Narodzenie Boga w ludzkiej naturze zupełnie przekracza nasze wyobrażenia na temat miłości Boga do człowieka. Nikt z ludzi nie wymyśliłby Boga, który staje się człowiekiem po to, byśmy dosłownie zobaczyli Jego miłość. Nikt z nas nie wymyśliłby Boga, który przychodzi do nas osobiście, chociaż z góry wie, że zostanie najbardziej drastycznie skrzywdzony w całej historii ludzkości – z ks. dr. Markiem Dziewieckim – psychologiem i rekolekcjonistą – rozmawia Agnieszka Porzezińska
Agnieszka Porzezińska: – Jezus urodził się ponad dwa tysiące lat temu, a my co roku świętujemy Boże Narodzenie. Czy da się te święta przeżyć głęboko, mając świadomość, że to pamiątka, a nie rzeczywistość, która dzieje się tu i teraz?
Ks. dr Marek Dziewiecki: – Święta Bożego Narodzenia to pamiątka rzeczywistości, która nieprzerwanie trwa od tamtego czasu. Dwa tysiące lat temu Syn Boży przyszedł do nas osobiście w ludzkiej naturze po to, byśmy odtąd już wiedzieli, że kocha nas z bliska, a nie z dalekiego nieba. Bóg wie, że im bliżej jest nas ten, kto kocha, tym bardziej nas umacnia. Ta zasada dotyczy także relacji międzyludzkich. Jeśli mąż i ojciec ogromnie kocha żonę i dzieci, lecz z jakiegoś powodu jest daleko od nich, to umacnia ich, gdy dzwoni, gdy na odległość wczuwa się w ich potrzeby, gdy zapewnia o swojej tęsknocie i trosce o nich. Gdy jednak wróci, gdy przytuli żonę i weźmie w ramiona dzieci, to umacnia swoich bliskich nieskończenie bardziej. W widzialnej naturze Syn Boży przyszedł do nas dwa tysiące lat temu, jednak fizycznie obecny pozostaje z nami w Eucharystii także tu i teraz – aż do skończenia świata. Święta Bożego Narodzenia przeżywamy głęboko wtedy, gdy dojrzalej niż dotąd uświadamiamy sobie, że także mnie Bóg kocha z bardzo bliska. Mogę żyć w Jego fizycznej obecności. Cud Wcielenia nigdy się nie kończy!
– Trudno pojąć i przyjąć, że wszechmogący Bóg zrezygnował ze swojej siły i dał się zamknąć w człowieku, w bezbronnym dziecku...
– Tak niezwykły znak miłości mógł wymyśleć tylko Bóg! W najpiękniejszych nawet snach i pragnieniach nikt z nas nie wpadłby na pomysł, by prosić Boga o to, żeby z miłości do nas i z troski o nas stał się człowiekiem. Narodzenie Boga w ludzkiej naturze zupełnie przekracza nasze wyobrażenia na temat miłości Boga do człowieka. Nikt z ludzi nie wymyśliłby Boga, który staje się człowiekiem po to, byśmy dosłownie zobaczyli Jego miłość. Nikt z nas nie wymyśliłby Boga, który przychodzi do nas osobiście, chociaż z góry wie, że zostanie najbardziej drastycznie skrzywdzony w całej historii ludzkości. Żadna inna religia świata nie głosi, że Bóg do tego stopnia kocha człowieka, iż staje się jednym z nas i oddaje za nas własne życie! Tylko chrześcijaństwo głosi światu niesłychanie Dobrą Nowinę o tym, że los każdego z ludzi jest dla Boga ważniejszy niż Jego własny los! Chrześcijanie, którzy zdają sobie z tego sprawę, są błogosławieni. Nikt nie złamie człowieka, który wie, że jest nieodwołalnie kochany przez Boga i że Bóg za tę miłość zapłaci dosłownie każdą cenę.
– Boże Narodzenie przekracza nasze najśmielsze oczekiwania, lecz nie przekracza granic Bożej miłości. Jak jednak mają w taką miłość uwierzyć ci, którzy nie czują, że są kochani przez kogokolwiek?
– Gdy chodzi o dzieci, to warunkiem uwierzenia w miłość Boga jest doświadczenie miłości ze strony ludzi, a zwłaszcza ze strony rodziców. Dziecko nie jest w stanie spotkać się z Bogiem inaczej niż za pośrednictwem dorosłych, którzy kochają i którzy mu wyjaśniają, że jest Ktoś, kto kocha jeszcze nieskończenie bardziej niż oni. To właśnie dlatego dzieci żyjące w rodzinach, w których jest za mało miłości, nie są na razie w stanie uwierzyć w miłość Boga. Dla nich Boże Narodzenie to spotkanie z prezentami i tradycją, a nie spotkanie z Kimś, kto kocha mnie bardziej od wszystkich ludzi razem wziętych. Gdy mamy naście lat lub gdy jesteśmy dorośli, wtedy potrafimy już doświadczać miłości Boga niemal bezpośrednio: w sercu, w sumieniu, w okolicznościach życia, przez które Bóg daje nam znaki swojej obecności i miłości. W pewnym jednak stopniu do końca życia doczesnego pozostajemy zależni w doświadczaniu miłości Bożej od naszych relacji międzyludzkich. Im bardziej ofiarnie – a zarazem mądrze – ktoś z bliskich czy przyjaciół nas kocha, tym bardziej oczywiste staje się dla nas to, że Bóg kocha nas naprawdę i nieskończenie bardziej niż ludzie.
– Dlaczego Bóg kocha człowieka?
– A dlaczego rodzice kochają swoje dzieci, jeśli naprawdę kochają? Czynią to bez powodu, bez zasługi ze strony dzieci. Kochają za nic, bo miłość jest darem, a nie zapłatą. Kocham wtedy, gdy traktuję drugiego człowieka jak bezcenny skarb, który od świtu do nocy chronię i za który oddam życie, gdy zajdzie taka potrzeba. Bóg nas kocha, gdyż jest miłością, a nas traktuje jak swoje bezcenne dzieci. I nigdy kochać nie przestanie, gdyż Jego miłość jest bezwarunkowa, a przez to nieodwołalna. Człowiek to ktoś kochany przez Boga – oto najprostsza i najważniejsza definicja człowieka!
– Dlaczego Bóg wybrał Maryję na Matkę Boga?
– Boże Macierzyństwo Maryi to kolejny niesłychany przejaw miłości Boga do człowieka. Stwórca mógłby przyjść do nas w ludzkiej naturze bez pomocy człowieka. Mógłby sobie tę ludzką naturę po prostu stworzyć! Wszechmocny Pan wszechświata pragnął jednak okazać nam widzialnie swoją miłość z naszą pomocą. Znalazł niezwykłą, świętą Dziewczynę, która zaufała Bogu w obliczu niewiarygodnej po ludzku propozycji. Zawierzyła Stwórcy, że to ma sens, ryzykując wszystko: więź z mężem, a nawet życie. Gdyby Józef Jej nie uwierzył, mogła zostać ukamienowana razem z poczętym w Niej Dzieckiem. Bóg traktuje ludzi poważnie i dlatego pragnie, byśmy świadomie przyjmowali od Niego miłość oraz byśmy współpracowali z Nim w dziele naszego zbawienia – każdy z nas na swój niepowtarzalny sposób.
– Czy Maryja mogła się nie zgodzić? Co by się stało, gdyby powiedziała „nie”?
– Oczywiście, że miała taką możliwość. Maryja była przy zwiastowaniu dopiero nastolatką, a mimo to już wybrała sobie szlachetnego męża i miała własne, jasne plany na swoje dorosłe życie. Postawiła Aniołowi twarde, konkretne pytania. Wyraziła swoje obawy i wątpliwości. Jej historia jest zupełnie wyjątkowa. To jedyny w historii przypadek, w którym to Bóg przychodzi i prosi o coś człowieka, a nie człowiek zwraca się z prośbą do Boga. Nie wiem, jak potoczyłaby się historia zbawienia, gdyby Maryja powiedziała „nie”. Wiem natomiast, jak bardzo ta nastolatka z Nazaretu stała mi się bliska przez to, że zaufała Bogu aż tak, że uwierzyła w niewiarygodne. Chcę Jej postawę naśladować na co dzień w moim życiu.
– Bóg nigdy nie daje daru temu, kto nie jest zdolny do przyjęcia go. Jeśli ofiarowuje nam Boże Narodzenie, a my nie będziemy w stanie go przyjąć, czy wtedy będziemy nieszczęśliwi?
– Bóg posyła swojego Syna do wszystkich, gdyż Bóg nie stwarza ludzi drugiej kategorii. Wszyscy jesteśmy w stanie przyjąć dar Jego miłości i obecności. Możemy odrzucić wszystko, co nam w tym przeszkadza. Niektórzy czynią to dopiero pod koniec życia doczesnego. Inni – przynajmniej patrząc z zewnątrz – nie przyjmują Boga do końca doczesności. Jesteśmy na tyle szczęśliwi, na ile przyjmujemy miłość od Boga i na ile tę miłość naśladujemy. Jedynie małym dzieciom wystarczy do szczęścia – na razie! – to, że są kochane, chociaż same jeszcze kochać nie potrafią. Los nastolatków i dorosłych zależy od tego, czy zaczynają kochać. Radość jest owocem miłości, nie doświadczy jej ten, kto nie kocha, czyli nie odpowiada miłością na miłość.
– Dlaczego Bóg przyszedł do nas jako dziecko?
– Najpierw dlatego, by zakomunikować, że okazuje nam miłość w sposób najbardziej wzruszający, czyli poprzez oddanie się w nasze ręce. Gdy ktoś ufa mi do tego stopnia, że staje przede mną w całkowitej bezradności i zaufaniu, to już nie mam wątpliwości, że mnie kocha. Jednocześnie upewnia mnie o tym, że jestem w stanie go nie zawieść i odpowiedzieć miłością na okazane mi zaufanie. Z drugiej strony Bóg chciał nas zapewnić, że jeśli dziecko chronione jest miłością kochających się małżonków, to będzie wzrastało w łasce i mądrości u Boga i u ludzi. I żaden Herod mu w tym nie przeszkodzi. To dlatego Bóg poczekał ze zwiastowaniem do czasu, gdy Maryja poślubiła Józefa. Wszystko, co błogosławione i radosne, zaczyna się na tej ziemi od miłości kochających się małżonków. O tym też przypomina nam Boże Narodzenie.
– Czy bez Boga człowiek może być szczęśliwy?
– Nie jest to możliwe, gdyż Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Bez Boga człowiek oddala się od samego siebie. Nie rozumie samego siebie. Wmawia sobie, że jest dzieckiem przypadku czy nieświadomej siebie materii. Zdarza się, że jakieś dziecko wyrośnie na szczęśliwego człowieka, mimo że nie jest kochane przez rodziców. Nie zdarza się natomiast, by człowiek wyrósł na kogoś dojrzałego i szczęśliwego bez więzi z Bogiem. Po grzechu pierworodnym nikt z nas nie jest w stanie nauczyć miłości i błogosławionej sztuki życia po omacku albo metodą prób i błędów.
– Czy Jezus oczekuje ode mnie jakichś prezentów na swoje urodziny?
– Oczywiście! Oczekuje miejsca w moim sercu dla siebie. Pragnie być środkiem mojego serca. Czyni to z miłości do mnie, a nie z zazdrości. Wie, że jeśli moja więź z Nim będzie silniejsza od mojej więzi z człowiekiem, którego najbardziej kocham, to będę umiał kochać każdego i w każdej sytuacji. Samego siebie też!
– Co zrobić, żeby poczuć w te święta miłość w rodzinie, przemianę serc, żeby nie czuć lęku? Czy jedyną drogą do tego jest przyjęcie Jezusa?
– Nie znam innego sposobu na miłość w rodzinie, nawrócenie i uwolnienie od lęku niż przyjęcie Jezusa jako jedynego Pana mojego życia. Tylko On mnie we wszystkim rozumie. Tylko On oddał za mnie życie. Tylko On daje mi gwarancję, że nigdy mnie kochać nie przestanie. Szczęśliwe rodziny to takie, w których każdy kocha każdego. Dzieje się tak w tych rodzinach, w których każdy kocha Jezusa bardziej niż bliskich i bardziej niż samego siebie. I w których każdy słucha Jezusa we wszystkim, a nie tylko w wybranych sferach życia. Bóg się rodzi w naszej naturze i w naszych realiach życia po to, by nasze rodziny rodziły się do takiego właśnie błogosławionego sposobu istnienia!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.