Paloma Gómez Borrero (rocznik 1934) to hiszpańska dziennikarka, jedyna kobieta, która towarzyszyła Janowi Pawłowi II we wszystkich jego podróżach. W ciągu 27 lat pontyfikatu podczas 104 wyjazdów zagranicznych przemierzyła z nim 5 kontynentów. 24 marca 2017 r. udała się w swoją ostatnią podróż... W tym roku mija pierwsza rocznica śmierci hiszpańskiej watykanistki. Poniżej publikujemy jeden z ostatnich wywiadów z dziennikarką. Rozmowę – która jest także „wędrówką” po niezwykłych wspomnieniach o Papieżu Polaku – dedykujemy wszystkim kobietom z okazji ich święta
Aleksandra Zapotoczny: – Przez całą Pani dziennikarską karierę tematem przewodnim Pani relacji, jako korespondentki radia i telewizji w Hiszpanii, był Jan Paweł II. Co najbardziej zapadło Pani w pamięć?
Paloma Gómez Borrero: – Wspomnień mam wiele. Niezwykłe było pierwsze spotkanie z nim, kiedy zaraz po swoim wyborze zaprosił do siebie dziennikarzy. Wychodząc ze spotkania, zatrzymywał się przy zebranych. Nie wiem dlaczego, ale natychmiast skierował się w moją stronę i stanął obok. Po raz pierwszy znalazłam się tak blisko Ojca Świętego i zapytałam: „Czy Ojciec Święty mówi po hiszpańsku?”. „Nie – odpowiedział mi – ale obiecałem hiszpańskim kardynałom, że się nauczę”. Poprosiłam go o błogosławieństwo dla Hiszpanii, a on mi odpowiedział: „Dla Hiszpanii – wszystko”.
– Wzięła Pani udział chyba we wszystkich papieskich zagranicznych pielgrzymkach...
– Najpierw pojechaliśmy do Meksyku, Polski i do Afryki, więc podczas konferencji prasowych odbywających się w samolocie za każdym razem pytałam, kiedy wybierze się do Hiszpanii. Pewnego razu zwróciłam się słowami: „Na Ojca Świętego czeka św. Teresa... w Hiszpanii. Kiedy Papież przyjedzie ją odwiedzić?”. Oczywiście, bardzo się z tego śmiał. Jego 16. podróż była wreszcie tą do naszego kraju. Oczywiście, wszystkie podróże do krajów egzotycznych były bardzo ciężkie. W wielkim upale odwiedziliśmy pięć miejsc w Afryce, bardzo od siebie odległych. Podróże te były męczące, ale zawsze piękne, sam Papież mówił, że jest w nich coś niezwykłego.
Nie widziałam, żeby kiedykolwiek Papież otrzymał od kogokolwiek tyle świń... Tak było w Papui-Nowej Gwinei, gdzie najcenniejszym darem jest prosię. Witali go mieszkańcy ubrani w stroje ludowe – albo raczej rozebrani. Momentami wydawało się, że cofnęliśmy się do epoki kamienia łupanego... Na Wyspach Salomona natomiast zbliżył się nagle do Papieża ubrany w pióra żołnierz z dzidą w ręce i patrzył złowrogo. Byliśmy wystraszeni. Widząc, że ochrona nie reaguje, czekaliśmy, co będzie dalej. Żołnierz zaczął tańczyć...
Po którejś z pielgrzymek na Watykanie krążył żart: „W czym różni się ten papież od Pana Boga? – Pan Bóg jest wszędzie, ale Papież był już wszędzie”. Kiedy pierwszy raz dotarliśmy do Papui-Nowej Gwinei, byliśmy przekonani, że Papież też jest tu pierwszy raz, ale on powiedział: „Byłem tu już jako kardynał”.
– A Pani wspomnienia z pielgrzymek do Polski?
– Polskę odkryliśmy podczas pierwszej wizyty Papieża w Ojczyźnie. Ujrzeliśmy niezwykły naród, który całej Europie pomagał swoją modlitwą, żywą wiarą, miłością do Maryi. Nigdy nie zapomnę pożegnania w Krakowie. Na lotnisku nie było dużo ludzi, bo władze świadomie je zamknęły, ale na ulicach były tłumy. Ludzie, by zobaczyć Papieża, wchodzili nawet na drzewa. Siedziałam już w samolocie (dziennikarze wchodzą bocznymi drzwiami wcześniej niż papież), kiedy kard. Wyszyński zwrócił się do Ojca Świętego: „Zabierają Cię polskie skrzydła” – lecieliśmy Lot-em. Potem odbyły się ostatnie wystąpienia głowy państwa i Papieża, bardzo polityczne, dyplomatyczne, po czym Papież wchodził do samolotu. Spoglądałam na niego i zastanawiałam się, co mógł myśleć, żegnając prezydenta Polski. Obaj są Polakami, dlaczego więc są dla siebie tacy zimni...? I w tym momencie Papież zszedł ze schodów, wrócił do prezydenta i go objął. Z daleka dochodził głos ludzi, którzy śpiewali: „Góralu, czy ci nie żal”. Ludzie śpiewali, a prezydent z Papieżem żegnali się w serdecznym objęciu. Pomyślałam wtedy, że ten naród jest naprawdę niezwykły. Dwóch Polaków tak bardzo różniących się od siebie, ale złączonych Polską...
– Pani należała do nielicznej grupy kobiet watykanistek. Papież miał na uwadze kobiecy geniusz...
– Nie ma niczego cenniejszego niż to, co powiedział w Liście do kobiet: „Dziękuję ci, że jesteś kobietą”. Rozwijając temat kobiet w pontyfikacie Papieża, chcę opowiedzieć o pewnym fakcie. Dotarła do mnie informacja, że Jan Paweł II bardzo chciał zobaczyć film o św. Franciszku autorstwa Liliany Cavani. Jest to reżyserka wzbudzająca polemiki, kontrowersje. Nie jest katoliczką, za to kobietą twardą, ale równocześnie zakochaną w świętym z Asyżu, o którym zrobiła już dwa filmy. Papież chciał zobaczyć ten film w obecności samej reżyserki, by później o nim wspólnie dyskutować. Zaprosił ją na Watykan. Współpracownicy odradzali mu ten pomysł. Papież jednak obejrzał film wraz z reżyserką. Podczas sceny, w której przedstawiono samotność św. Franciszka, Papieżowi popłynęły łzy. Liliana po powrocie do domu napisała do niego list, w którym wytłumaczyła, że pisze z potrzeby serca. „Ojcze Święty, chciałeś zobaczyć mój film, nie przeszkodziło Ci to, że jestem kobietą. Nie byłeś do mnie uprzedzony. Osoby takie jak Ty ratują dzisiejszy świat. Dzięki Ci, Papieżu, człowieku godny Maryi”.
A mnie osobiście przydarzyła się taka niezwykła sytuacja. Byliśmy w Indiach. Tamtejszy arcybiskup podczas spotkania z osobami duchownymi wprowadził do kościoła kapłanów, a zakonnice zostały na zewnątrz. Po nabożeństwie Papież, gdy wychodził ze świątyni, zobaczył wszystkie te siostry i zapytał, dlaczego nie weszły do kościoła. One mu odpowiedziały, że arcybiskup tak zarządził. I to się Papieżowi nie spodobało. Kiedy dotarł do Pałacu Apostolskiego, gdzie było zorganizowane Studio Radia Watykańskiego, z którego i ja korzystałam, zobaczył mnie nadającą korespondencję do mojego kraju. W salonie miał być obiad dla rodziny papieskiej, czyli ochrony, asystentów, gwardzistów. Cała grupa z Papieżem udała się do sali jadalnej, ja zostałam w studiu. W pewnym momencie przyszedł Arturo Mari i powiedział, że zostałam zaproszona na obiad... Byłam zaskoczona. Poszłam razem z nim, usiadłam przy bocznym stoliku niedaleko głównego stołu, przy którym siedzieli Papież i inni hierarchowie kościelni. Widziałam, że Ojciec Święty rozmawia, ale raz po raz spogląda na mnie. Byłam jedyną kobietą na sali. Na koniec posiłku głos zabrał gospodarz miejsca, arcybiskup, a potem mówił Papież. „Jestem szczęśliwy – wyznał – mieszkańcy Goa znaleźli miejsce w moim sercu, ale dzisiaj bardzo się cieszę, że wśród nas jest też Paloma”. Oczywiście, zamarłam, a Papież dokończył: „Ponieważ papież nie dyskryminuje kobiet”. Potem podszedł do każdego stolika i każdego z osobna pozdrowił. W tym czasie wspomniany arcybiskup zbliżył się do mnie i powiedział: „Papież na Pani przykładzie dał mi dzisiaj lekcję”.
– Miała Pani wyjątkowy kontakt z Papieżem...
– Któregoś razu, gdy lecieliśmy do Ameryki, w samolocie były tylko trzy kobiety: ja, Valentina i Maria José. Papież jak zwykle podczas lotu przechodził między miejscami i pozdrawiał pasażerów. Kiedy miał się zbliżać do naszych miejsc, zaczęły się turbulencje. Musiał powrócić na swoje miejsce i zapiąć pasy. Było nam bardzo przykro... Podróż kontynuowaliśmy, turbulencje ustały, ale Papież do nas nie wracał. Maria José miała zadać mu pytanie i rozpaczała, co ona teraz zrobi – to jest jej pierwsza podróż z Papieżem, wszyscy dziennikarze zadali mu pytanie, a ona nie, jak się wytłumaczy w redakcji... Odpowiedziałam jej: „Nie przejmuj się, zaraz napiszę do Papieża”. I tam, w samolocie, napisałam do niego karteczkę...
Ja często pisałam do niego karteczki i przesyłałam je przez jego osobistego kamerdynera Camilla Cibina. Napisałam tak: „Ojcze Święty, w tym całym samolocie są tylko trzy kobiety, które jeszcze z Papieżem nie rozmawiały, jest z nami Maria José, która musi Papieżowi zadać pytanie. Jeśli Papież w Goa powiedział, że kobiet nie dyskryminuje, to my teraz czujemy się bardzo dyskryminowane”. Karteczkę przekazałam i czekam. Po chwili kamerdyner wrócił i powiedział: „Wszystkie trzy kobiety do Papieża”. Ks. Stanisław Dziwisz, zobaczywszy mnie, rzucił: „Pani jest okropna!”.
Dlatego ilekroć podczas konferencji prasowych na pokładzie samolotu Joaquín Navarro-Valls ogłaszał, że jest jeszcze okazja na ostatnie pytania, Papież widząc, że ja jeszcze pytania nie zadałam i że i tak mu potem napiszę list, udzielał mi głosu jako ostatniej. Napisała o tym Angela Ambrogetti w książce, która ukazała się też w Polsce, i kiedy ją przeczytałam, zażartowałam przed autorką: „Nie wiedziałam, że ja aż tyle mówiłam przed Papieżem”. No a dzisiaj już nie piszę, ale rozmawiam z nim i on zawsze mi odpowiada, pomaga mi, a ja mu potem dziękuję.
– Jest Pani babcią, więc wnuki zapewne wiedzą dużo o Papieżu...
– Kiedy byliśmy u niego z Laurą, trzymałam ją na rękach, a ona dotykała Papieżowi nosa. Zwracałam jej uwagę: „Laura, to jest Ojciec Święty, zachowaj choć trochę szacunku”... Katerinę Papież już ochrzcił, a dwóch jej braci podczas celebracji niosło dary. Kiedy pewnego razu udaliśmy się do Papieża z całą rodziną – byli także moja mama i mąż, który jest pilotem Alitalia – Ojciec Święty zwrócił się do niego: „Bardzo Panu dziękuję, że ma Pan tyle cierpliwości do żony, którą w swoje podróże zabiera Papież”. Mąż mu na to odpowiedział: „Mógłby Papież zabierać ją częściej”.
– Czy trudno jest być dziennikarzem katolickim?
– Wydaje mi się, że nie. Dziennikarz katolicki nie ma zamiaru nikogo o niczym przekonywać – ma tylko informować. 27 i pół roku mówiłam o Papieżu hiszpańskim słuchaczom i widzom i muszę powiedzieć, że miłość, którą noszą w sercu do Jana Pawła II, zrodziła się dzięki moim relacjom – świadomość tego ma Kościół hiszpański i miał ją też sam Papież. Ja w najzwyklejszy sposób relacjonowałam, opowiadałam. A tego Papieża opowiadało się przez anegdoty i przykłady, bo czynił piękne rzeczy – i jak je czynił!
– Relacjonowała Pani dla swojego kraju także odejście Papieża...
– Miałam ten przywilej być przy Papieżu w Sali Klementyńskiej. Stałam przy s. Tobianie i papieskim lekarzu. Patrzyłam na ks. Stanisława – miał takie czerwone oczy, z niewyspania i płaczu. I pamiętam, że ciągle pytał: „Według Ciebie jest pogodny, prawda? Jest pogodny?”. Pomyślałam, jak bardzo Papież musiał cierpieć, skoro teraz ks. Stanisław chce się upewnić, że cierpienie już się skończyło... Stałam tam i się modliłam, ale uświadomiłam sobie, że jestem uprzywilejowana, że mogę tu teraz być, dlatego muszę to zrelacjonować słuchaczom... Przypomniałam sobie, że Papież na początku swojego pontyfikatu powiedział: „Chciałbym być zamiataczem świata, oczyścić ulice, by nastały na nich pokój i miłość”. Opuszczając więc Salę Klementyńską, spojrzałam na niego po raz ostatni. „Teraz zamiataj ulice w niebie”... Kiedy zjechałam windą na dziedziniec, zadzwoniłam do redakcji i przekazałam korespondencję. Dyrektor przed programem kilkakrotnie pytał, czy dam radę mówić... Wiedziałam, że dam. Opowiedziałam więc wszystko, czego byłam świadkiem. Kiedy w 1981 r. dla hiszpańskiej telewizji nadawałam relację z zamachu na Papieża, wtedy była nadzieja, że przeżyje, a w tej chwili już nie żył. „Twój głos dziennikarza nie może załamywać się przez łzy, ty musisz opowiadać, że umarł wielki człowiek i święty”. Tak właśnie zakończyłam swoją korespondencję.
– Świętość Papieża potwierdziła jego kanonizacja.
– Dla mnie beatyfikacja czy kanonizacja nie zmieniają niczego. Papież świętym był dla ludzi już za życia, więc myślę również, że nie jest ważne, jak my go będziemy teraz nazywać. Mnie osobiście bardziej pasuje „Magno”, bo był wielki we wszystkim. Pamiętam, jak kiedyś pewna hiszpańska artystka pragnęła spotkać się z Papieżem, ale chorowała na raka wątroby. Wybierałam się na pielgrzymkę z Papieżem do Lourdes i podczas odwiedzin w szpitalu obiecałam jej modlitwę w grocie, a ona nalegała, żebym poprosiła Papieża, by się modlił. Obiecałam, że Papież dowie się o jej chorobie, no i... oczywiście, napisałam mu liścik w samolocie. Kiedy byliśmy już w Lourdes, stałam po stronie basenów. Papież wracał z groty i zobaczył mnie w tłumie. Wtedy dał sygnał Cibinowi. Ten wziął z rąk Papieża różaniec, podszedł do mnie i wręczając mi go, powiedział: „To jest dla twojej przyjaciółki od Papieża”. Ten różaniec artystka trzymała w ręce w szpitalu przez następne trzy miesiące, po czym zażyczyła sobie, by włożono go jej także do trumny. To był Papież Magno!
– Wspomnienie, które szczególnie skrywa Pani w sercu...?
– Pamiętam moje imieniny, przypadły one podczas pielgrzymki do Kinszasy w Kongo, wtedy również korzystałam ze studia Radia Watykańkiego, które tym razem zorganizowano w nuncjaturze. Imieniny obchodzę 15 sierpnia – w święto Virgen de La Paloma – Madonna della Colomba. Papież jadł obiad z kardynałami, dla dziennikarzy był przygotowany bufet w holu. Ja ogłosiłam wszystkim, by mi składali życzenia. W połowie obiadu otworzyły się drzwi i wyszedł do nas Papież: „Paloma, dowiedziałem się, że dziś masz imieniny. Chciałbym Ci złożyć życzenia i udzielić błogosławieństwa”. Tego samego dnia po południu Papież miał wiele punktów swojej wizyty, spotkania i Msze św. Kolację zjedliśmy w taki sam sposób jak obiad, ale ja prawie nie jadłam, musiałam wyjść do studia, by nadać korespondencję. Pracując ze słuchawkami na uszach, przez małe okienko w drzwiach widziałam Papieża jedzącego z kardynałami. Po skończonej kolacji Papież udał się już do pokoju, wszyscy goście opuścili nuncjaturę, ale ja musiałam jeszcze nadać ostatnie relacje. Wiedziałam, że nikogo już nie ma, w studiu czekał na mnie technik. Nareszcie mogłam coś przekąsić i schowałam się w kącie. Nagle słyszę, że ktoś schodzi ze schodów. Był to Papież wraz z kamerdynerem, szli prosto do kaplicy, do której wszedł tylko papież. Cibin zobaczył mnie. „Papież modli się w kaplicy”. „Ale przecież po całym dniu jest zmęczony”. „On musi się modlić”... Cibin czekał na Papieża, a ja skończyłam swój posiłek i wróciłam do studia. Kiedy skończyliśmy transmisję, praktycznie wychodząc na korytarz, spotkaliśmy się z Papieżem. Zatrzymaliśmy się w drzwiach, by nie przeciąć mu drogi. Jan Paweł II nawet nie myślał, że może tu jeszcze kogoś spotkać. Szedł powoli z opuszczoną głową, ale gdy przechodził obok nas, wyczuł czyjąś obecność, podniósł oczy – pamiętam to jak dziś – i wtedy mnie zobaczył, a przecież widział mnie tu już w południe. Z przerażeniem zwrócił się do mnie: „Z mojego powodu jeszcze pracujesz? Wybacz mi! ”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.