy 28 lat, a od 16 lat pogrążał się permanentnie w alkoholizmie. Był bezrobotny i bez grosza w kieszeni, ale liczył na to, że któryś z kolegów zafunduje mu alkohol. On przecież często pomagał im w takich sytuacjach. Ale każdy przechodził obojętnie. Niektórzy nawet śmiali się z niego. Wreszcie poprosił o pomoc. Zamiast brzęku szklanki usłyszał: „Ty świnio!”. To nim wstrząsnęło. Poczuł się upokorzony i odrzucony. W jednym momencie uświadomił sobie, że straszny nałóg zmarnował najlepsze lata jego życia. Postanowił się zmienić. Wrócił do domu i powiedział matce, że pójdzie zaraz do księdza i złoży przyrzeczenie abstynencji. Kobieta przyjęła te słowa z niedowierzaniem i radziła mu zrobić to dopiero wtedy, gdy będzie miał pewność, że wytrwa. Ale on poszedł jeszcze tego samego dnia, wyspowiadał się i złożył przyrzeczenie na trzy miesiące. Od tego dnia rozpoczął drogę wewnętrznej przemiany.
Było mu bardzo ciężko trwać w trzeźwości, ponieważ ojciec, bracia i koledzy dalej pili, także jego organizm domagał się alkoholu. Nakreślił sobie plan dnia i sumiennie go wypełniał: Msza święta, praca, adoracja Najświętszego Sakramentu, różaniec, lektura Biblii i pobożnych książek, surowe pokuty i wyrzeczenia. Modlitwa była dla niego niezwykle trudna i męcząca. Aby nie ulec pokusie pójścia do pubu, przestał nosić przy sobie pieniądze. Wspierał biednych i spłacił wszystkie długi zaciągnięte na alkohol. Nie znalazł jedynie człowieka, któremu ukradł kiedyś skrzypce. Zamówił więc za niego Mszę świętą.
Bliscy i znajomi zauważyli jego przemianę. Bracia nie chcieli zerwać z nałogiem, dlatego Mateusz wyprowadził się z domu. Koledzy z pracy wiedzieli, że przy nim nie mogą przeklinać ani opowiadać nieprzyzwoitych dowcipów. Wiele osób przekonało się o jego wielkiej pokorze, dobroci i życzliwości. Nie tolerował kłamstwa i nieuczciwości. Nie przyjął propozycji małżeństwa od pewnej pobożnej kobiety, ponieważ wiedział, że jego powołaniem jest życie w samotności.
Chorował na serce i wiedział, że w każdej chwili może rozstać się z życiem. Zmarł 7 czerwca 1925 roku w drodze do kościoła, w niedzielny poranek, w uroczystość Trójcy Świętej. Nikt nie rozpoznał leżącego na ulicy martwego człowieka. Nie miał przy sobie dokumentów. Dopiero po czterech dniach został zidentyfikowany i pochowany go w skromnym grobie (dziś jego szczątki znajdują się w kościele Matki Bożej z Lourdes w Dublinie). 3 października 1975 roku ogłoszono dekret o heroiczności cnót Mateusza. Przysługuje mu tytuł Sługi Bożego, patrona osób uzależnionych od alkoholu.
Magdalena Buczek
CIEKAWOSTKI:
- Choć Mateusz zmarł samotny i prawie nikomu nieznany, jednak już rok po śmierci wydano małą broszurkę z jego biografią, która stała się niezwykle popularna. W ciągu roku przetłumaczono ją na dwanaście języków. Tylko w języku angielskim rozprowadzono 100 tysięcy egzemplarzy.
- Fragment trumny, w której jego szczątki znajdowały się do 1952 roku, znajduje się w kościele pw. św. Aleksego w Płocku-Trzepowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.